**Dzisiaj do mojego mieszkania wprowadził się bratanek**
Stanęłam w kuchni przy oknie, obserwując, jak na podwórko wjeżdża mocno podniszczony maluch. Z auta wyskoczył wysoki chłopak w pogniecionej koszulce i dżinsach, wyciągnął z bagażnika dwa duże plecaki i torbę sportową.
— No i przyjechał — mruknęłam pod nosem, otarłam ręce o ścierkę i wyszłam na spotkanie bratanka.
Kuba wyrósł. Ostatni raz widziałam go, gdy miał może czternaście lat — chudy nastolatek z odstającymi uszami. A teraz przed drzwiami stał dorosły mężczyzna, choć trochę zagubiony.
— Ciociu Marto? — zapytał niepewnie, gdy otworzyłam.
— No jasne, iż ja! Wchodź, Kuba! Boże, jakiś ty duży! — Przytuliłam go, czując zapach podróży i taniej wody toaletowej. — Idź do pokoju, rozgość się. Zmęczony pewnie?
— Nie, spoko. Dzięki, iż zgodziłaś się mnie przyjąć. Naprawdę nie na długo, tylko aż znajdę pracę i wynajmę coś swojego. — Przystępował z nogi na nogę, rozglądając się po przedpokoju.
Skinęłam głową, choć w środku już rodziły się wątpliwości. Mówić jedno, a robić drugie — tak zawsze było z jego matką, moją siostrą. Obiecywała złote góry, a potem znikała na miesiące.
— Chodź tutaj — wskazałam drzwi pokoju, który jeszcze wczoraj był moim gabinetem. Biurko, półki z książkami, ulubiony fotel przy oknie — wszystko musiałam przenieść do sypialni, żeby zrobić miejsce dla Kuby.
Zatrzymał się w progu.
— Słuchaj, a może lepiej się rozłożę na kanapie w salonie? Nie chcę ci przeszkadzać.
— Co ty! Młody człowiek potrzebuje swojej przestrzeni — odparłam, choć coś się we mnie ścisnęło. Dwadzieścia lat urządzałam ten pokój, każdy przedmiot miał swoje miejsce, swoją historię.
Kuba postawił plecaki na podłodze, rozglądając się po wnętrzu.
— A gdzie teraz będziesz pracować? Widziałem, iż tu stało biurko.
— Przeniosłam do sypialni. Nic strasznego — starałam się mówić wesoło, ale głos mi lekko zadrżał.
Bratanek chyba tego nie zauważył, już rozsuwał zamek w jednym z plecaków.
— Mogę się trochę rozpakować? Wszystko pogniecione po drodze.
— Oczywiście! Ja w międzyczasie zrobię kolację. Co lubisz?
— Wszystko jem, nie jestem wybredny — uśmiechnął się, i w tym uśmiechu zobaczyłam rysy nieżyjącego już brata. — Tylko, ciociu, nie rób dużo. Dziś padnę, a jutro od rana szukam roboty.
Przytaknęłam i wyszłam do kuchni, a za plecami rozległy się odgłosy przestawiania. Kuba ewidentnie nie zamierzał zostawić mebli tak, jak je ustawiłam.
Krojąc kotlety, przypomniałam sobie dzisiejszą rozmowę z sąsiadką, Haliną.
— A ty jesteś pewna, iż dobrze robisz? — spytała, zerKolejnego dnia Halina powiedziała mi, iż dobrze zrobiłam, gdyż czasem choćby rodzina musi nauczyć się szacunku i samodzielności.