Pogotowie przyjechało w zaledwie kilka minut

twojacena.pl 6 godzin temu

Karetka przyjechała w ciągu kilku minut, ale dla Anny te chwile wydawały się wiecznością. Między świadomością a nieświadomością, obcy, ale stanowczy głos Roberta był jedyną kotwicą, która trzymała ją przy rzeczywistości. Proszę wytrzymać, pani Anno, wszystko będzie dobrze. Dzieci są przy mnie, są bezpieczne, szeptał, delikatnie ściskając dłoń małego Łukasza, który płakał nieprzerwanie. Zuzanna, z oczami pełnymi łez, patrzyła na niego z nieufnością, ale też z rozpaczliwą potrzebą ochrony.

Ratownicy ułożyli ją na noszach i gwałtownie sprawdzili funkcje życiowe. Ciężkie odwodnienie, wyczerpanie, prawdopodobnie także hipoglikemia, powiedział jeden z nich. Robert skinął głową, a potem spojrzał na bliźniaki. Jadę z wami, zdecydował bez wahania. Kierowca karetki dał mu znak, by wszedł do środka.

Droga do szpitala była burzą emocji. Anna, leżąca nieruchomo z podłączonymi kroplówkami, wyglądała krucho jak liść porwany przez wiatr. Robert, przyzwyczajony do podejmowania decyzji finansowych wartych miliony dolarów, po raz pierwszy od dawna poczuł, iż jedno ludzkie życie waży więcej niż wszystkie bilanse i kontrakty na świecie. Trzymał na kolanach małą dłoń Zuzanny, a Łukasz zasnął, opierając się na jego drogim garniturze, jakby to było najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem.

W szpitalu lekarze potwierdzili diagnozę: wyczerpanie, brak odpowiedniego odżywiania, szok emocjonalny. Anna potrzebowała kilku dni odpoczynku, opieki i adekwatnej diety. Robert pozostał w poczekalni, a bliźniaki, zmęczone płaczem, zasnęły na podwórkowym krześle, przykryte jego marynarką.

W ciszy szpitalnej poczekalni żelazny człowiek biznesu po raz pierwszy od dawna poczuł pęknięcie w lodowej ścianie otaczającej jego serce.

Gdy Anna obudziła się następnego dnia, pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, były twarze dzieci, śpiących spokojnie obok niej. Potem dostrzegła wysoką sylwetkę mężczyzny przy oknie. Pan dlaczego to pan zrobił?, zapytała słabym, ale zdumionym głosem. Robert odwrócił się i uśmiechnął krótko: Bo nikt inny nie zrobił. I bo nie mogłem odwrócić wzroku.

Następne dni były objawieniem dla nich obojga. Robert przynosił dzieciom nowe ubrania, zabawki, a dla Anny zdrowe jedzenie. Nie chciał wyglądać na zbawcę, ale każdy jego gest zdradzał szczerą troskę. Gdy lekarze potwierdzili, iż Annę można wypisać, pojawiło się nieuniknione pytanie: dokąd wróci? Straciła dom, rodzina męża ją odrzuciła, a jej środki były na wyczerpaniu.

Pewnego wieczoru, w szpitalnym holu, Robert podjął niespodziewaną dec

Idź do oryginalnego materiału