Zostawił mnie z trójką dzieci i schorowanymi teściami – wyjechał do Hiszpanii z kochanką
Nie zdołałam go zatrzymać
Wszystko zaczęło się w dniu moich urodzin.
Mieszkałam wtedy na wsi, pieniędzy miałam niewiele, a wystawy miejskich sklepów kusiły tyloma pięknymi rzeczami, iż nie wiedziałam, co podziwiać najpierw.
Szczególnie wpadły mi w oko jedne sandały.
Stałam, patrząc na nie, wyobrażając sobie, jak będą wyglądać na mojej nodze, jak przejdę się w nich po rynku, a ludzie będą się za mną oglądać…
Nagle ktoś lekko szturchnął mnie łokciem.
Odwróciłam się – przede mną stał mężczyzna z uśmiechem na twarzy.
– Ładne, prawda? – wskazał na sandały.
– Tak… – mruknęłam, wciąż wpatrzona w witrynę.
– Napijemy się kawy? jeżeli kupię ci te sandały, pójdziesz ze mną na randkę?
Wiedziałam, iż w jego oczach wyglądam naiwnie, ale wtedy kilka mnie to obchodziło.
– Pójdę – odpowiedziałam.
Pragnęłam prezentu. Chciałam poczuć się wyjątkowa choćby na jeden wieczór.
Usiedliśmy w kawiarni, zamówił mi tort, a ja opowiedziałam mu swoją historię.
Powiedziałam, iż rodzice nie żyją.
To była prawda.
Tylko ojca pochowałam naprawdę, a matkę…
Matkę “pochowałam” w swojej głowie już jako dziecko, bo porzuciła mnie, gdy byłam niemowlęciem.
Powiedziałam mu to tak, by wzbudzić litość.
I udało mi się.
Tak to się zaczęło.
Coraz częściej przyjeżdżałam do miasta i spotykaliśmy się.
Jego imię było Janusz – on zabrał mnie do siebie, otoczył troską.
Najpierw były sandały, potem sukienki, biżuteria, piękne perfumy.
Ale nie z powodu prezentów zostałam jego kochanką.
Kochałam go.
Myślałam, iż on mnie także kocha.
Ale byłam głupia.
Popełniłam błąd, zaszłam w ciążę.
I byłam gotowa usłyszeć wszystko:
— Musimy się rozstać.
— Poradź sobie sama.
— Zrób aborcję.
Ale powiedział coś innego:
— Przeprowadzisz się do mnie. Wspólnie wychowamy dziecko.
Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście.
Matka zrujnowała mi życie
Pobraliśmy się.
Byłam pewna, iż los w końcu dał mi szansę.
A potem pewnego dnia usłyszałam pukanie do drzwi.
Otworzyłam – i prawie zemdlałam.
Na progu stała moja matka.
Z torbą kiszonej kapusty, jakbyśmy spotkały się wczoraj.
Okazało się, iż ktoś z sąsiadów wygadał się, gdzie teraz mieszkam.
Przyszła, by się pogodzić.
A Janusz poznał prawdę.
Zrozumiał, iż skłamałam.
I w tej samej chwili jego miłość do mnie prysła.
Krzyczał, nazwał mnie prowincjonalną oszustką, zapytał, czy mój ojciec nie wstanie przypadkiem z grobu, skoro tak łatwo “usunęłam” go z życia.
I wyrzucił.
Mnie, moją matkę i jej kapustę.
Znowu zaufałam – znowu się pomyliłam
Wróciłam do domu dziadków.
Wypędziłam matkę.
Zostałam sama z dzieckiem.
Ale Janusz jednak przyszedł.
— Wracajmy do siebie – powiedział. – Mamy przecież syna.
I znowu mu zaufałam.
Naivna, pomyślałam, iż miłość wszystko zwycięży.
Ale już nigdy nie zaprowadził mnie do swojego mieszkania.
Zamieszkaliśmy w starym domu jego rodziców – starszych ludzi, którzy wymagali opieki.
Zgodziłam się.
Robiłam wszystko dla niego, jego rodziców i naszego syna.
A potem znowu zaszłam w ciążę.
Pewnego razu pokłóciliśmy się, a on z furią przypomniał mi:
— Nie zapominaj, iż jesteś tu tylko gościem!
Te słowa wbiły się we mnie jak nóż.
Mimo to zostałam.
Wierzyłam, iż miłość przetrwa próby.
Kiedy urodziło się drugie dziecko, powiedział, iż z pieniędzmi krucho, iż jego interes się załamał.
Teraz byliśmy równi: ja nie miałam nic, on również.
Potem urodziło się trzecie dziecko.
Myślałam, iż teraz nic już się nie zmieni, iż będziemy razem, niezależnie od wszystkiego.
Pracował coraz więcej i więcej. Wychodził wcześnie, wracał późno.
Myślałam, iż stara się dla rodziny.
Nie zauważyłam, jak wszystko się rozpada.
Hiszpania – bilet do nowego życia… ale nie dla mnie
Pewnego dnia powiedział:
— Nie mogę tak dłużej żyć. Nie ma tu przyszłości. Wyjeżdżam za granicę.
Uwierzyłam mu.
Był wyczerpany, przygnębiony, zmęczony.
Zgodziłam się – niech jedzie, niech spróbuje zarobić.
Ale potem przypadkiem poznałam prawdę.
Na lotnisku na lot do Hiszpanii były dwa bilety.
Jeden na jego nazwisko.
A drugi – na nazwisko kobiety, z którą od lat go coś łączyło.
Wszystko zrozumiałam.
Ale nie mogłam go zatrzymać.
Wyjechał.
A ja zostałam.
Z trójką dzieci.
Z jego rodzicami, którzy już nie byli mi obcy.
Z pustym domem i pełną bólu duszą.
Nie wiem, jak żyć dalej.
Jedynie mam nadzieję, iż kiedyś to przestanie tak boleć.