Krzysztof rzucił fakturę na deskę rozdzielczą furgonetki, rozdrażniony.
Tomek, widziałeś ten zlecenie? Szafa, kanapa, dwa fotele i stół! I to na piąte piętro, bez windy! Za takie pieniądze niech sobie Jurek sam to dźwiga!
Daj spokój, Krzysiu odparł spokojnie Tomasz, nie odrywając wzroku od drogi. Ostatnie zlecenie dziś, potem do domu. Żona obiecała rosół.
Twojemu rosołowi nic nie grozi, ale mój kręgosłup się zemści westchnął Krzysztof, patrząc przez okno na szare blokowiska. Po co ludziom te piąte piętra? Mogliby mieszkać na parterze jak normalni ludzie.
Ale widok lepszy uśmiechnął się Tomasz. I nikt nie tupie nad głową.
No tak, romantyka A kto zamawiał? Krzysztof w końcu wziął fakturę, wytężając wzrok nad drobnym drukiem. Jakaś Marzena Nowak. Telefon, adres Zaliczka wpłacona, reszta przy odbiorze. Standard.
Furgonetka skręciła z głównej ulicy w ciche podwórko, zastawione samochodami. Nowe bloki sąsiadowały tu ze starą kamienicą, tworząc dziwny kontrast. Tomasz zaparkował pod klatką z odpryskującym tynkiem.
No, jesteśmy. Tamto wejście wskazał drzwi z obtartą farbą. Oby tylko drzwi w mieszkaniu były szerokie, bo z szafą będzie zabawa.
Wyładowali wózek i Krzysztof zadzwonił do klientki.
Halo, pani Marzeno? Dzień dobry, firma Komfort. Przywieźliśmy pańskie zamówienie. Tak, jesteśmy na dole. Dobrze, poczekamy.
Po chwili drzwi otworzyły się i stanęła w nich kobieta około czterdziestki, w zwykłych dżinsach i luźnym t-shircie. Ciemne włosy miała związane w niedbały kucyk, na twarzy niemal bez makijażu. Uśmiechnęła się przyjaźnie.
Witajcie, proszę wejść. Mieszkanie na piątym, pod samym dachem.
Krzysztof z Tomaszem zaczęli ładować meble na wózek, by nie dźwigać wszystkiego pojedynczo. Najpierw poszła kanapa największa, ale nie najcięższa.
Poczekajcie, pomogę niespodziewanie zaproponowała gospodyni, gdy manewrowali w wąskiej klatce.
Co pani, Marzeno, nie trzeba machnął ręką Tomasz. To nasza robota.
A jednak uparła się, podpierając róg kanapy. Te zakręty w klatce są podchwytliwe, jak się nie zna.
Jej głos wydał się Krzysztofowi dziwnie znajomy. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, gdzie mógł go słyszeć. Coś bardzo bliskiego, ale wymykającego się pamięci.
Piąte piętro dało im w kość. Po drodze Krzysztof zdążył przekląć wszystkich architektów bez wind, wszystkich lokatorów i szczególnie tych, którzy zamawiają tu meble. W końcu kanapa stanęła pod drzwiami. Gospodyni otworzyła, przytrzymując je.
Proszę wnosić do salonu, tam pod okno.
Mieszkanie okazało się zaskakująco przestronne pewnie pozbawione niektórych ścian. Jasne ściany, minimum mebli, dużo powietrza. W kącie stało pianino, jedyny przedmiot zdradzający pasje gospodyni.
Gra pani? zapytał Tomasz, wskazując na instrument, gdy ustawiali kanapę.
Trochę odpowiedziała wymijająco. Dla siebie, żeby nie zapomnieć.
Wrócili po resztę mebli. Krzysztof wciąż czuł, iż twarz kobiety jest mu znajoma. Może już u niej byli? Albo widział gdzieś przypadkiem? Pamięć uparcie milczała.
Gdy wniesiono ostatni przedmiot stół Krzysztof nie wytrzymał.
Przepraszam za ciekawość, pani Marzeno, ale wydaje mi się, iż gdzieś panią widziałem. Zamawiała pani u nas wcześniej?
Kobieta zastygła na moment, jakby ważąc odpowiedź.
Nie, to moje pierwsze zamówienie odparła po chwili. Pewnie mi się pan pomylił.
Odwróciła się, sięgając po portfel, gdy z radia w sąsiednim pokoju popłynęła piosenka. Stary przebój, który niegdyś królował na listach. Kobiecy głos śpiewał o niespełnionej miłości.
I wtedy Krzysztofa oświeciło. Obrócił się gwałtownie do gospodyni, która właśnie podawała mu pieniądze, i wykrzyknął:
Marlena Gwiazda! To pani jest Marlena Gwiazda!
Tomasz, który właśnie ustawiał szafę, omal nie upuścił drzwiczek. Obrócił się i wlepił wzrok w kobietę, jakby ujrzał ducha.
Nie może być! wydusił. Ta Marlena Gwiazda, która zniknęła lata temu!
Kobieta lekko zbladła, ale zachowała spokój.
Mylą się panowie powiedziała cicho. Nazywam się Marzena Nowak, jestem zwykłą kobietą, która się tu niedawno wprowadziła.
Ależ proszę pani Krzysztof nie mógł opanować emocji. Znałem na pamięć wszystkie pani piosenki! Nie odchodź, Ostatni deszcz, Gwiezdne niebo Żona oszalała na ich punkcie! A potem pani po prostu zniknęła. Wszystkie gazety pisały przepadła gwiazda estrady!
Plotkowali, iż wyjechała pani za granicę dodał Tomasz. Albo do klasztoru. Niektórzy choćby mówili, iż urwał, bo śmierć gwiazdy nie była najlepszym tematem.
Marlena westchnęła i usiadła na nowej kanapie.
No cóż, rozpoznaliście mnie szepnęła. Byłabym wdzięczna, gdyby to zostało między nami.
Więc to naprawdę pani? Krzysztof wciąż nie wierzył własnym oczom. Ale dlaczego pani zniknęła? I dlaczego mieszka w takim rozejrzał się po skromnym wnętrzu, zwykłym miejscu?
Siadajcie niespodziewanie zaproponowała. Skoro już wiecie, może herbatę? Opowiem. I tak kiedyś musiałoby wyjść.
Wymienili niepewne spojrzenia. Picie herbaty z klientami nie było w firmowym regulaminie. Ale kto odmówiłby spotkania z legendą, którą cały kraj uważał za zaginioną?
Mamy jeszcze coś dziś? spytał Krzysztof Tomasza.
To był ostatni kurs potwierdził tamten, nie odrywając wzroku od gospodyni. No i kto nam zabroni? Swoje zrobiliśmy.
Marlena wyszła do kuchni, a oni zostali w












