Posprzątałam dom teściowej, ale dostałam tylko nagany

polregion.pl 4 tygodni temu

Odświeżyłam dom teściowej, ale dostałem tylko wyrzuty

Od czasu, gdy zaczęłam spotykać się z Krystianem, minęło już kilka lat. Nasi znajomi rozwijały się powoli, ale stabilnie. Był troskliwy, uważny, robił wszystko, żebym czuła się kochana. Niedawno oświadczył się – z euforią potrzębałam. Marzyliśmy o wspólnej przyszłości, snuliśmy plany, i wydawało się, iż nic nie może pocheodzić nie tak.

Na czas przygotowań do ślubu jego rodzice wyjechali na wakacje i zaproponowali nam zamieszkanie. Krystian od razu nadwerżył ten pomysł – niby okazja, by pobyć razem, poczuć smak codzienności. Zgodziłam się, choć wewnątrz czułam lęk: obcy dom, mało znani rodzice, no i ta odpowiedzialność. Ale miłość silniejsza niż obawy.

Z początku wszystko wyglądało idealnie. Z ochotą wzięłam się za dom: gotowałam, prałam, sprzątałam. Krystian rzadko pomagał, uważając, iż jego rolą jest zarabianie, a moją – ducha domowego ogniska. Nie protestowałam. Zwłaszcza iż zarabiał dobrze i wydawało mi się słuszne, bym zajęła się gospodarstwem.

Wszystko zmieniło się, gdy wrócili jego rodzice.

Wyszorowałam cały dom na błysk: umyte podłogi, okna, starty kurz, poukładane szafy i kuchnia. Upiekłam ciasto, przygotowałłam kolację – wszystko, by poczuli, iż witamy ich z sercem. ale zamiast wdzięczności – cios w samoocenę. Krystian, wyraźnie zakłopotany, oznajmił, iż jego matka uważa mnie za niechluja.

— Podobno nie umyłaś toalety, wannie też się nie przyjżałaś — przekazywał jej słowa. — A w kuchni jak po wichurze. I ciasto, nawiasem mówiąc, niejadalne.

Poczułam się, jakby ktoś oblaż mnie wrzątkiem. Starałam się, nie oszczędzałam czasu ani sił, chciałam pokazać się jako dobra gospodyni. A w zamian – chłód, pretensje, upokorzenie. Byłam pewna: gdyby choćby konować znaleźć powód do narzekań, to tylko celowo. Każda inna kobieta podziękowałaby za takie sprzątanie, a nie szukała dziury w całym. Ale teściowa, widocznie, z góry miała do mnie uraż.

Po tej rozmowie zauważyłam, iż Krystian się odsuwa. Nie mówił już o ślubie z takim entuzjazmem, nie planował przyszłości. I ogarnął mnie strach. Czy naprawdę jedno zdanie matki może wszystko przekreślić?

Nie wiem, co jeszcze powinnam zrobić, by mnie zaakceptowano. Może rzeczywiście pospieszylam się, zgadując na małżeństwo? Bo jeżeli choćby szczerym wysiłkiem nie zaskarbiłam sobie przychylności jego matki, to co czeka mnie po ślubie? Ciągłe pretensje? Upokorzenia? Walka o uwagę i szacuniek syna?

I, szczerze mówiąc, żałuję, iż zachowywałam się jak gospodyni. Teraz rozumiem: powinnam być gościem. Nie wtrącać się, nie przypodobywać, nie starać – po prostu czekać, aż wrócą. Wtedy może nie byłoby powodów do narzekan.

Krystian jeszcze wcześniej wspominał, iż chciałby, żebyśmy zamieszkali z jego rodzicami, dopóki nie uzbieramy na własne mieszkanie. Ale po tym wszystkim… Nie. Nigdy więcej nie wyjdę w proślut tego domu. Gdzie nie ma szacunku, tam i mojej obecności być nie może.

Teraz stoję na rozdrożu: albo walczyć o tego mężczyznę i jego rodzinę, poświęcając siebie, albo zatrzymać się i zadać pytanie – czy taki związek jest mi w ogóle potrzebny? Tam, gdzie od początku nie ma szacunku, trudno liczyć na miłość i akceptację później.

Może to nie we mnie problem, ale w tym, iż próbuję wejść do rodziny, która nie jest gotowa mnie przyjąć?

Idź do oryginalnego materiału