Dziś był jeden z tych zimnych dni, gdy niskie, szare chmury zdawały się przygniatać miasto. Jadwiga, pokojówka, właśnie skończyła zamiatać schody willi Kowalskich. Jej dłonie były zmarznięte, fartuch poplamiony od pracy, ale serce pozostawało ciepłe.
Gdy pochyliła się, by wytrzepać dywanik, dostrzegła przy bramie małą postać.
Chłopiec. Bosy, drżący, brudny. Jego wielkie, zapadnięte oczy łapczywie wpatrywały się w drzwi rezydencji.
Jadwiga podeszła:
Zgubiłeś się, mały?
Nie usłyszała odpowiedzi. Spojrzała na talerz z ziemniakami i grochem, który zostawiła na stopniach.
Pana domu nie było. Rzadko wracał przed zmrokiem. Lokaj wyjechał. Wszystko wydawało się bezpieczne.
Jadwiga uchyliła bramę.
Wejdź. Choć na chwilę szepnęła.
Chłopiec niepewnie przekroczył próg. Podarta odzież, splątane włosy Zaprowadziła go do kuchni i posadziła przy małym stole. Postawiła przed nim ciepły posiłek.
Jedz powiedziała łagodnie.
Chłopiec spojrzał na nią, potem na jedzenie. W jego oczach zabłysły łzy. Zaczął jeść, jakby nie jadł od wielu dni. Ma













