Magdalena Nowak stała w kuchni, wpatrując się przez okno w podwórko, gdzie właśnie zaparkował wysłużony polonez. Z auta wysiadł wysoki chłopak w pomiętej koszulce i dżinsach, wyciągnął z bagażnika dwa duże plecaki i sportową torbę.
— No i przyjechał — mruknęła pod nosem, wycierając ręce w ściereczkę, po czym wyszła powitać siostrzeńca.
Kamil wyrosł. Ostatni raz widziała go, gdy miał może czternaście lat — chudzielec z odstającymi uszami. A teraz w progu stał dorosły mężczyznźnie, choć trochę zagubiony.
— Ciociu Magdo? — zapytał niepewnie, gdy otworzyła drzwi.
— Naturalnie, iż ja! Wchodź, wchodź, Kamilek! Boże, jakiś ty duży! — objęła siostrzeńca, wyczuwając zapach drogi i taniej wódki po goleniu. — Rozgość się w pokoju. Zmęczony pewnie?
— Nie, spoko. Dzięki, iż mnie przyjęłaś. Zostanę tylko chwilę, dopóki nie znajdę roboty i mieszkania — przestępował z nogi na nogę, rozglądając się po przedpokoju.
Magdalena skinęła głową, choć w duszy już zaczęły się wątpliwości. Jedno to mówić, a drugie — robić. Tak jak jej siostra, Kamila matka, zawsze obiecywała złote góry, a potem znikała na miesiące.
— Chodź tutaj — wskazała pokój, który jeszcze wczoraj był jej gabinetem. Biurko, półki z książkami, ulubiony fotel przy oknie — wszystko musiała wynieść do sypialni, żeby zrobić miejsce siostrzeńcowi.
Kamil zatrzymał się w progu.
— Słuchaj, może lepiej się rozłożę na kanapie w salonie? Nie chcę ci się naprzykrzać.
— Co ty! Młody człowiek potrzebuje prywatności — odparła Magdalena, choć w środku wszystko się w niej ścięło. Dwadzieścia lat urządzała ten pokój, każda rzecz miała swoje miejsce, swoją historię.
Kamil postawił plecaki na podłodze, rozglądając się po wnętrzu.
— A gdzie teraz będziesz pracować? Widziałem, iż tu stało biurko.
— Przeniosłam do sypialni. Nic strasznego — odpowiedziała, starając się brzmieć wesoło, ale w głosie zadrżało.
Siostrzeniec najwyraźniej tego nie zauważył, bo już odpinał zamek w jednym z plecaków.
— Mogę się trochę rozpakować? Wszystko pogniecione po podróży.
— Oczywiście! Ja w tymczasem coś zrobię na kolację. Co lubisz?
— Wszystko jem, nie jestem wybredny — uśmiechnął się, a w tym uśmiechu Magdalena rozpoznała rysy nieżyjącego już brata. — Tylko, ciociu, nie gotuj dużo. Dzisiaj padnę, a jutro od rana zaczynam szukać pracy.
Skinęła głową i wyszła do kuchni, a za plecami już słychać było odgłosy przemeblowywania. Kamil ewidentnie nie zamierzał zostawić mebli tak, jak je ustawiła.
Robiąc kotlety, Magdalena przypomniała sobie rozmowę z sąsiadką, panią Haliną.
— A ty jesteś pewna, iż dobrze robisz? — pytała tamta, zerPo tygodniu ciszy i spokoju, gdy w końcu mogła w spokoju napić się herbaty w swoim ulubionym fotelu, uśmiechnęła się do siebie, myśląc, iż czasem najtrudniejsze decyzje przynoszą najwięcej ulgi.