Powiedziałam jej, iż gdyby miała odrobinę przyzwoitości, raz umyłaby naczynia. Syn oskarżył mnie o niszczenie jego rodziny.

polregion.pl 5 dni temu

Powiedziałam jej: „Gdybyś miała choć odrobinę sumienia, umyłabyś chociaż raz po sobie naczynia”. A syn oskarżył mnie, iż niszczę jego rodzinę.

Miałam zaledwie 22 lata, kiedy mój mąż nas zostawił. Na rękach – dwuletni syn. Tomek. Widocznie przytłaczały go obowiązki rodzinne – praca, zarabianie pieniędzy, myślenie nie tylko o sobie. On zaś pragnął czegoś innego: łatwego życia, rozrywek, młodszych kobiet. I odszedł. Po prostu pewnego dnia nie wrócił do domu. Nie ma znaczenia, jaki był jako mąż – i tak razem było jakoś lżej. A wtedy cały ciężar spadł na mnie.

Tomek poszedł do przedszkola, a ja – do pracy. Dzień za dniem. Bywało, wracałam do domu ledwo żywa. Ale w domu zawsze panował porządek, na kuchennym blacie stał gorący posiłek, a dziecko było czyste, najedzone i w wyprasowanych ubrankach. Tak wychowała mnie mama. Tamto pokolenie było zupełnie inne.

Nie ukrywam, iż rozpieściłam Tomka. W wieku dwudziestu siedmiu lat nie potrafi choćby usmażyć ziemniaków. Wszystko robiłam za niego. A potem się ożenił. choćby się ucieszyłam: niech teraz żona się nim zajmuje. Ja wreszcie zadbam o siebie. Może znajdę dodatkową pracę albo po prostu odpocznę po tych wszystkich latach. Ale nic z tego.

Tomek oznajmił: „Mamo, z Kasią trochę pomieszkamy u ciebie, aż się urządzimy”. Cóż, wpuściłam ich. Pomyślałam – młodzi, niech sobie żyją. Kasia będzie gotować, prać, sprzątać, jak przystało na żonę. Wytrzymam. Tylko iż stało się zupełnie inaczej.

Kasia okazała się… delikatnie mówiąc, niegospodarna. Nie sprząta, nie pierze, choćby własnych ubrań, a co dopiero Tomka. choćby filiżanki po sobie nie zmyje. Przez trzy miesiące żyłam jak w akademiku – brakowało tylko grafiku dyżurów przy kuchence. Gotowałam dla trójki, sprzątałam, prałam, wynosiłam śmieci. A oni? Kasia całymi dniami przeglądała telefon albo wychodziła na miasto z koleżankami. Tomek pracował, a ona – leniuchowała.

Gdy wracałam po zmianie, w domu zastawałam prawdziwy chaos. Brudne naczynia w zlewozmywaku, okruszki na stole, włosy na podłodze. W lodówce – pusto. Ani barszczu, ani zupy, ani choćby jajecznicy. Wszystko spadało na mnie: wstąp do sklepu, kup zakupy, ugotuj, a potem jeszcze posprzątaj po wszystkich.

I tak mijały tygodnie. Pewnego dnia Kasia podeszła do mnie w kuchni, gdy myłam naczynia, i spokojnie postawiła w zlewie talerz. Stary, z resztkami jedzenia, z muszkami. Widać, leżał w jej pokoju od kilku dni. Nie wytrzymałam.

Powiedziałam: „Kasia, jeżeli masz choć kroplę sumienia, umyj naczynia. Chociaż raz. Nie jestem twoją służącą. Pracuję, jestem zmęczona. Jesteś młodą, silną, dorosłą kobietą. Co w tym trudnego – zanieść talerz i umyć go po sobie?”.

A wiecie, co zrobiła? Następnego dnia się wyprowadzili. Wynajęli mieszkanie i wyszli bez słowa pożegnania. A Tomek powiedział mi później: „Niszczysz moją rodzinę. Wszystko ci nie pasuje. Czepiasz się”. Ja? Ja, która ich karmiłam, sprzątałam za nimi, prałam, znosiłam ich bezczynność miesiącami?

Więcej się nie wtrącam. Teraz w moim domu jest czysto i spokojnie. Dbam tylko o siebie. Co za ulga – wracać i nie widzieć patelni z przypalonymi resztkami na kuchence. Dzisiejsza młodzież nie rozumie, czym jest praca. Wszystko chcą mieć podane na tacy. A szacunku – ani grama.

I w tym tkwi lekcja: czasem lepiej odpuścić, niż poświęcać się dla tych, którzy tego nie doceniają. Własny spokój jest więcej wart niż walka z ludzką obojętnością.

Idź do oryginalnego materiału