Po śmierci męża odcięłam się od jego syna – po 10 latach odkryłam wzruszającą prawdę

twojacena.pl 1 dzień temu

Dziennik

Wciąż pamiętam ten ranek, gdy zadzwonił telefon. Numer szpitala. Zanim odebrałam, serce zamarło mi w piersi.

„Pani Nowak?” – usłyszałam w słuchawce. „Przykro mi. Pani mąż, Tomasz… nie udało się go uratować.”

Załamałam się. Dzień wcześniej pocałował mnie w czoło i obiecał, iż wróci na kolację. Czekałam godzinami, tłumacząc sobie, iż to korki albo niespodziewany klient. Nigdy nie pomyślałam, iż to śmierć.

Lecz to, co wydarzyło się po jego odejściu, przyniosło inny rodzaj bólu. Gorzki i skomplikowany.

Tomasz miał syna – Dawida – z poprzedniego związku. Miał 17 lat, gdy się pobraliśmy. Choć starałam się być uprzejma, nigdy się nie zbliżyliśmy. Odwiedzał nas czasem, ale czułam, iż mnie ocenia. Byłam młodsza od Tomasza, a w jego wymuszonych uśmiechach widziałam tylko ironię.

Ale Tomasz go kochał. Dla mnie to wystarczyło, by go znosić.

Po śmierci męża Dawid stanął w progu z plecakiem.

„Mama mnie wyrzuciła” – powiedział. „Mogę u ciebie zostać?”

Zamrugałam. Miałam 38 lat, byłam świeżo owdowiała, z sercem w kawałkach i ledwo wiążącą koniec z końcem. Ubezpieczenie Tomasza jeszcze nie wypłaciło pieniędzy, a ja nie miałam stałych dochodów. Dom wydawał się zimny i pusty jak trumna. Nie miałam siły na ponurego 27-latka, który ledwo na mnie patrzył podczas wizyt.

„Przykro mi, Dawidzie” – odparłam, starając się, by głos mi nie zadrżał. „Nie jestem teraz w stanie gości.”

Nie protestował. Skinął tylko głową, z pustym spojrzeniem. Odszedł.

I już go nigdy nie zobaczyłam.

Minione dziesięć lat to mgła. Sprzedałam dom. Przeprowadziłam się do małego mieszkania. Zaczęłam pracować w bibliotece. Ułożyłam sobie ciche, skromne życie. Raz czy dwa wyszłam z kimś, ale nikt nie mógł zastąpić Tomasza.

Czasem zastanawiałam się, co u Dawida. Skończył szkołę? Znalazł pracę? Ale gwałtownie odpędzałam te myśli. Był dorosły. Nie moja odpowiedzialność.

Aż pewnego dnia, po dziesięciu latach, wszystko się zmieniło.

Zaczęło się od listu.

Biała koperta bez nadawcy. W środku jedna kartka.

„Pewnie mnie pani nie pamięta. Nazywam się Anna. Byłam pracownikiem socjalnym, który pomagał Dawidowi Nowakowi po śmierci ojca. Często o pani mówił.”

„Chciałam, by pani wiedziała, iż Dawid zmarł w zeszłym tygodniu. We śnie. Niewydolność serca. Miał tylko 37 lat.”

„Miał ciężkie życie, ale nigdy pani nie obwiniał. Rozumiał pani żałobę. Uznałam, iż powinna pani to wiedzieć.”

Godzinami wpatrywałam się w te słowa. Dłonie mi drżały. Serce waliło jak młot.

Dawid nie żył?

Był taki młody. Pełen życia, choćby w swoim milczącym uporze.

A potem… przyszła wina.

Dławiąca, przytłaczająca.

Nie mogłam spać. Następnego ranka zaczęłam dzwonić pod wszystkie możliwe numery. Odnalazłam Annę i błagałam, by powiedziała mi więcej.

Była życzliwa. Spokojna. Spotkałyśmy się w kawiarni.

„Mieszkał w schroniskach” – wyjaśniła. „Później pracował jako woźny. Cichy, nikomu nie wadził. Zawsze nosił zdjęcie pani męża w portfelu.”

„Tomasza?” – zdziwiłam się.

Przytaknęła. „Mówił, iż to jedyny, który w niego wierzył. Nigdy nie przestał za nim tęsknić.”

Przełknęłam łzy.

„A… co mówił o mnie?”

Anna zawahała się. „Żałował, iż wszystko potoczyło się inaczej. Ale nie miał do pani żalu. Mówił, iż żałoba potrafi zmienić ludzi.”

Tamtej nocy płakałam jak dawno już nie płakałam.

Tydzień później Anna zadzwoniła ponownie.

„Dawid zostawił mały magazyn. Nie miał wiele, ale… jest coś, co powinna pani zobaczyć.”

Dwie godziny jazdy.

Magazyn był kilka większy od szafy. Dwa pudła, kilka książek i ten sam plecak, z którym przyszedł tamtego dnia.

W środku znalazłam zeszyt.

Usiadłam na zimnej podłodze i otworzyłam go.

18 sierpnia
Nie pozwoliła mi zostać. Rozumiem. Właśnie straciła tatę. Pewnie byłem dla niej żywym wyrzutem.

3 września
Dostałem pracę – sprzątam biura nocą. Nic wielkiego, ale stabilne. Oszczędzam na małe mieszkanie.

25 grudnia
Pierwsze święta bez taty. Zostawiłem kwiaty pod dawnym domem. Mam nadzieję, iż u niej wszystko w porządku.

22 marca
Zdałem maturę dla dorosłych. Myślałem, żeby jej napisać. Nie chciałem narzucać się.

9 lipca
Awans na supervisor’a. Czasem myślę, iż tata byłby ze mnie dumny. To daje mi siłę.

4 października
Pewnie dawno poszła dalej. Zasługuje na spokój. Ale żałuję, iż nie mogłem się pożegnać.

Gdy dotarłam do ostatniej strony, kartka była mokra od łez.

Jak mogłam być tak ślepa?

Myślałam, iż chronię siebie… a porzuciłam kogoś, kogo kochał mój mąż. Kogoś, kto tylko szukał bliskości.

Zorganizowałam Dawidowi małą ceremonię.

Skromne nabożeństwo w pobliskim kościele. Zaprosiłam Annę, kilku jego współpracowników, ludzi ze schroniska. Powiedziałam kilka słów, przeczytałam fragmenty jego dziennika. Płakali.

Dotknął więcej serc, niż sądziłam.

Wieczorem stałam w kuchni, trzymając zeszyt.

„Przepraszam cię, Dawidzie” – szepnęłam. „Nie wiedziałam. Powinnam była spróbować.”

To nie było w stanie go przywrócić. Ale dało początek czemuś nowemu.

Uleczeniu.

Kilka tygodni później zaczęłam pracę jako wolontariuszka w schronisku dla młodzieży. Słuchałam ich historii. Starałam się, by nikt nie czuł się samotny.

To było najmniejsze, co mogłam zrobić.

Czasem śnią mi się Tomasz i Dawid.

Są razem, śmieją się. Dawid nie jest już tym zamkniętym w sobie chłopakiem. Promienieje. Jest cały.

A Tomasz patrzy na mnie i uśmiecha się.

Jakby chciał powiedzieć: „Poznałaś prawdę. I nigdy nie jest za późno, by kochać.”

Idź do oryginalnego materiału