W noc „przed” spałam jakieś góra 1,5 godziny, usiłując zasnąć aż do momentu, gdy koło 6 zaczęło świtać. Zasnęłam chwilę po powzięciu decyzji: dobra, daję sobie jeszcze parę minut, nie będzie spania to chuj, wstaję.
Punkt ósma alarm w komórce wyrwał mnie z głębokiego snu chyba cudem, machając odnóżami w rytm porannych ćwiczeń rehabilitacyjnych zastanawiałam się, skąd ta nagła bezsenność, chyba nadciąga jakaś gigant zmiana pogody, bo taka reakcja to u mnie typowe.
Na szczęście Ewelinę spotkałam zaraz przy okienkach do rejestracji i i tylko dzięki jej towarzystwu przetrwałam jakoś najbliższe 3 godziny.
Przed gabinetem nr 37 kłębił się dziki tłum, wszystkie krzesełka były zajęte, stałyśmy więc podpierając ścianę w towarzystwie sporej grupy nieszczęśników płci obojga. Ale czas mija 3 razy szybciej, gdy gada się z taką cudowną kobitką, zdając sobie nawzajem relację z postępów naszego zdrowienia i zwyczajnie plotkując.
W gabinecie zaskoczenie – zdejmujemy szwy (ałć ałć ałć ciągnie, szarpie, szczypie!!!!) ale także część opatrunku z wnętrza ucha, druga część będzie usuwana za tydzień.
„Wszystko w porządku„, niewielki plasterek i po wizycie.
Ale oczywiście nie obyło się bez żarcików – kędzierzawy doktor Krzysio już mniej kędzierzawy, chyba dorwał się do mojego bloga i moje komentarze na temat loczków nie przypadły mu do gustu, znacznie więc skrócił fryzurę.
U mnie też dopatrywano się zmiany fryzury, ach, te chłopy super spostrzegawcze, fryz był taki sam, tyle, iż walnęłam sobie makijaż, stąd rzucająca się w oczy różnica w wyglądzie.
No i wreszcie najważniejszy punkt programu: wizyta w szpitalnym bufecie. Zanim doczekałam się swojej kolejki wysyczałam do Eweliny scenicznym szeptem „pacz, laska, co się będzie działo” i oczy wszystkich w promieniu 2 metrów zwróciły się w moją stronę, a ja z kamienną twarzą zamówiłam kawę i tartę czekoladową z malinami na miejscu, plus na wynos druga taka sama i do tego 2 kawałki apetycznej tarty szpinakowej, no co, mam obiady aż do soboty 😛 Usiadłyśmy przy tym samym stoliku, co tydzień wcześniej, to chyba będzie nasz ulubiony, a wizyta w bufecie bankowo stałym punktem programu przy każdej wizycie na Jakubowskiego.
A dla Eweliny miałam malutką niespodziankę: czerwone herbaciane duo Palissy.
Powinnam być wdzięczna losowi za postawienie na mojej szpitalnej drodze tej zajebistej kobitki, dobrego i pomocnego człowieka, co ostrzeże przed wsypaniem pieprzu do kawy, jak zwolni się krzesełko to się uprze, iż to Ty masz usiąść, nie ona i wcale nie dlatego, iż jesteś 30 lat starsza… biorąc numerek do okienka weźmie też dla Ciebie, żebyś nie czekała, odnosząc swoje nakrycia weźmie tyle Twoich, ile tylko udźwignie…
Więc uważam, iż jak chorować – to tylko z taką osobą na łóżku obok 💙
I dlatego, gdy rejestrowałam się na przyszłą środę i pierwotnie wyznaczono mi wizytę o 12:20 to uprosiłam w okienku termin wcześniejszy o 2 godziny, bo był najbliższy Ewelinowego 10:40.
Zrywanie się w środku nocy jest do łyknięcia, jeżeli w nagrodę za to bohaterstwo są pogaduchy z Eweliną.
A co poza tym?
Tępy ból wnętrza ucha zniknął bez śladu, od czasu do czasu zdarza się jeszcze szpila bólu, ale coraz rzadziej i już nie taka ostra, jak kiedyś, więc kilka dni temu odstawiłam Ketonal.
Tylko osłabienie nie chce minąć, jak wczoraj pierwszy raz wyszłam do Lewka to jak mrówka po porodzie, sprawdzimy, jak będzie dzisiaj.
Co do słuchu to jest dziwnie, bo ucho wciąż z wewnętrznym opatrunkiem i szczelnym plastrem na wierzchu, więc kompletnie na nie nie słyszę, ale czasem mam wrażenie, iż bodźce słuchowe ogólnie odbieram mocniej, iż głośne dźwięki mnie wręcz drażnią, niemal bolą, więc póki co to żadnego czadzenia metalem, żadnego napierdalania basami…
Zamówiłam też rękaw kompresyjny, taki na miarę, bo żadna typowa rozmiarówka nie pasuje do mojej niestandardowo obrzękniętej łapy. Firma, wykonująca takie zamówienia, profesjonalne i skuteczne, nie ma podpisanej umowy z Funduszem, o refundacji nie ma więc mowy. Rękaw, jakiego potrzebuję, czyli nie do nadgarstka, ale razem z rękawiczką, taką aż po paznokcie, to koszt koło tauzena, niezależnie od koloru i wzoru, wybrałam więc taki, który pasuje do moich włosów i ogólnie do całej pojebanej Drzo 🙂
Pani zajmująca się zdejmowaniem miary odwiedziła mnie w dzień po przyjęciu zamówienia, a przyjechała aż z Lublina, robiąc kółko po południu kraju od Gliwic po Dębicę i obmierzając dokładnie każdy palec w 3 czy 4 miejscach, iż nie wspomnę o dłoni i całej ręce, trafi w moje łapki już na początku kwietnia i od razu się w nim pokażę 🙂
Dziś w drodze do Lewka widziałam rozkwitające forsycje i w okolicznych stałych miejscach wysypu zaczęły pokzywać się fiołki, uczyniłam parę durnych zakupów na allegro – jak widać, wszystkie znaki na niebie i ziemi potwierdzają wiosnę.
więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/blog-spis-tresci/