Weronika cały dzień krzątała się w kuchni — dziś były jej urodziny. Wszystko musiało być idealne: sałatki, przystawki, danie główne. Pod wieczór zaczęli schodzić się goście — rodzice, przyjaciółki i oczywiście teściowa, Barbara Stanisławowa. Dziewczyny chętnie pomagały gospodyni — rozkładały jedzenie, ustawiały potrawy na stole. Zapowiadała się ciepła, rodzinna impreza. Ale tylko do chwili, gdy zabrała głos teściowa.
— Moja droga synowa — zaczęła Barbara Stanisławowa z wymuszonym uśmiechem. — Gratuluję ci urodzin! Z tej okazji wręczam ci… — podeszła i podała Weronice kopertę.
Weronika otworzyła ją z uśmiechem, ale na widok zawartości zbladła. Był to bon na kurs gotowania.
— Mam nadzieję, iż w końcu nauczysz się gotować — powiedziała teściowa lodowatym tonem. — Żeby za rok nie było wstydu sadzać gości przy stole.
Powietrze zastygło. Weronika stanęła jak wryta.
— Naprawdę? choćby w dniu moich urodzin nie mogłaś się powstrzymać?
— Uspokój się — wtrącił się Krzysztof. — Usiądź. Pogadam z nią.
Wyprowadził matkę do kuchni. Nikt nie wiedział, co dokładnie działo się za zamkniętymi drzwiami, ale teściowa niedługo wyszła — zabierając ze sobą ów bon. Przy stole zaległa niezręczna cisza, ale goście stopniowo się rozluźnili. Popłynęły toasty — za zdrowie, za miłość, za cierpliwość.
Gdy prawie wszyscy już sobie poszli, zostały tylko przyjaciółki. Nastrój nie był już świąteczny.
— Werka, serio tak źle gotujesz? — zapytała Ola.
— No co ty, nie jestem mistrzem kuchni, ale da się zjeść. Teściowa uważa, iż jeżeli to nie jej syn przy garach, to znaczy, iż źle.
— A w ogóle próbowała twojego jedzenia? — zdziwiła się Justyna.
— Rzadko. Zwykle od razu zakłada, iż będzie niedobre.
Wtedy właśnie narodził się plan. Weronika postanowiła przeprowadzić eksperyment i udowodnić, iż problem nie leży w kuchni, tylko w uprzedzeniaWeronika i Krzysztof przygotowali więc małą pułapkę, by pokazać, iż prawda może być bardziej gorzka niż najsłabsza zupa teściowej.