Podczas gdy Katya płaciła, Sergej oddalał się. Gdy zaczęła pakować zakupy, on wyszedł. Po opuszczeniu sklepu Katya natknęła się na Sergeja, który palił papierosa.

newskey24.com 5 dni temu

Gdy Kasia płaciła za zakupy, Wojtek odsunął się na bok. Kiedy zaczęła pakować torby, po prostu wyszedł ze sklepu. Gdy Kasia wyszła na zewnątrz, zobaczyła go palącego papierosa na chodniku.

Wojtek, weź te torby, proszę poprosiła, podając mu dwie ciężkie siatki.

Wojtek spojrzał na nią, jakby kazała mu złamać prawo, i zapytał zdziwiony:
A ty co?

Kasia zamarła. Co znaczyło a ty co? Czy to w ogóle było pytanie? Przecież to naturalne, iż mężczyzna pomaga. Dziwne, żeby kobieta dźwigała ciężary, podczas gdy on maszerował z pustymi rękami.

Wojtek, one są ciężkie odpowiedziała.
No i? upierał się.

Widział, iż zaczyna wściekać się, ale z zasady nie zamierzał brać siatek. Ruszył gwałtownie przed siebie, wiedząc, iż go nie dogoni. *Brać torby? Co ja jestem, wielbłąd juczny? A może służący? Jestem facetem! To ja decyduję, czy coś noszę. Niech sobie sama dźwiga, nie umrze!* myślał Wojtek. Dzisiaj postanowił upokorzyć żonę.

Wojtek, gdzie idziesz? Weź te torby! krzyknęła Kasia, ledwo powstrzymując łzy.

Torby naprawdę były ciężkie, a Wojtek dobrze o tym wiedział to on napchał wózek po brzegi. Do domu mieli niedaleko, jakieś pięć minut pieszo. Ale z siatkami droga wydawała się nieskończona.

Kasia szła, walcząc z płaczem. Miała nadzieję, iż Wojtek tylko żartuje i zaraz wróci, ale nie oddalał się coraz bardziej. Chciało jej się rzucić wszystko, ale jakoś dotarła pod blok. Usiadła na ławce przed klatką, wykończona. Chciało jej się płakać ze złości i zmęczenia, ale powstrzymała łzy płakanie na ulicy to wstyd. Ale żeby miała to przełknąć? Nie. On nie tylko ją obraził, ale upokorzył z premedytacją. A przecież przed ślubem był taki uważny Wiedział, co robi.

O, Kasia! Głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
Dzień dobry, Pani Halinko odpowiedziała, wymuszając uśmiech.

Pani Halina mieszkała piętro niżej i była przyjaciółką babci Kasi. Po jej śmierci pomagała dziewczynie, jak tylko mogła. Nie miała już nikogo mama mieszkała w innym mieście z nowym mężem i dziećmi, a ojciec dawno zniknął z życia. Pani Halina została jej jedyną rodziną.

Bez wahania Kasia postanowiła oddać jej zakupy. W końcu nie dźwigała ich na darmo. Emerytura Pani Haliny była niska, a Kasia lubiła czasem sprawić jej małą przyjemność.

Chodźmy, Pani Halinko, pomogę pani wnosić powiedziała, znów chwytając ciężkie siatki.

W kuchni sąsiadki zostawiła wszystko, mówiąc, iż to dla niej. Gdy Pani Halina zobaczyła śledzie, pasztet, brzoskwinie w syropie i inne smakołyki, na które nie mogła sobie pozwolić, wzruszyła się tak bardzo, iż Kasia poczuła się winna, iż nie robi tego częściej. Pożegnały się całusem w policzek, a Kasia weszła na swoje piętro.

W drzwiach mieszkania mąż witał ją, gryząc kanapkę.

A gdzie torby? zapytał Wojtek, jakby nic się nie stało.
Jakie torby? odparła spokojnie. Te, które mi pomogłeś nieść?
No weź, nie przesadzaj! zaśmiał się nerwowo. Poszło ci o to?
Nie odpowiedziała zimno. Po prostu wyciągnęłam wnioski.

Wojtek zesztywnieł. Spodziewał się krzyków, awantury, łez Ale ta cisza była gorsza.

Jakie wnioski?
Nie mam męża westchnęła. Myślałam, iż wyszłam za mąż, a okazało się, iż za głupka.
Nie rozumiem udał obrażonego.
Co tu nie rozumieć? spojrzała mu prosto w oczy. Chcę mężczyzny. A ty, widzę, chcesz kobiety, która będzie mężczyzną. Przerwa. Więc chyba potrzebujesz męża.

Twarz Wojtka zaczerwieniła się ze złości, pięści mu się zacisnęły. Ale Kasia tego nie widziała już była w pokoju, pakując jego rzeczy.

Wojtek bronił się do końca. Nie chciał wyjść. Nie mógł pojąć, jak takie głupstwo może zniszczyć małżeństwo.
Przecież wszystko było w porządku! Co złego, iż sama niosłaś te torby? protestował, gdy rzucała mu ubrania do walizki.
Twoja walizka mam nadzieję, iż sam ją poniesiesz powiedziała, nie zwracając na niego uwagi.

Wiedziała, iż to tylko pierwsze ostrzeżenie. Gdyby przełknęła brak szacunku, upokorzenia by się mnożyły. Dlatego zamknęła drzwi, kończąc tę historię raz na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału