Pojechałam Na Zadupie. To wakacje z dala od znanych kurortów

kobietaxl.pl 5 godzin temu

Coś trzeba robić z tym życiem


Agroturystyka leży na Mazowszu, nad Bugiem, w niedalekiej odległości od Łochowa. Dojeżdża się utwardzoną, ale już polną drogą. Do szosy daleko, nie słychać samochodów. Z jednej strony rzeka, z drugiej bezkresne łąki, które zachęcają do spacerów. W sąsiedztwie jedna wiekowa chata, gdzie starsza pani przez cały czas korzysta ze studni. Z drugiej strony domy, do których rzadko kto zagląda. Wymarzone miejsce dla miłośników ciszy.

- Kiedy szukaliśmy ziemi dla siebie, wjechaliśmy na wał, zobaczyłam to miejsce i powiedziałam mężowi; „jakie piękne zadupie” – mówi Agnieszka Kubicka. - Okazało się, iż stanęliśmy właśnie przy działce, która była na sprzedaż.

I tak Aga z Tomkiem stali się właścicielami starej chaty i kawałka ziemi. Musieli zaczynać od zera. Bo ich życie przewróciło się do góry nogami.

- 11 maja 2021 roku amputowano mi część nogi – mówi Aga. Długo trwało diagnozowanie mnie, przeszłam dziewięć różnych operacji. Nogi uratować się nie dało, było wiadome, iż muszę nauczyć się żyć na wózku.

Wcześniej prowadzili z mężem firmę budowlaną, powodziło im się nieźle. Aga jednak zaczęła mieć kłopoty z chodzeniem. Po 5 czy 10 metrach musiała siadać, bo ból zwalał dosłownie z nóg. W końcu zdiagnozowano u niej chorobę Buergera. To zakrzepowo-zarostowe zapalenie naczyń, tętnic i żył obwodowych. Etiologia choroby nie jest do końca poznana. W przebiegu choroby dochodzi do zwężenia światła, a następnie całkowitego zamknięcia mniejszych tętnic głównie kończyn dolnych, rzadziej górnych. Zmiany obejmują także nerwy i żyły, co jest rzadkie w innych chorobach naczyń. Konsekwencją jest niedotlenienie i zgorzel tkanek, wymagająca niejednokrotnie amputacji.

- I nie było już wyjścia – mówi Aga, - co nie zmienia faktu, iż po operacji chciałam wstać z łóżka. Tak rąbnęłam na podłogę, iż zatrząsł się chyba cały szpital.

Na podłodze uświadomiła sobie bolesną prawdę. Ale już wcześniej uczyła się, jak żyć bez nogi, przesiadła się na wózek.

- No i firma się skończyła, Tomek musiał się mną zajmować, zostaliśmy bez dochodu – opowiada Aga. - Jakieś zasiłki, pomoc z Caritasu, tak się nie da funkcjonować. Musieliśmy coś zrobić ze swoim życiem. Mieliśmy kawałek swojej ziemi, sprzedaliśmy, żeby móc kupić coś pod agroturystykę. I tak powstało Na Zadupiu.


Wszystko robią sami


Wypatroszyli starą chałupę, powstał domek dla gości z wygodami. Ogrodzony, co jest dobre, jak ktoś przyjeżdża z psem albo z dziećmi. Nigdzie nie uciekną, choć na szczęście w okolicy i tak nie ma samochodów. Postawili mały dom dla siebie, letnią kuchnię. Na łące stanęły dwa domki glampingowe, te są już bez łazienek, ta jest przy letniej kuchni i jest przystosowana dla niepełnosprawnych.

- Kawałek od domków, fakt – mówi Aga. - Ale był ostatnio pan na wózku, nie narzekał. Bardzo chętnie goszczę niepełnosprawne osoby. Myślę, iż dla niektórych mogłabym być inspiracją.

Robi wiele rzeczy sama. Przede wszystkim gotuje i to jak! Dba o warzywniak, robi przetwory i konserwy.

- Staram się robić sama, co tylko się da – mówi Aga. - Tomek zrobił mi podjazdy dla wózka. Wiadomo, iż są rzeczy, których nie dam rady wykonać, czasami potrzebuję więcej czasu, ale mam ogromna satysfakcję.

Agroturystyka działa trzeci rok. Aga czeka, kiedy skończą się raty kredytu. Bo na razie, kiedy w zimie jest praktycznie pusto, to po zapłaceniu rachunków, zostaje im na życie 1 tys. złotych miesięcznie.

- Odetchniemy za rok w lipcu – śmieje się Aga. - No chyba, iż Tomkowi przyjdzie do głowy postawić na łące nowe domki.

Tu czas płynie powoli

Miejsce jest wyjątkowo urocze, okolica zachęca do spacerów. Łąki ciągną się po horyzont, a Aga mówi, iż są najpiękniejsze wiosną, kiedy wszystko na nich kwitnie. Można pochlapać się w stawie w gorące dni, niedaleko od agroturystyki jest miejsce na Bugu, gdzie woda jest płytka.

Nieopodal, jakieś 10 minut drogi samochodem, jest las, do którego w okresie jeździ się na grzyby. A i wkoło sporo miejsc, wartych zobaczenia. Jedno z nich to Prostyń, znany z cudownych objawień, gdzie można uzyskać całkowity odpust. „Pierwotna nazwa miejscowości brzmiała: Prostynia. Pierwsza historyczna wzmianka o Prostyni z 1344 roku mówi o postawieniu tutaj świątyni. Kaplica ta była początkowo filią duszpasterską parafii Zuzela lub Brok, a po zmianie koryta Bugu - Kosowa Lackiego. Pierwszymi znanymi właścicielami Prostyni w XV wieku byli: Jakub Świejko (1432), Jakub z Prostyni (1438-1451) oraz Andrzej i Piotr Prostyńscy (1465-1477). Ich potomkowie przyjęli nazwisko - Prostyńscy herbu Półkozic. Kolejna świątynia pw. Trójcy Przenajświętszej i św. Anny została ufundowana w 1511 roku przez miejscowych dziedziców: Bogdana, Mikołaja, Macieja i Michała - synów Andrzeja Prostyńskiego. Jednym z motywów fundacji kościoła były objawienia św. Anny. (...) Według dokumentów Synodu Diecezjalnego Łuckiego (26-28 lutego 1589 r.) - w 1510 roku święta Anna objawiła się Małgorzacie, żonie Błażeja i poleciła, aby na wzgórzu w Prostyni wybudowano kościół pw. Trójcy Przenajświętszej. Na dowód prawdziwości objawienia pozostawiła trzy wianki ze sobą złączone na znak Trójcy Świętej i jeden na swoją pamiątkę. Przez dotknięcie wianków, które pozostawiła święta Anna, wielu ludzi zostało cudownie uzdrowionych. W 1514 roku wianki te zostały złożone w skromnej koronie ze srebrnej blachy. O tym objawieniu wspominają również dokumenty synodu łuckiego z 1589 roku. Od tego czasu istnieje tradycja błogosławienia wiernych przez nakładanie korony na głowę, zwana koronacją. Tradycja ustna podaje, iż miało też miejsce drugie objawienie. Tym razem św. Anna ukazała się pewnemu rolnikowi ze Złotek jako zakonnica i prosiła, aby zawiózł ją do Prostyni. Ku wielkiemu przerażeniu woźnicy woły popędziły przez bagna. Kiedy bezpiecznie dotarli do Prostyni zakonnica powiedziała: „Jestem święta Anna. Idę oddać cześć Trójcy Świętej”. Weszła na wzgórze, uklękła i rozłożyła ręce jak do modlitwy. Dziś stoi tutaj kapliczka św. Anny postawiona w 1835 roku. Na pamiątkę tych wydarzeń w 1511 roku postawiono w Prostyni kościół ku czci św. Anny. Jednak w czasie przemarszu wojsk szwedzkich króla Karola X Gustawa (1622-1660) w kwietniu 1657 roku został on spalony, razem z zamordowanym wikariuszem ks. Marcjanem Rybińskim. Na jego miejscu postawiono w 1750 roku kolejny, który przetrwał do XIX wieku. Z racji na słaby stan w 1879 roku został rozebrany, a na jego miejscu założono cmentarz. W 1799 roku rozebrano stary kościół pw. Trójcy Przenajświętszej (z 1511 roku), a rolę świątyni parafialnej przejął kościół św. Anny. Kolejny parafialny kościół został postawiony w latach 1802-1812, staraniem ks. Pawła Lange (1767-1819), proboszcza prostyńskiego (1798-1819). Tuż po zakończeniu budowy dnia 12 maja 1812 roku spłonął on od uderzenia pioruna. Jego budowniczymi byli murarze: Jasiński i Michałowski. Ta murowana świątynia została odbudowana w latach 1858-1860 roku, a w 1877 roku powiększona o dwie wieże, staraniem ks. Franciszka Andrzeja Pogorzelskiego (1811-1883), ówczesnego proboszcza (1856-1879). W 1944 roku wycofujące się wojska niemieckie wysadziły świątynię w powietrze. Obecny kościół parafialny został wybudowany w latach 1946-1954 staraniem ks. prał. Józefa Rucińskiego (1901-1982) proboszcza prostyńskiego (1945-1976).” - czytamy na stronie diecezjalnej.

Tu zaś przeczytacie pełna historię objawień:

https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/prostyn-i-historie-cudownych-ozdrowien-tu-objawila-sie-babcia-jezusa/rwnmmsn,30bc1058


W okolicy jest też Treblinka, niemiecki obóz zagłady, w którym zamordowano 800 tys. Żydów. Tam właśnie wywieziono na śmierć w sierpniu 1944 roku Janusza Korczaka z dziećmi z sierocińca, którymi się opiekował.


Nieopodal jest też inne sanktuarium, Matki Boskiej Loretańskiej. Loreto to miasto we Włoszech nad Adriatykiem, obok Fatimy i Lourdes jest dziś jednym z najbardziej znanych sanktuariów maryjnych Europy i świata. Kult Madonny z Loreto sięga XIV wieku. Stąd też pochodzi znana na całym świecie litania loretańska, którą w Loreto odmawiano już w średniowieczu, a która dopiero w 1587 roku została oficjalnie zatwierdzona przez papieża Sykstusa VI.

W Polsce, położone na wzniesieniu, nad rzeką Liwiec, wśród sosnowych lasów Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, znajduje się Loretto. Fundatorem Loretto jest ks. Ignacy Kłopotowski, beatyfikowany 9 czerwca 2005. To właśnie on w 1928 roku zakupił majątek Zenówka i Osówka dla Zgromadzenia Sióstr Loretanek, które założył. Jego zamiarem było urządzenie tu ośrodka kultu Matki Bożej Loretańskiej, prowadzenie dzieł dobroczynnych oraz stworzenie warunków do odpoczynku. Dla podkreślenia duchowego związku tej miejscowości z Sanktuarium Świętego Domu w Loreto we Włoszech, zmienił jej urzędową nazwę na Loretto (pisane przez dwa "t").

W ołtarzu głównym kaplicy, w przeddzień wprowadzenia w Polsce stanu wojennego w 1981 roku, stanęła łaskami słynąca figura Matki Bożej Loretańskiej, ufundowana przez Teresę i Józefa Pawliczków z Freiburga, wyrzeźbiona w pracowni w Mediolanie. Jest ona kopią figury autorstwa Leopolda Celaniego znajdującej się w Sanktuarium Świętego Domu w Loreto we Włoszech.

Cześć oddawana Matce Bożej Loretańskiej wiąże się ściśle z tajemnicą Wcielenia Słowa Bożego, które dokonało się przez anielskie zwiastowanie Maryi. To polskie loretańskie sanktuarium przyciąga wielu pielgrzymów z różnych zakątków naszego kraju i z zagranicy. Od 1988 roku tradycją są piesze pielgrzymki z sąsiednich dekanatów na uroczystość odpustową w drugą niedzielę września. To tu pielgrzymują lotnicy, których Madonna Loretańska jest patronką – czytamy w e-ncyklopedii.

A jeżeli nie lubicie jeździć i zwiedzać, można czytać książki na leżaku, albo nic nie robić i delektować się wszechobecną ciszą oraz towarzystwem bocianów, których jest tu bez liku. Aga zrobi świetny domowy obiad, a potem można pójść na naprawdę długi i piękny spacer. I nie spotkać nikogo po drodze.

Idź do oryginalnego materiału