Podczas kolacji moja córka dyskretnie wsunęła mi złożoną notatkę. „Udawaj, iż jesteś chora i wyjdź stąd”, brzmiała.

newsempire24.com 2 dni temu

Podczas kolacji moja córka podsunęła mi dyskretnie złożony na stole kartonik. Udawaj, iż jesteś chora i wyjdź stąd, napisała. Kiedy rozwinęłam ten pomarszczony kawałek papieru, nie przypuszczałam, iż te pięć słów w charakterystycznym pismie Jadzi zmienią moje życie: Udawaj, iż jesteś chora i wyjdź. Spojrzałam na nią, a ona drżała głową, patrząc, jakby błagała mnie, żebym uwierzyła. Dopiero później zrozumiałam, dlaczego.

Poranek rozpoczął się tak, jak każdy inny w naszym domu na przedmieściach Warszawy. Od ponad dwóch lat byłam mężatką z Ryszardem, odnoszącym sukcesy przedsiębiorcą, którego poznałam po rozwodzie. Wszyscy widzieli nas jako idealną rodzinę: przytulny dom, pieniądze w banku i stabilność, której tak bardzo potrzebowałam. Jadzia, nasza czternastoletnia córka, zawsze była cichą obserwatorką, chłonnąc otoczenie niczym gąbka. Na początku jej relacja z Ryszardem była napięta typowy konflikt nastolatka z ojczymem ale z czasem wydawało się, iż znaleźli kompromis. Przynajmniej tak myślałam.

W sobotę rano Ryszard zaprosił partnerów na brunch w naszym domu. To miał być istotny event rozmowy o ekspansji firmy, a on chciał zrobić wrażenie. Cały tydzień przygotowywałam menu i każdy detal wystroju.

Kiedy w kuchni doprawiałam sałatkę, pojawiła się Jadzia. Twarz blada, w oczach niepokój.

Mamo mruknęła, podchodząc na palcach muszę ci coś pokazać w pokoju.

Ryszard wpadł do kuchni, poprawiając krawat.

Co słychać w trójkę? zapytał, uśmiechając się, choć oczy nie podążały za mimiką.

Nic ważnego odparłam automatycznie Jadzia prosi o pomoc z zadaniami szkolnymi.

No, śpiesz się rzucił, zerknąwszy na zegarek goście już za trzydzieści minut.

Poszłam za córką korytarzem. Gdy weszliśmy do jej pokoju, zamknęła drzwi z impetem.

Co się stało, kochanie? zapytałam, czując dreszcz.

Jadzia nie odpowiedziała, tylko podała mi kartkę z biurka. Rozwinęłam ją i przeczytałam pośpieszne słowa: Udawaj, iż jesteś chora i wyjdź. Teraz.

Jadzia, co to za żart? spytałam, irytowana. Nie mamy czasu w takie bajki, goście już niedługo.

To nie żart szepnęła, patrząc nerwowo w drzwi. Mamusiu, musisz wyjść z domu. Wymyśl cokolwiek, powiedz, iż źle się czujesz i idź.

Jej oczy błyszczały przerażeniem. Nie widziałam tak poważnej Jadzi od lat.

Co się dzieje? nalegałam.

Zanim mogłam dopytywać, usłyszeliśmy kroki w korytarzu. Drzwi otworzył się i w progu stał Ryszard, wyraźnie zirytowany.

Co tu tak długo? zapytał, a pierwszy gość już stał w progu.

Spojrzałam na Jadzi, której oczy błagały o zaufanie. Z głębi serca postanowiłam jej uwierzyć. Przepraszam, Ryszardzie powiedziałam, dotykając czoła nagle poczułam zawroty. Myślę, iż to migrena.

Ryszard zmarszczył brwi. Teraz? Byłaś świetna pięć minut temu.

To nagle odpowiedziałam, udając ból. Potrzebuję tabletki i chwilę odpoczynku.

Zanim zdążyłam się spierać, zadzwonił dzwonek i Ryszard odszedł, mówiąc, iż goście nie mogą czekać.

Samotnie w kuchni Jadzia chwyciła mnie za ręce.

Nie idź spać. Musimy wyjść teraz. Powiedz, iż musisz iść do apteki po coś mocniejszego. Pójdę z tobą.

To absurdalny pomysł, nie mogę zostawić gości protestowałam.

Jej twarz zdradzała czysty strach. Coś, co Jadzia wiedziała, a ja nie, trzymało mnie w napięciu. Chwyciłam torbę i kluczyki, a potem podeszłam do salonu, gdzie Ryszard rozmawiał z dwoma eleganckimi gośćmi.

Przepraszam przerwałam, boli mnie głowa, muszę iść do apteki. Jadzia ze mną.

Ryszard uśmiechnął się wymuszenie. Okej, jednak odparł, ale w jego oczach pojawiła się cień niepokoju.

Wsiadłyśmy do samochodu, a Jadzia, trzęsąc się, szepnęła:

On chce mnie zabić, mam słyszeć przez telefon, iż planuje dodać truciznę do twojej herbaty.

Zatrzymałam auto gwałtownie, prawie wpadłam w ciężarówkę przy czerwonym świetle. Serce waliło jak młot.

Co?! To nie może być prawda! wykrzyknęłam, a Jadzia łkała.

Słyszałam go wczoraj w nocy, rozmawiał o tym, iż wszystko będzie gotowe, a ty weźmiesz herbatę i udasz zawał. wyjaśniła, trzymając się za głowę.

Zrozumiałam, iż Ryszard miał ubezpieczenie na życie milion złotych, które wykupił sześć miesięcy temu. Przeglądając w telefonie zdjęcia z jego biura, odkryłam stosy papierów: długi, rachunki, przelewy na tajemnicze konto, które od miesięcy zasilano drobnymi kwotami. Było to konto, na które zanim wypadnę, przekażę pieniądze. To był tylko wierzchołek lodowca.

Jadzia podsunęła mi kolejny zagniecany liścik:

Musimy zadzwonić na policję, ale nie mamy dowodów.

Zanim zdążyłyśmy to zrobić, telefon zadzwonił: od Ryszarda: Gdzie jesteś? Goście pytają o ciebie. Wysłuchałam tego z rosnącym przerażeniem.

Zdecydowałam, iż najpierw potrzebujemy twardych dowodów. Zrobimy zdjęcia, a potem…. Jadzia skinęła głową, a ja przetoczyłam myśli: muszę udawać chorobę, by mieć czas na przeszukanie biura.

Powróciłyśmy do domu, a Ryszard już witał gości w salonie. Po chwili wyjawił:

Mam dla ciebie specjalną herbatę, twoją ulubioną. Idźmy do kuchni.

Wzdechnęła Jadzia, podskakując na łóżko. Nie pić, szeptała. Zanim jednak udało nam się uciec, usłyszałyśmy dzwonek. To był krótkotrwały, ale decydujący sygnał: ktoś miał już nas w zasięgu.

Wysiedliśmy po schodach, a Ryszard obserwował nas z przymrużeniem oka, próbując zachować spokój. Próbowałam zachować maskę, ale w moim wnętrzu rosła panika. Nagle telefon w kieszeni zadrżał: wiadomość od Jadzi Teraz. Serce zamarło, ale musiałyśmy działać.

W biegu wybiegłyśmy na podwórko, wspięłyśmy się po firance i rzuciłyśmy się na trawę. Ryszard krzyczał, iż nas goni, a ja przyciskałam się do ziemi, próbując nie poddać się atakowi. W końcu udało nam się wciągnąć się do pobliskiego parku, gdzie czekała przyjaciółka ze studiów Magda, prawniczka.

Magda przyjechała w taksówce, przyniosła torby i telefon, a my wytłumaczyłyśmy jej całą sytuację. Natychmiast zadzwoniła na policję i nałożyła na nas rękę, mówiąc, iż nie poddajemy się. Przybyli funkcjonariusze, a Ryszard został zatrzymany przy wejściu wciąż z ręką pod głową, udając ból.

W komisariacie dowiedzieliśmy się, iż jego próby zatruwania były udokumentowane w próbce z jego biura wykazano śladowe ilości arsenu. Dodatkowo, badania krwi potwierdziły, iż krew znaleziona w pokoju Jadzi nie była ani jej, ani moją, tylko Ryszarda więc sam podrobił scenę.

Sąd skazał go na trzydzieści lat więzienia za próbę morderstwa i piętnaście lat za oszustwo finansowe. Dodatkowo, odzyskano pół miliona złotych z jego majątku, które trafiły do nas jako odszkodowanie.

Rok po tym zdarzeniu, przy przeprowadzce do nowego mieszkania, znalazłam ukrytą kartkę w książce ponownie pismo Jadzi, które napisało: Udawaj, iż jesteś chora i wyjdź. Schowałam ją do małej drewnianej szkatułki jako pamiątkę przetrwania i dowód, iż w najciemniejszych chwilach warto zaufać własnemu instynktowi i odrobinie szaleństwa nastolatki.

Na koniec wzniosłam toast z kieliszkiem wódki: Za nowe początki, za odwagę i za to, iż choćby najgorszy kryzys może zamienić się w historię, którą opowiemy przy kawie. I tak, dzięki pięciu słowom Jadzi, udało się nam przeżyć i wyjść z tego wszystkiego cało.

Idź do oryginalnego materiału