"Powiesiłem firanki, posprzątałem w domu. Żona myśli, iż ją zdradzam, a powód jest inny"

dadhero.pl 11 miesięcy temu
Zdjęcie: Nigdy chyba nie zrozumiem kobiet. fot. StockSnap/Pixabay


"Czy ktoś pomoże mi zrozumieć kobiety? Bo sam już się pogubiłem. Wiem, iż mówimy innymi językami i na co innego zwracamy uwagę, ale to, co teraz wydarzyło się w moim życiu, sprawiło, iż naprawdę ‘zgłupiałem’. Mogę liczyć na waszą pomoc?". Takimi słowami zaczyna się nieco tajemniczy list od jednego z naszych czytelników.


"Kaśka to moja żona. Razem jesteśmy już ponad 7 lat, po ślubie 5. Mamy 4-letnią córkę. Żyjemy jak taka normalna rodzina. Bez większych fajerwerków, na spokojnie. Żona rok temu, kiedy Michalina poszła do przedszkola, wróciła do pracy. Wcześniej ja utrzymywałem całą rodzinę.

Dom na jej głowie


Jakoś od połowy ciąży, aż do momentu, w którym Michalina ukończyła trzy lata, Kasia siedziała w domu. 'Siedziała' to moje słowo, ona twierdzi, iż to cięższa praca niż ta na etacie. Nie będę wnikał. Pracowałem od rana do wieczora, by zapewnić mojej rodzinie wszystko, czego potrzebuje. Brałem dodatkowe zlecenia, by zarobić jeszcze więcej.

Kasia zajmowała się małą i ogarniała dom. No, ale co tam ogarniać. Zrobiła obiad, odkurzyła i gotowe. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Przyznam, iż nie raz za takie myślenie 'dostałem po głowie'. Wiadomo, kobiety mają swoje humory, trudno im dogodzić.

Nadeszły zmiany


Kiedy Michalina poszła do przedszkola, żona wróciła do pracy. Pierwsze dwa miesiące pracowała na pół etatu, teraz już pracuje w pełnym wymiarze godzin – od 8 do 16. No i tu zaczynają się schody. Kiedy wraca do domu, twierdzi, iż już jest zmęczona, iż nie ma siły, iż nie potrafi wszystkiego zorganizować tak jak wcześniej.

Niestety, nie mogę jej pomóc, bo ja kończę zwykle po 18. Wrócę, zjem i zanim


się obejrzę, już jest 20. Przyznam szczerze, iż nie raz powiedziałem jej, iż przesadza, iż marudzi. Odgrywanie księżniczki nie załatwi sprawy, nie rozwiąże problemu.

Ma rację


Po kilku miesiącach zauważyłem, iż naprawdę jest przemęczona. Po powrocie z pracy przygotowywała obiad, zajmowała się Michaliną, sprzątała, prasowała. Trochę tego miała. Nigdy wcześniej jej nie pomagałem, wszystko było na jej głowie. Przyzwyczaiła się – chyba. Albo po prostu już nie miała siły prosić mnie o pomoc. Koniec końców, po tych kilku latach sam przed sobą przyznałem, iż ma rację. Postanowiłem coś zmienić. Przecież już nie muszę brać dodatkowych zleceń, Kasia również zarabia.

Oszalała?


Postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Pewnego dnia wróciłem wcześniej do domu, posprzątałem mieszkanie, powiesiłem choćby firanki, które od dawna czekały, aż Kasia się nimi zajmie. Byłem przekonany, iż będzie zadowolona. Po 16 wróciła razem z Michaliną.

Kiedy weszła do mieszkania – zaniemówiła. W pierwszej chwili pomyślała, iż coś się stało. Zapytała, dlaczego nie jestem w pracy. Z uśmiechem na twarzy powiedziałem, iż chciałem jej pomóc. Pokazałem, co zrobiłem. Poprosiła córkę, by poszła do pokoju. A sama zaczęła płakać.

Jejku, co się dzieje? O co w tym wszystkim chodzi? Nie mogłem zrozumieć tej kobiety. Płacze ze wzruszenia, ze szczęścia, czy coś może popsułem? Wiecie, co usłyszałem? 'Jak mnie zdradziłeś, mogłeś mi o tym powiedzieć wprost. Ten cyrk ze sprzątaniem jest niepotrzebny'. Choć od kilku dni próbuję jej wytłumaczyć, iż nic złego nie zrobiłem, ona mi nie wierzy. Co ja mam zrobić? Przecież to nie jest normalne".

Idź do oryginalnego materiału