Wynoś się, stary dziadzie! krzyknęli za nim, wyrzucając go z hotelu. Dopiero później dowiedzieli się, kim naprawdę był ale było już za późno.
Młoda recepcjonistka, nienagannie ubrana i schludna, mrugała zdziwiona oczami, patrząc na mężczyznę około sześćdziesiątki stojącego przy ladzie. Miał na sobie wytarte ubranie, z którego ostro pachniało, ale uśmiechnął się przyjaźnie i poprosił:
Proszę pani, czy mógłbym dostać pokój typu lux?
Jego niebieskie oczy błysnęły znajomo jakby Jadwiga już gdzieś widziała to spojrzenie. Ale zanim zdażyła się zorientować, skąd je pamięta, zniecierpliwiona wzruszyła ramionami i sięgnęła po przycisk alarmowy.
Przepraszam, ale nie obsługujemy takich klientów powiedziała chłodno, unosząc wysoko podbródek.
Jakich takich? Macie jakieś specjalne zasady przyjmowania gości?
Mężczyzna wyglądał na urażonego. Nie żebraka, oczywiście, ale jego wygląd delikatnie mówiąc, pozostawiał wiele do życzenia. Cuchnęło od niego czymś nieprzyjemnym, jakby kilka dni temu ktoś pod kaloryfer włożył śledzia. A jeszcze śmiał marzyć o luksusie!
Jadwiga tylko prychnęła, patrząc na niego z drwiną: choćby na najtańszy pokój nie miałby pieniędzy.
Proszę, nie zajmuj mi czasu. Chcę się wykąpać i odpocząć. Jestem bardzo zmęczony. Nie mam czasu w dyskusje.
Już panu powiedziałam nie jest tu pan mile widziany. Niech pan szuka innego hotelu. Poza tym wszystkie pokoje są zajęte. Brudny staruch, a do luksu się pcha dodała półgłosem.
Kazimierz Janowicz wiedział na pewno: w tym hotelu zawsze zostawał jeden wolny pokój. Już chciał zaprotestować, ale podszedł do niego ochroniarz, brutalnie złapał go za ręce i wypchnął na ulicę. Potem wymienili spojrzenia i zaśmiali się jakby dziadek postanowił przypomnieć sobie młodość, ale nie docenił siły.
Dziadu, choćby za ekonoma byś nie zapłacił. Spadaj, zanim kości policzymy!
Kazimierz był oszołomiony ich bezczelnością. Dziadek?! Przecież miał dopiero sześćdziesiąt lat! Gdyby nie ta przeklęta ryba, pokazałby im, kto tu jest staruszkiem! Chciał ich nauczyć rozumu, ale nie miał siły na awanturę. Wdanie się w bójkę oznaczało ryzyko wizyty na policji, a tego absolutnie nie mógł sobie pozwolić. Musiał się powstrzymać i obiecać sobie w duchu: jeżeli kiedykolwiek zostanie właścicielem hotelu, takich ochroniarzy wymieni od razu.
Próba powrotu skończyła się fiaskiem znów go przegonili, grożąc wezwaniem patrolu. Mamrocząc pod nosem, Kazimierz doszedł do ławki w parku. Jak to się mogło stać? Przecież tylko chciał odpocząć nad wodą, a wyszło zupełnie inaczej. Ryba brała słabo tylko drobiazg, który zaraz wypuszczał. Potem zaczął padać deszcz, a w drodze powrotnej poślizgnął się przy brzegu i wpadł po kolana w wodę. Z trudem się wydostał, ale teraz całe ubranie było w błocie, a klucze zniknęły bez śladu.
Córka, na złość, wyjechała w delegację, więc do domu nikt go nie wpuści. Kazimierz przyjechał do Haliny w odwiedziny, chciał zrobić niespodziankę, ale okazało się, iż właśnie pakuje się do wyjazdu. Gdyby wiedział wcześniej, przyjechałby później. Przecież specjalnie wziął urlop, żeby spędzić czas z córką i zobaczyć, jak jej się żyje.
Tato, przepraszam, iż zostawiam cię samego. Postaram się wrócić szybko, a ty nie martw się. Obiecujesz? Halina przytuliła ojca i pocałowała go w czoło.
A niby czemu miałbym się martwić? Pójdę sobie na ryby. Po to tu przyjechałem, nie? zaśmiał się.
A ja myślałam, iż przyjechałeś tylko po to, żeby mnie zobaczyć nadęła się Halina, ale od razu się uśmiechnęła wiedziała, iż tato żartuje.
Zbierając się nad rzekę, Kazimierz nie sprawdził naładowania telefonu. I nie pomyślał, iż znajdzie się w takiej sytuacji. Myślał, iż przeczeka w hotelu, aż córka wróci. Ale teraz choćby nie wpuścili










