Dzisiaj wpis w moim dzienniku o urodzinach mojej żony, która przeżyła niezapomnianą lekcję.
Kinga cały dzień krzątała się w kuchni – dziś były jej urodziny. Chciała, żeby wszystko było idealne: sałatki, przekąski, danie główne. Wieczorem zjawili się goście: rodzice, przyjaciółki i oczywiście teściowa – Krystyna Bogumiłówna. Dziewczyny chętnie pomagały w przygotowaniach – nakrywały do stołu, ustawiały potrawy. Atmosfera zapowiadała się ciepła i rodzinna. Ale tylko do chwili, gdy głos zabrała teściowa.
– Kochana moja synowa – zaczęła Krystyna Bogumiłówna z wymuszonym uśmiechem. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! I z tej okazji daruję ci… – podeszła i wręczyła Kingi kopertę.
Kinga otworzyła ją z uśmiechem, ale na widok zawartości zbladła. W środku był bon na kurs gotowania.
– Mam nadzieję, iż wreszcie nauczysz się gotować – powiedziała teściowa lodowatym tonem. – Żeby w przyszłym roku nie było wstydu przed gośćmi.
W powietrzu zawisła cisza. Kinga zastygła w miejscu.
– Naprawdę? choćby w moje urodziny nie mogłaś się powstrzymać?
– Uspokój się – wtrącił się Krzysztof. – Usiądź. Pogadam z nią.
Wyprowadził matkę do kuchni. Co dokładnie działo się za zamkniętymi drzwiami, nie wiedział nikt, ale niedługo teściowa wyszła – zabierając ze sobą ten przeklęty bon. Przy stole zaległa niezręczna cisza, ale goście powoli odzyskali dobry nastrój. Popłynęły toasty: za zdrowie, za miłość, za cierpliwość.
Gdy prawie wszyscy się rozeszli, zostały tylko przyjaciółki. Atmosfera już nie była taka radosna.
– Kinga, naprawdę nie umiesz gotować? – spytała Agnieszka.
– No co ty, nie jestem mistrzynią, ale jadalne to jest. Teściowa uważa, iż jeżeli jej syn nie stoi przy garach, to znaczy, iż jest źle.
– A w ogóle próbowała twoich dań? – zdziwiła się Justyna.
– Rzadko. Zawsze zakłada, iż będą niedobre.
I wtedy narodził się plan. Kinga postanowiła udowodnić, iż to nie o kuchnię chodzi, ale o uprzedzenia.
Z Krzysztofem wszystko omówili i przygotowali się. On ugotował obiad, a Kinga „przypisała” sobie zasługi. Zaprosili teściową. Krystyna Bogumiłówna przyszła w bojowym nastroju, ale zdziwiła się na widok zastawionego stołu: żurek, pieczeń, sałatki, przystawki. Jakby straciła argumenty.
– No cóż – mruknęła. – Mam nadzieję, iż kurs nie poszedł na marne.
Zaczęła jeść. choćby pochwaliła – niechętnie, ale jednak.
– Kurs pomógł. Oczywiście, do poziomu Krzysia ci daleko, ale przynajmniej pieniądze się nie zmarnowały.
Wtedy Krzysztof wyjął telefon, włączył nagranie i postawił przed nią.
Na ekranie był on, przy kuchence, przygotowujący te same dania.
– Mamo, mam dość twoich docinków pod adresem Kingi. Właśnie jadłaś to, co ugotowałem ja. jeżeli ci smakuje, to znaczy, iż problem leży gdzie indziej. jeżeli chcesz upokarzać Kingę bez powodu – koniec z tym. Żadnych więcej uwag o jej gotowaniu.
Krystyna Bogumiłówna zbladła.
– To wszystko ona! Robi z ciebie marionetkę! Inaczej cię wychowałam!
– Mamo, dosyć. Sam– jeżeli nie zmienisz postawy, to będziemy się widywać rzadziej – powiedział Krzysztof, a teściowa wyszła, trzasnąwszy drzwiami, ale po kilku tygodniach ciszy sama zadzwoniła z przeprosinami, bo zrozumiała, iż upór nie zastąpi relacji z synem.