Podział i pojednanie

polregion.pl 6 godzin temu

Dziennik osobisty

Rodzinne burze to rzecz podstępna. Przed ślubem Weronika choćby nie przypuszczała, iż życie z rodziną męża może stać się prawdziwą próbą. Wychowana w zgodnej rodzinie, gdzie kłótnie należały do rzadkości, sądziła, iż los oszczędzi jej tego typu doświadczeń. Historie koleżanek o teściach uważała za przesadzone – przecież z nią na pewno tak nie będzie.

Po ślubie Weronika i Marek zamieszkali u jego matki, Barbary, w jej przytulnym, choć ciasnym dwupokojowym mieszkaniu w małym miasteczku pod Wrocławiem. Teściowa przyjęła synową ciepło i przez pierwsze miesiące wszystko układało się gładko. Dzieci nie były jeszcze w planach – młodzi marzyli o zebraniu pieniędzy na własne mieszkanie.

Marek pracował w dużej firmie IT, jego pensja pozwalała snuć plany na przyszłość. Weronika również pracowała, choć zarabiała mniej, ucząc w lokalnej szkole. Barbara była życzliwa, ale miała w zwyczaju rozdawać rady, które z początku wydawały się nieszkodliwe.

Weronika starała się nie reagować, jednak z czasem teściowa coraz częściej wtrącała się w ich życie. Ton jej wskazówek stawał się coraz bardziej władczy, a uwagi – uszczypliwe.

Pewnego dnia Weronika, promieniejąc z radości, wróciła do domu z nowym blenderem.

— od dzisiaj będziemy robić koktajle na śniadanie, zdrowo i smacznie! — zawołała, stawiając pudełko na kuchennym stole.

Barbara, spojrzawszy sceptycznie na zakup, skrzywiła usta:

— Po co ci to? Bez sensu wydatek. Normalni ludzie rano jedzą owsiankę, a wy psujecie żołądki tymi nowomodnymi fanaberiami. Potem pożałujesz, ale będzie za późno. — Demonstracyjnie odwróciła się i wyszła.

Weronika, nie mogąc się powstrzymać, rzuciła za nią:

— Syn pani nienawidzi owsianki! Wystarczy mu kanapka z herbatą i już pędzi do pracy!

Teściowa zastygła w drzwiach, odwróciła się i zimno odparowała:

— Gdybyś była dobrą żoną, wstawałabyś wcześniej i gotowała Markowi porządne śniadanie, zamiast wylegiwać się do południa!

— Nie wyleguję się! — wybuchnęła Weronika. — Mam lekcje później, i co, mam się teraz rezygnować ze snu?

Od tamtego wieczoru między kobietami zawisła chmura. Blender był tylko pretekstem – napięcie rosło od dawna. Weronika siedziała w kuchni, sącząc herbatę, i rozmyślała:

„Co to za teściowa mi się trafiła? Zamiast się cieszyć, wciąż szuka dziury w całym. To nie moja wina, iż pracuję na późniejszą zmianę. Marek jest dorosły, sam może sobie kanapkę zrobić. Dlaczego mam żyć według jej zasad?”

Usłyszawszy skrzypnięcie klucza w zamku, Weronika ożywiła się – wracał Marek. Zawsze dzielili się wiadomościami, widując się tylko wieczorami.

— Cześć — pocałował ją w policzek. — Dlaczego taka markotna?

— Czekałam na ciebie, chciałam się pochwalić — wskazała na blender. — Nowa era śniadaniowa!

— Super, brawo! — uśmiechnął się Marek.

Ale z pokoju dobiegł głos Barbary:

— Z czego ta radość? Tylko zdrowie sobie zepsujecie tymi gadżetami!

— Mamo, daj spokój — Marek próbował łagodzić. — Wszyscy mają blendery i nikt nie narzeka.

— Ile wydałaś na ten bubel? — Teściowa zwróciła się do Weroniki.

Ta, nie tracąc rezonu, podała kwotę o połowę niższą niż rzeczywista.

— To mało?! — oburzyła się Barbara. — Kto w tym domu zarabia? Marek haruje, a ty roztrwaniasz jego pieniądze!

— Ja też pracuję! — odcięła się Weronika. — I wcale nie próżnuję!

— Grosze zarabiasz! — odparowała teściowa. — Marek utrzymuje rodzinę, a ty jesteś rozrzutna!

Kłótnia przybierała na sile. Marek, widząc, iż sytuacja wymyka się spod kontroli, wziął żonę za rękę i wyprowadził do ich pokoju, zatrzaskując drzwi.

— Boże, mam tego dość! — westchnęła Weronika. — Dlaczego ona się tak wtrąca?

Chciała wyrzucić z siebie wszystko, ale się powstrzymała – Marek nie był winny, iż ma taką matkę. Barbara wydawała emeryturę na swój działkowy domek: raz płot naprawić, raz dach połatać. Marek czasem burknął, ale pomagał.

Następnego ranka, gdy Weronika jeszcze spała, teściowa postanowiła przygotować synowi śniadanie, by pokazać, kto naprawdę się o niego troszczy.

— Mamo, po co to? Sam sobie poradzę — zdziwił się Marek.

Ale Barbara nie odpuszczała. Wylała wszystko, co myślała: Weronika to leniwa, niewdzięczna, nie potrafi zadbać o męża. Marek słuchał, ukrywając uśmiech. Wiedział, iż matka przesadza, i nie brał jej słów do serca.

— Dzięki, mamo, lecę — rzucił, wychodząc do pracy.

Teściowa została w kuchni, zdezorientowana. Weronika, obudziwszy się, jadła śniadanie w samotności – Barbara nie wyszła. Wieczorem, gdy Marek wrócił, teściowa znów zaczęła narzekać. Weronika, słysząc to z pokoju, straciła cierpliwość.

— Znowu na mnie skarży? — rzuciła, gdy mąż wszedł.

Przytulił ją:

— Nie złość się, ona chce dobrze.

— Dla kogo dobrze? — wybuchnęła Weronika. — Mam dość jej kontroli! jeżeli kupię coś bez jej zgody – koniec świata! Marek, nie wytrzymam tak. Wynajmijmy mieszkanie i wyprowadźmy się!

— I wydawać całą pensję na czynsz? — oponował. — Przecież oszczędzamy na własne.

— Znajdę lepszą pracę, z wyższą pensją — oświadczyła stanowczo. — Wtedy się wyprowadzimy.

— Dobrze, nie spieszmy się — złagodniał Marek. — Jestem po twojej stronie. Kupuj, co chcesz. Pogadam z mamą.

Po rozmowie z synem Barbara stała się chłodniejsza, rozmawiała tylko wtedy, gdy trzeba. Weronika unikała kuchni, gdy była tam teściowa. Marek, niczym wprawny dyplomata, lawirował między nimi, próbując utrzymać pokój.

Pewnego dnia zaproszono ich na urodziny żony kolegi Marka, Kasi. Ta zachwycała się prezentem od męża – zmywarką do naczyń.

— Weronika, to cudo! — zachwalała Kasia. — Załadujesz, wciśnPo powrocie do domu Weronika od razu zamówiła taką samą zmywarkę, choć wiedziała, iż znów rozpęta się burza.

Idź do oryginalnego materiału