Moja sąsiadka, Zofia Nowak, kobieta w podeszłym wieku, z którą utrzymujemy serdeczne stosunki, często wpada do mnie na herbatę, by podzielić się nowinami i ulżyć sercu. Ostatnio opowiedziała mi o tarapatach, jakie nawiedziły ich rodzinę, gdy w domu pojawiła się nowa synowa.
Syn Zofii, Krzysztof, ożenił się niespełna cztery miesiące temu. Młodzi stanęli przed problemem mieszkaniowym – własnego kąta nie mieli, a wynajem przekraczał ich możliwości. Krzysztof postanowił więc sprowadzić żonę, Brygidę, pod rodzicielski dach. W mieszkaniu, oprócz Zofii, mieszkała także jej córka, Kinga. Zanim Brygida się pojawiła, wszyscy żyli w zgodzie, znajdując kompromisy w codziennych sprawach.
Lecz z przybyciem nowej gospodyni wiele się zmieniło. Najpierw Brygida zażądała zamka w drzwiach ich pokoju. Chęć zachowania prywatności była zrozumiała, ale sam zamek z kluczem odebrali jako brak zaufania do teściowej i szwagierki. To zasiało pierwsze ziarno niezgody.
Następnie Brygida zaproponowała dyżury w kuchni, by sprawiedliwie podzielić obowiązki. Jednak z powodu różnych godzin pracy kobiet pomysł okazał się niewykonalny. W końcu umówili się, iż kolację gotuje ta, która wróci pierwsza.
Brygida próbowała narzucić własne zasady, niekiedy okazując lekceważenie teściowej i szwagierce. Myła naczynia tylko po sobie i mężu, zostawiając cudze talerze. Próby Zofii, by naprawić relacje i wytłumaczyć znaczenie szacunku dla domowników, spełzały na niczym.
Krzysztof, zaślepiony uczuciem do żony, nie widział – lub nie chciał widzieć – rosnącego napięcia. Zofia czuła się bezradna i nie wiedziała, jak przywrócić harmonię.
Słuchając opowieści sąsiadki, zrozumiałam, jak trudne stało się ich wspólne życie. Być może Zofia i Kinga powinny porozmawiać z Krzysztofem i Brygidą, by znaleźć złoty środek i odzyskać spokój w domu.