Pomysł przywieźli z emigracji. Ich oliwki zalewają krakowskie place targowe

krowoderska.pl 11 miesięcy temu

My się po prostu chcemy cieszyć jedzeniem, dlatego naszym mottem jest to, iż nigdy nie
sprzedalibyśmy czegoś, czego sami nie postawilibyśmy u siebie na stole. To jedzenie musi
być uczciwe, zdrowe a my chcemy się nim dzielić
mówią Monika i Marcin właściciele marki Oliwki Etc.

Joanna Urbaniec: Skąd pomysł na oliwkowy biznes w Krakowie?

Marcin: Trochę z przypadku, a trochę tak nas los nakierował. Mieszkaliśmy kilka lat w
Irlandii i tam poznaliśmy środowisko ludzi, którzy zajmowali się gastronomią i jedzeniem.
Ale w wydaniu rzemieślniczym, czyli sami je przygotowywali i sprzedawali. Jednym
słowem pasjonaci.

Poznaliśmy Panią z północy Irlandii, która robiła pyszne sery owcze i kozie, Czecha, który
wypiekał wspaniały chleb, dziewczynę z Hiszpanii od pysznej tortilli. Obracaliśmy się w
towarzystwie osób, które gotowały i przyrządzały produkty top, czyli przede wszystkim
zdrowe i naturalne. Jeździliśmy i spotykaliśmy się z nimi na farmer marketach, które są
odpowiednikiem krakowskich placów targowych, a te przecież mają bardzo długą tradycję.
Zatem od samego początku wiedzieliśmy, iż te place to będą miejsca dla nas i dla
naszych oliwek.

Monika: Tak, jak lubimy dobre jedzenie, lubimy również podróżować, więc nasze wakacje
są zwykle kulinarne. W ten sposób poznajemy nowe smaki i przy okazji ciekawych
ludzi. Nie chodzi tutaj o to, żeby się najeść, ale cieszyć się i smakować nowych potraw.
Tak też trafiliśmy na oliwki różnych odmian, bo przecież oliwki to nie tylko dwa rodzaje –
czarne i zielone – ale przeróżne odmiany w Grecji, Hiszpanii, Francji, Włoszech czy
Maroko. Jednym słowem dolce vita, czyli filozofia dobrego smaku i dumanie nad smakami.

My się po prostu chcemy cieszyć jedzeniem, dlatego naszym mottem jest to, iż nigdy nie
sprzedalibyśmy czegoś, czego sami nie postawilibyśmy u siebie na stole. To jedzenie musi
być uczciwe, zdrowe a my chcemy się nim dzielić.

A jak trafiliście tu – na Plac na Stawach i Stary Kleparz?

Marcin: Wróciliśmy do Polski 10 lat temu już z pomysłem na siebie, czyli z naszymi
oliwkami. Był to dobry czas, bo budziła się wówczas świadomość o zdrowym,
wartościowym jedzeniu. To był też moment, gdzie po raz pierwszy pojawiły się w Polsce, a
dokładnie w Warszawie, targi śniadaniowe, które zrzeszały ludzi szukających jedzenia inne niż sklepowe. W Krakowie zaczął działać Art&Food Bazar, który odbywa się w wakacyjne niedziele na Starym Kleparzu, a my od początku jesteśmy jego stałą częścią.

Monika: Ale jeżeli chodzi o sam początek w Krakowie, to zaczęliśmy wystawiać się w jeden
dzień w tygodniu – w czwartki – na Starym Kleparzu i tak z tygodnia na tydzień
funkcjonowaliśmy. Zostaliśmy gwałtownie zauważeni, więc zainteresowanie było większe i
obstawialiśmy również soboty, a po jakimś czasie doszły wtorki. Dochodziły też nowe
miejsca. I tak powolutku się rozkręcaliśmy. Sprzedawaliśmy oliwki, hummusy, pesto i
sałatki.

Minęło 10 lat, a wy dalej macie oliwki, humusy, pesto i sałatki.

Monika: Tak, bo są to nasze bazowe produkty. Ale teraz mamy o wiele większy wybór
każdego z nich. Staramy się wprowadzać co jakiś czas nowe wersje hummusów, robimy
sezonowe pesto (na przykład ze świeżego czosnku niedźwiedziego na przełomie kwietnia
i maja). Czasem jakiś tymczasowy w założeniu produkt zostaje z nami na stałe, bo tak
bardzo przyjął się wśród klientów. Tak było na przykład z pesto z papryki grillowanej i
orzechów włoskich. A po tylu latach najbardziej cieszy, jak klient wraca i mówi, iż nasze
produkty smakują tak samo jak dawniej, gdy kupował je na początku naszej przygody. To
zasługa przede wszystkim naszych stałych dostawców.

A w jaki sposób ich dobieracie?

Marcin: Tutaj nie ma reguły, czasami gdzieś specjalnie jedziemy, żeby spróbować, zdarza
się, iż zaprzyjaźnieni producenci podrzucają na test jakiś produkt. Opieramy się głównie
na ludziach, z którymi współpracujemy już od 10 lat. Mamy do nich pełne zaufanie, bo
wiemy, iż są fachowcami w swojej dziedzinie. choćby jeżeli coś pojawia się nowego na
rynku i cena jest zachęcająca, często są to rzeczy, które odbiegają jakościowo od tych,
jakie my oferujemy.

Gdzie Was można spotkać bo nie tylko Stary Kleparz i Plac na Stawach?

Monika: Staramy się być w różnych częściach Krakowa i są to głównie place targowe,
czyli Stary Kleparz, Plac na Stawach, Plac Nowowiejski przy ulicy Lea – w tych miejscach
jesteśmy od wtorku do soboty. Z kolei tylko w soboty jesteśmy na Placu Bieńczyckim i pod
Halą Targową. Do tego dochodzi Plac przy Rydla w Bronowicach (we wtorki, piątki i soboty) i
Rynek Dębnicki, na który przyjeżdżamy naszym “Oliwkowozem” w soboty i wtorkowe
popołudnia. Nasze produkty można też znaleźć na Placu Imbramowskim w piątki i soboty,
a na Zabłociu na ul. Przemysłowej mamy swój nieduży sklepik. Uff..

Nadal chcemy się rozwijać więc nie zwalniamy tempa i myślimy jeszcze o nowej formie
sprzedaży w postaci “oliwkomatów”. Prócz Krakowa można nas spotkać i skosztować w Warszawie na placu targowym w Wilanowie oraz na Hali Mirowskiej w soboty, no i oczywiście na Targach Śniadaniowych, które realizowane są w okresie letnim w soboty i niedziele.

To jest naprawdę rozbudowany biznes więc muszę zapytać, gdzie to wszystko
robicie i czy ktoś wam pomaga?

Marcin: Mamy swoje miejsce w Krakowie, gdzie wytwarzamy nasze produkty. Nic nie
podzlecamy, sami wszystko kroimy, przygotowujemy, mieszamy i pakujemy. Na szczęście
mamy wspaniałą ekipę, która w większości jest z nami od wielu lat, więc to, co można
zobaczyć na naszych stoiskach to efekt pracy ich rąk. Do tego dochodzi nasza świetna
ekipa sprzedażowa, którą spotkacie w naszych punktach.

Klienci wracają?

Marcin: Tak, zdecydowanie. Bardzo dużo osób do nas wraca, są to zwykle klienci,
którzy mają swoje ulubione typy i przychodzą po konkretne produkty, ale dla nich też
staramy się wprowadzać nowości, aby oferta nie była nudna. Dodatkowo, za każdym
razem docierają do nas nowi klienci, na początku trochę zaskoczeni różnorodnością
naszej oferty.

Udało się wam dobrze wbić w polski rynek, bo był to czas na promowanie
wegańskiego jedzenia, a teraz mamy coraz większą świadomość, jak przetworzone
jedzenie wpływa na zdrowie.

Monika: Jak najbardziej, bo u nas nie ma rzeczy przetworzonych, wszystko robione jest
na oliwie extra virgin, ze świeżymi ziołami. Nasze produkty nie są pasteryzowane, ani
utrwalane w żaden sposób, więc data ważności nie jest długa. Ale nam zależy przede
wszystkim na tym, aby nasze produkty były zdrowe i smaczne.

To co dokładnie można u was kupić?

Monika: Oliwki w formie wszelakiej albo w ziołach, albo nadziewane, albo po prostu same.
Hummus w wielu smakach, pesto – od najbardziej klasycznego pesto bazyliowego z
prostym składem, po sezonowe wersje, np. dostępne teraz pesto dyniowe. Robimy też
różne dipy na bazie fety lub innych serów kozich i owczych, wegańskie i wegetariańskie
sałatki, tapenady i harissy. Mamy też przekąski, jak pomidory suszone, karczochy czy
dolmadesy. Ostatnio sprowadziliśmy też z Modeny pyszny 12-letni ocet balsamiczny. Jest
w czym wybierać.

A jak na wasze produkty wpływają zmiany jakie zachodzą na świecie, mam na myśli
pożary w Grecji i Włoszech, skaczące ceny w czasie pandemii?

Marcin: Niestety wszystko to nas dotyka bezpośrednio – nasze produkty sprowadzane są
z krajów, gdzie najczęściej waluta to euro i wszelkie jego zachwiania odczuwamy. Koszty
transportu też mają na nas ogromny wpływ. Takie sytuacje jak pożary, susze czy też
zarazy w gajach oliwnych są ogromnym problemem. Kilka lat temu właśnie włoskie gaje
oliwne na południu były spustoszone przez zarazę, co spowodowało, po pierwsze wzrost
ceny oliwek, a po drugie małą ich dostępność. Okazało się, iż transporty oliwek do tłoczni
musiały być ochraniane przez policję, bo dochodziło do kradzieży na szeroką skalę.
Nie zmienia to faktu, iż się nie poddajemy i działamy dalej. Mamy super ekipę z którą
pracujemy, więc jest to siła napędowa. Póki co świeci słońce, więc lecimy do przodu.

A co Wam najbardziej smakuje w waszym asortymencie?

Monika: Ja jestem wierna klasyce – hummus klasyczny to mój ulubiony produkt. Jeśli
połączy się go z suszonymi pomidorami i świeżym chlebem, można się rozpłynąć.

Marcin: Dla mnie bazyliowe pesto to kwintesenscja naszego pomysłu na firmę – świeża
bazylia, polski ser Emilgrana, orzeszki piniowe, czosnek, oliwa extra virgin i sól. Tylko i
wyłącznie najpotrzebniejsze składniki, żadnych wypełniaczy. Szczerość i prostota.

Najpierw testujecie zanim będziecie sprzedawać. A kto gotuje w domu?

Monika: Kuchnia w naszym domu, to zdecydowanie terytorium Marcina. Świetnie się tam
sprawdza i czuje, więc ja absolutnie nie mam potrzeby wchodzić Mu tam w drogę. Ja
jestem od degustowania. Taki podział super się sprawdza – polecam

***

KdM_biznes_02
Idź do oryginalnego materiału