Dzisiaj odwiedził mnie mój sąsiad, pan Jan Kowalski, starszy człowiek, z którym zawsze mile spędzam czas przy herbacie i rozmowach. Tym razem podzielił się ze mną swoimi zmartwieniami związanymi z sytuacją w jego rodzinie po tym, jak do ich domu wprowadziła się nowa synowa.
Syn pana Jana, Marek, ożenił się około czterech miesięcy temu. Młoda para nie miała własnego mieszkania, a wynajem w Warszawie przekraczał ich możliwości finansowe, więc Marek postanowił zabrać swoją żonę, Kingę, do rodzinnego domu. W domu, oprócz pana Jana, mieszkała też jego córka, Zosia. Przed przyjściem Kingi wszyscy żyli w zgodzie, znajdując kompromisy w codziennych sprawach.
Jednak z pojawieniem się nowej synowej coś się popsuło. Na początku Kinga uparła się, by zamontować zamek w drzwiach ich pokoju. Chęć prywatności była zrozumiała, ale fakt, iż klucz miał tylko ona i Marek, został odebrany jako brak zaufania do teścia i szwagierki. Atmosfera zrobiła się napięta.
Potem Kinga zaproponowała wprowadzenie dyżurów w kuchni, aby sprawiedliwie podzielić obowiązki. Niestety, przez różne godziny pracy kobiet pomysł okazał się niewykonalny. Ostatecznie ustalili, iż kolację przygotowuje ta, która pierwsza wróci do domu.
Kinga próbowała narzucić swoje zasady, czasem ignorując innych domowników. Np. myła naczynia tylko po sobie i mężu, zostawiając talerze reszty rodziny. Pan Jan próbował rozmawiać, tłumacząc, jak istotny jest szacunek w rodzinie, ale bez skutku.
Marek, zauroczony żoną, albo nie widział problemu, albo nie chciał go widzieć. Pan Jan czuł się bezradny, nie wiedząc, jak przywrócić spokój w domu.
Słuchając jego opowieści, zrozumiałem, jak trudna stała się ich rodzinna codzienność. Może warto, aby pan Jan i Zosia porozmawiali z Markiem i Kingą – może wtedy uda się znaleźć porozumienie. Czasem cisza tylko pogłębia problemy, a szczera rozmowa potrafi zdziałać cuda.