WYPOSAŻENIE W PRZYJEMNY WIELEKROJNY SĄDZONY I ZNAUZEŁ MAMY NOTATKĘ W PODSZYWIE
Kiedy po raz pierwszy przymierzyłam wynajętą suknię ślubną, poczułam niesamowite uczucie. Nie strach, nie zachwyt, a jedynie ciężar, który nie dawał spokoju. Nie przywiązywałam wagi do tego, bo wiedziałam, iż to wypożyczenie z małej, kameralnej pracowni w centrum Krakowa. Właścicielka zapewniała, iż sukienka była użyta jedynie raz, dwadzieścia lat temu, i iż została dokładnie wyczyszczona i zachowana w nienaruszonym stanie.
Zabrakłam jej do domu, powiesiłam delikatnie w szafie i każdej nocy, przed nadchodzącym ślubem, przyglądałam się jej z bliska, wyobrażając sobie aleję, muzykę, swojego przyszłego męża. Byłam zakochana, naiwnie, młodo, choć nieco głupia.
Noc przed ceremonią, kiedy wyprasowałam suknięcie i sprawdzałam, czy nie ma zagnieceń, poczułam szarpnięcie w podszewce przy dolnym brzegu. Wewnątrz znajdował się mały, płaski guzek, którego nie potrafiłam wytłumaczyć. Z ciekawością sięgnęłam po igłę i otworzyłam szew.
W środku stara, pozbawiona koloru kartka, ale wciąż czytelny tusz.
Jeśli to czytasz, nie popełnij tego błędu nie wychodzaj za niego. To niebezpieczne. Uciekłam przez własne marzenia. M.
Sukienka spadła mi z rąk, a serce przyspieszyło. Przewróciłam kartkę na drugą stronę i zobaczyłam dodatkowy tekst:
JEŚLI DOSTAŁAŚ TĘ SUKIENKĘ, TO JESTEŚ CZĘŚCIĄ JUŻ ZREALIZOWANEJ HISTORII.
Ale nie było żadnej historii. Kupiłam suknię w pracowni. Czyż na pewno? A może to on coś zasugerował?
Zaczęłam szukać lokalu w sieci, ale nie było żadnej strony internetowej, żadnego wpisu w Google Maps. Podałam adres, a mapy nie potrafiły go odnaleźć. Mimo to pojechałam tam własnym samochodem w noc przed ślubem.
W miejscu, które powinno być pracownią, stała jedynie zamknięta, zakurzona witryna. Żadne okna, żaden ślad po starszej pani, która mogła prowadzić stolik. Zadzwoniłam do sąsiada. Otworzył młody mężczyzna o przymglonych oczach.
Witam, czy wiesz coś o tej pracowni? zapytałam.
Nie, to miejsce jest zamknięte od prawie dwudziestu lat odparł, marszcząc brwi.
Ale wczoraj właśnie wynajęłam tam suknię!
Patrzył na mnie z niedowierzaniem, po czym mruknął:
Jesteś już trzecią kobietą, której to słyszę. Pierwsza odwołała ślub i zniknęła. Druga poszła dalej, a trzecia zniknęła w podróży poślubnej.
Zrozumiałam, iż ten płaszcz czasu wciąga każdy, kto go nosi. Zadzwoniłam do mojego narzeczonego, Marka, nie wspominając o notatkach czy pracowni. Zapytałam go tylko:
Gdzie byłeś przed tym, jak się spotkaliśmy?
Zamilkł, po czym zapytał:
Dlaczego pytam teraz?
Wiedziałam, iż to nie przypadek.
—
POKÓJ WIECZNYCH NOTATKÓW CZĘŚĆ 2
Obudziłam się w ciszy, nie tej kojącej, ale takiej, w której oddech wydaje się sięgać po każdy wdech. Włosy były rozczochrane, serce waliło jak szalone po koszmarze, którego nie pamiętałam, tylko po uczuciu zimna i plamienia. Na nocnym stoliku leżała wierzchniutka karta:
JEŚLI DOSTAŁAŚ TĘ SUKIENKĘ, TO JESTEŚ JUŻ CZĘŚCIĄ PRZEDŚWIETNEJ LEGENDY.
Trzymałam ją jak szkło. Nie chciałam uwierzyć, iż Marek, mój przyszły mąż, może skrywać tak mroczne tajemnice.
Wróciłam suknię do jej pudełka miodowego, manualnie haftowanego, pachnącego lawendą i czymś, co mogło być starą perfumą albo krwią. Potrzebowałam odpowiedzi, ale nie mogłam ich wymusić od Marka bez dowodów.
Wsiadłam do samochodu w piżamie, włosy związane w kok, bez makijażu, tylko z przerażeniem w oczach. Skierowałam się w stronę małej pracowni, ukrytej między salonem fryzjerskim a antykwariatem w Łodzi. Nazwała się Drugie Szanse.
Drzwi nie zadzwoniły nie było dzwonka. Wewnątrz jedynie puste, zakurzone płytki i stłuczone lustro przy ścianie. Wrażenie, jakby miejsce stało nieczynne od lat. Wyszedłam, a przed wejściem stał mężczyzna zamiatający chodnik.
Szuka pani czegoś? zapytał.
Pracownię sukiennic odpowiedziałam.
To miejsce nie otwierano od 2019 roku, nie ma żadnej strony, żadnych klientów.
Zadrżałam. Wracając do auta, myślałam: skąd wziąłem się ten suknia? Kto zostawił notatkę?
Zamiast do hotelu pojechałam do domu cioci, którą zawsze podziwiałam za jej mądrość. Pokazałam jej kartę.
To przypomina mi Morayo kobietę, którą kiedyś znałam. Użyła sukni z drugiej ręki w swój dzień ślubu, w sklepie, który nie był prawdziwym sklepem. Poślubiła niewłaściwego mężczyznę i zniknęła.
Ciocia spojrzała na mnie z powagą.
To nie jest przekleństwo, ale ostrzeżenie. Spal tę notatkę, oddaj suknię i nie ubieraj jej.
Nie mogłam jednak odrzucić jej. Gdy wieczorem otworzyłam pudełko, znalazłam jeszcze jedną małą karteczkę:
Masz jeszcze siedem dni.
—
CZĘŚĆ 3 SIEDMIODZIEŃ W CZASIE
Patrzyłam na tę pięciowyrazową wiadomość i czułam, jak serce przyspiesza. Sukienka leżała w tej samej szafie, w której ją zostawiłam, a ja nie mogłam przestać myśleć o Drugich Szansach. Dzwoniłem do numeru podanego na paragonie, ale nikt nie odbierał. Wróciłam do internetu, szukając jakichkolwiek śladów tej pracowni. Nic. Jakby nigdy nie istniała.
Moja przyjaciółka, Phola, zadeklarowała, iż to stres przed ślubem. Może twoja wyobraźnia robi ci figle. Nie zmieniło to faktu, iż w nocy otworzyłam suknię ponownie, rozkładając ją na łóżku. Zauważyłam mały guzek przy dolnym brzegu podszewki. Otworzyłam go przy pomocy małych nożyczek i w środku znalazłam zdjęcie w plastiku, wyblakłe, z dwoma kobietami w tej samej sukni jedną młodą, drugą starszą. Na odwrocie widniało: Użyta w 1997.
Zrobiłam odwrócony wyszukiwanie obrazu, ale nic nie wyszło. Jedynym tropem była informacja, iż w 1997 roku zaginęła kobieta o imieniu Morayo w wyniku nieokreślonego wypadku.
Zrozumiałam, iż nie jestem jedyną ofiarą.
—
CZĘŚĆ 4 OSTRZEŻENIE PRZED ŚLUBEM
Nocą nie mogłam spać. Druga kartka w mojej dłoni trzymała te same słowa: Masz jeszcze siedem dni. Nie wiedziałam, czy to żart, marketingowa podchody, czy ostrzeżenie. Rano Marek dzwonił dwa razy, ale nie odebrałam. Potrzebowałam chwili spokoju, by zebrać myśli.
Wróciłam na miejsce Drugich Szans. Nie było nikogo, nie było znaku. Nazwa nie pojawiała się w internecie, nie było konta na Facebooku. Jakby to wszystko było jedynie w mojej wyobraźni.
Jednak przypomniałam sobie imię, które wymieniła ciocia Morayo. Wpisując je w wyszukiwarkę razem z ślub i Kraków, natrafiłam na wątek na starej forcie dyskusyjnym: Zaginiona narzeczona Morayo, 1997. Wśród komentarzy pojawiła się informacja, iż jej mąż ukrywał jej śmierć i iż w tym samym sklepie sprzedawano suknię, która później trafiła w moje ręce.
Zadzwoniłam do Marka i napisałam:
Musimy porozmawiać, nie o ślubie.
On odpowiedział:
Czy wszystko w porządku?
Zignorowałam pytanie i pojechałam do mieszkania przyjaciółki Zainab. Pokazałam jej całą historię. Zainab zasugerowała, by skontaktować się ze specjalistą od tkanin. Zaprosiła do swojego domu eksperta, który po obejrzeniu sukni stwierdził, iż podszewka została podmieniona później, a w środku znajduje się mała, czarna aksamitna sakiewka.
W środku prosty srebrny pierścionek z wygrawerowanymi literami DO.
Mój puls przyspieszył. To były inicjały Marka.
Zadałam mu pytania, gdy znalazłam się w jego domu, z pierścionkiem w dłoni. Nie przyznał się do niczego. Twierdził, iż nie wie, skąd się wzięło. Nie powinno ciocię wyciągnąć powiedział, po czym dodał, iż nie chce wciągać mnie w coś, co nie jest moim problemem.
Zrozumiałam, iż muszę podążać dalej własnym śladem.
—
CZĘŚĆ 5 OSTRZEŻENIE NA DRODZE
W samochodzie, przy ciemnym mostku nad Wisłą, otrzymałam anonimową wiadomość:
Nie pozwól, by ten pierścionek cię uwięził.
Przypomniało mi to o ukrytej pułapce. Otworzyłam sakiewkę ponownie i dostrzegłam pod inicjałami delikatnie wypaloną datę: 07072018. Przeglądnęłam internet w tym samym dniu w Krakowie pojawił się krótki wpis o małżeństwie Morayo i Davida, który przypominał imię Marka (David w języku angielskim).
Marek nigdy nie wspominał, iż miał wcześniejsze małżeństwo. Zadam pytanie: dlaczego ten pierścionek, ten znak, pojawił się w mojej sukni?
Zadzwoniłam do Marka, zapytałam o jego pełne imię. Jego milczenie było głośniejsze niż słowa. Nie przyznał się, iż kiedyś był żonaty z Morayo, której los zniknął w tajemniczych okolicznościach.
—
CZĘŚĆ 6 OSTATNI DŹWIĘK
W dniu ślubu, nie w białej koronki, ale w prostym, kremowym garniturze, stanęłam przed ołtarzem. W kieszeni sukni, którą ostatecznie oddałam, znajdowała się już zniszczona kartka:
Jeśli to czytasz, to nie będziesz kolejną ofiarą.
Patrzyłam na mojego przyszłego męża, Adriana, który uśmiechał się jak zawsze. Zamiast iść w jego stronę, podniosłam głos i przeczytałam list, który otrzymałam od Isabel kobiety, którą Adriana miał poślubić przed mną. Znik, po tym jak zniknęła, pozostawił wiersz:
Jeśli to czytasz, ktoś inny już stał przed ołtarzem. Uciekaj, zanim będzie za późno.
W kościele zapanowała cisza. Detektyw, który śledził tę sprawę od lat, wstał i powiadomił policję. Adriana został zatrzymany, a deszcz, który nieprzerwanie lał od kilku dni, przestał padać w chwili, gdy policjanci wkroczyli do środka.
Po kilku tygodniach odwiedziłam grób przy jeziorze, przy którym znaleziono pierścionek Isabel. Położyłam tam mały krzyżek z napisem:
ISABEL, TWOJA GŁOŚNIE NIE ZGASŁA.
Kilka miesięcy później wróciłam do Drugich Szans. Starsza pani, właścicielka, przytuliła mnie ze łzami w oczach. Gdy wychodziłam, po raz pierwszy od długiego czasu słońce przedzierało się przez chmury.
Zrozumiałam, iż prawdziwa wolność przychodzi, gdy słuchamy własnego serca i nie pozwalamy, by przeszłość kierowała naszym losem.
**Lekcja:** Nie daj się zwieść pięknym obietnicom i cieniom przeszłości prawda i odwaga są jedynymi drogami do prawdziwego szczęścia.