Prezent na rocznicę, który wywrócił moje życie do góry nogami
Wanda przyglądała się uważnie swojemu odbiciu w lustrze. Dziś wyglądała wyjątkowo pięknie: staranna fryzura, idealny makijaż, subtelna biżuteria dobrana z gustem. Nie mogło być inaczej – dziś ona i Kazimierz świętowali rocznicę ślubu.
Impreza trwała w najlepsze. Goście jeden po drugim podchodzili do pary, składali życzenia, wręczali prezenty, rozbrzmiewał śmiech i muzyka. Wanda uśmiechała się, ale w głębi duszy czuła coś dziwnego – jakby miało się wydarzyć coś ważne.
Gdy nadszedł czas wymiany prezentów, Wanda wzięła mikrofon:
— No cóż, kochanie, przyszła i nasza kolej! Mam nadzieję, iż mój podarek ci się spodoba — powiedziała, wpatrując się uważnie w męża.
Drzwi sali bankietowej otworzyły się szeroko, a kilku mężczyzn wniosło ogromne pudełko przykryte jaskrawą tkaniną. Kazimierz podniósł się z miejsca, zaintrygowany, ale gdy materiał opadł, jego twarz zastygła w szoku.
Zaledwie kilka godzin przed przyjęciem Wanda siedziała w sypialni i odczytywała wiadomość na telefonie męża. Każde słowo wbijało się w jej serce jak nóż. „Tęsknię strasznie… Liczę godziny do naszego spotkania” — pisała mu jego kochanka.
Lecz nie to poraziło Wandę do żywego. Kobieta, z którą Kazimierz ją zdradzał, była od niego starsza o dobre piętnaście lat, krągła, daleka od ideałów urody. A jednak ją wybierał.
Słysząc zbliżające się kroki, Wanda gwałtownie usunęła wiadomości i odłożyła telefon. Kazimierz wszedł do pokoju, pogwizdując. Był w świetnym humorze — w pracy dali mu premię i już planował, jak zabierze „swoją Bożenę” nad morze.
Widząc dziwny wyraz twarzy żony, zmarszczył brwi:
— Coś się stało? Jesteś jakaś… inna.
— Wszystko w porządku — odparła spokojnie. — Myślę o naszej rocznicy. Aha, potrzebuję pieniędzy na organizację przyjęcia.
— Jasne, bez problemu — uśmiechnął się.
Nawet sama nie rozumiała, dlaczego przyjęła to ze spokojem. Dawniej podobne zdrady wywoływały w niej łykania, groźby rozwodu. Teraz — cisza. Coś w niej pękło.
Kazimierz wyszedł na balkon, by wysłać kolejny czuły SMS. A Wanda tymczasem przypomniała sobie, ile razy wybaczała jego niewierność. Teściowa zawsze stawała po stronie syna:
— Faceci są jak koty — jeżeli jest im w domu ciepło i wygodnie, wracają. Nie rób awantur, Wandeńko. Jak stracisz — sama będziesz winna.
Teść wtórował:
— Nie ma się co żalić! Twój Kazimierz to złoty chłop. Pracuje, forsę do domu nosi. Czego ci więcej trzeba?
Lecz Wanda doskonale wiedziała, iż ten „złoty chłop” zdradza przy każdej okazji. I iż teść sam od lat hula na lewo i prawo — tylko lepiej to ukrywa.
Przypomniała sobie, jak wychowała się w rodzinie, gdzie zdrada była zdradą, gdzie rodzice uczyli ją szacunku do siebie. Ale w rodzinie Kazimierza było to normą — „cierp, jakoś się ułoży”.
Koleżanki radziły Wandzie odejść, póki czas. Ale dokąd? Z trójką dzieci, bez stałej pracy? Wracać do rodziców? Tam już mieszkał brat z rodziną. I mimo wszystko wciąż kochała Kazimierza — za wspólne szkolne lata, za pierwsze wyznania, za dzieci.
Może teściowa miała rację? Może Kazimierz się „wyszumi” i uspokoi?
Lecz wiadomość w telefonie, pełna czułości dla innej kobiety, znów przeszyła jej serce. Zrozumiała: czas skończyć tę udrękę.
Zadzwoniła do agencji organizującej przyjęcia. Przyszedł właściciel firmy — mężczyzna o imieniu Wiesław. Gdy Wanda, powstrzymując łzy, opowiedziała mu o swoim problemie, wysłuchał jej uważnie.
— Musisz żyć dla siebie i dzieci — powiedział cicho. — Po co znosić kogoś, kto cię nie szanuje?
I właśnie wtedy narodził się w jej głowie plan. Plan, który postawi kropkę w ich małżeństwie.
Rocznicę zorganizowała w ogromnym domu za miastem. Gości było mnóstwo: rodzina, przyjaciele, współpracownicy. choćby Bożena – ta właśnie kochanka Kazimierza – zjawiła się, błyszcząc tandetnym uśmiechem.
Wanda stała z boku, obserwując wszystko. Była nienaganna: elegancka czarna suknia, szpilki, droga biżuteria.
Gdy przyszedł czas na prezenty, wzięła mikrofon:
— Najdroższy mój Kaziu! Dziesięć lat temu wybrałam cię na męża. W tym czasie zrozumiałam, iż idealni mężczyźni istnieją tylko w bajkach. Ale dziś chcę ci podziękować za istotną lekcję: jak NIE powinna wyglądać rodzina.
Do sali wniesiono gigantyczny tort. Wszyscy zamarli.
Materiał opadł — a z tortu wyszły trzy półnagie dziewczyny: blondynka, brunetka i rudowłosa.
Kazimierz otworzył usta, nie wierząc własnym oczom. Jego kochanka Bożena zbladła.
Wanda podeszła do męża:
— Baw się dobrze, kochanie. W końcu zawsze pragnąłeś więcej „różnorodności”, prawda?
Wśród gwizdów i szeptów gości wzięła dzieci za ręce i wyszła. Wiesław już czekał pod drzwiami.
Rozwód był brudny i trudny. Kazimierz krzyczał, oskarżał Wandę o zdradę, o podłość. Ale sąd rozwiódł ich bez pytań.
Wanda wynajęła mieszkanie, znalazła pracę. Wiesław pomógł jej stanąć na nogi. Stał się nie tylko jej oparciem, ale i kochającym mężem i prawdziwym ojcem dla jej dzieci.
Dziś, po latach, Wanda ani razu nie żałowała swojej decyzji.
Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się cierpliwość. Nikt nie ma prawa deptać twojej godności.