Powrót do miasta zdrady
Alicja mieszała rosół w kuchni, gdy telefon na stole cicho zadzwonił. Wiadomość przyszła od jej najlepszej przyjaciółki — Wioli. „Przyjdź do kawiarni, musimy porozmawiać” — głosił suchy tekst. Alicja natychmiast próbowała oddzwonić, ale tamta nie odbierała. Coś ukłuło ją w sercu, ale postanowiła: trzeba iść. gwałtownie zgasiła gaz, przebrała się i już po pół godzinie wchodziła do ich ulubionej kawiarni. Przy stoliku w rogu siedziała Wiola. A obok — Marek. Mąż Alicji. Ich pozy nie pozostawiała wątpliwości.
— Wiola? Marek?! — głos Alicji drżał, tak samo jak jej dłonie.
Wiola, nie mrugnąwszy okiem, usiadła Markowi na kolanach i pochyliła się ku jego twarzy. Marek próbował wstać, ale Alicja już się odwróciła i wyszła.
Ta scena była ostatnią kroplą. Wcześniej były podejrzenia, dziwne sytuacje, nocne „spóźnienia” Marka w pracy. ale to, iż w zdradę zamieszana jest jej przyjaciółka z dzieciństwa — złamało wszystko. Serce i zaufanie.
Ona i Wiola dorastały razem w cichym prowincjonalnym miasteczku. Wiola była sierotą — matka zniknęła, ojca nie znała. Wychowywała ją milcząca babcia. Alicja zaś była ukochaną córką w kochającej się rodzinie. Rodzice często zabierali Wiolę ze sobą — na pikniki, do kina, na jarmarki. Tamta przylgnęła do nich jak rodzone dziecko. Całe dzieciństwo — jedno wielkie „my”: właziłyśmy na drzewa, bawiłyśmy się w dom, razem marzyłyśmy o ucieczce do dużego miasta.
I Alicji się udało. Studia medyczne, ślub z Markiem — synem zamożnego przedsiębiorcy, mieszkanie, praca jako lekarka. Wiola została w miasteczku, sprzedawała buty. Gdy jednak Alicja zaproponowała przyjaciółce przeprowadzkę, ta zgodziła się bez wahania. Marek choćby sam pomógł znaleźć jej wynajmowane lokum.
Alicja nie wiedziała wtedy, iż w tajemnicy on i Wiola już się spotykali. Że odbierał ją z dworca. Że za jej plecami zaczynał się romans. Wszystko wyszło później. Najpierw dziwny chłód męża, potem wiadomość od Wioli z zaproszeniem do kawiarni, a w końcu scena, której nie da się wymazać z pamięci.
Miesiąc później Marek złożył pozew o rozwód. Wiola wprowadziła się do ich mieszkania. Alicja, zaciąwszy zęby, wróciła do rodzinnego miasteczka. Zatrudniła się w miejscowym szpitalu jako internistka, wynajęła pokój. Tam znalazł ją ordynator z propozycją objęcia stanowiska po odejściu poprzedniego szefa oddziału na emeryturę.
Pewnego dnia podczas obchodu Alicja spotkała nowego pacjenta — statecznego mężczyznę o życzliwych oczach. Leon Radosławski. Jego twarz wydawała się znajoma, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Później, w trakcie rozmowy, nagle się roześmiał:
— A pani to nie przypadkiem ta dziewczynka, którą kiedyś złapałem, gdy spadała z drzewa?
Alicja zaniemówiła — wspomnienie wróciło natychmiast. W dzieciństwie, wracając ze szkoły, z Wiolą wdrapały się na stary wiąz. Zaczepiła się sukienką, przestraszyła… A potem — silne ramiona złapały ją prosto z gałęzi. I głos: „Po co się wspinałaś? To niebezpieczne”.
Teraz ten głos znów brzmiał obok. I niosło się w nim spokojne ciepło, którego od dawna nie czuła.
Po kilku tygodniach Leon zaprosił ją na uroczystość z okazji wyjścia ze szpitala. Najpierw się wahała, ale w końcu się zgodziła. A potem — wszystko potoczyło się jak po myśli. Zbliżyli się do siebie, zaczęli się częściej widywać. niedługo — wzięli ślub.
Teraz Alicja mieszka z Leonem w dużym domu pod miastem. Mają bliźniaków — dwóch synów. Jej rodzice są szczęśliwi. A życie wreszcie znalazło sens.
A Wiola? Wróciła na prowincję i mieszka w mieszkaniu po babci. Marek gwałtownie się nią znudził i wyrzucił ją za drzwi. Mówią, iż teraz pracuje w warzywniaku. Smutna i zgorzkniała. A boomerang, jak wiadomo, zawsze wraca. I uderza boleśnie.