Z Michałem poznałam się cztery lata temu, kiedy jeszcze studiowałam. Tak się złożyło, iż nie tylko przewrócił moje życie do góry nogami, ale i mnie samą zmienił. Na początku było jak w bajce – byłam zakochana do szaleństwa i czułam, iż on odwzajemnia te uczucia. Często przynosił kwiaty, mówił piękne słowa, kupował drogie prezenty. Z utęsknieniem czekałam każdego wieczoru, żeby znów się z nim spotkać.
Po pół roku znajomości oświadczył mi się, a niedługo potem wzięliśmy ślub. Akurat kończyłam studia. Ale zaraz po weselu coś się w nim zmieniło. Zaczęły się kłótnie, wyrzuty, pretensje, a czasem choćby coś gorszego. Po każdej takiej sytuacji przysyłał mi wiadomości z przeprosinami, obiecywał, iż to się już nigdy nie powtórzy. I ja, sama nie wiem czemu, znów mu wierzyłam.
Tak minął rok. W tym czasie przeszłam przez piekło. choćby nie zliczę, ile razy wracałam do mamy, a potem znowu do niego wracałam. Michał, jak zawsze, błagał o wybaczenie, obiecywał poprawę, a ja za każdym razem dawałam się nabrać. I wszystko zaczynało się od nowa.
Ciągle powtarzał, iż bardzo chce mieć dziecko. Ale ja się wahałam – nie wierzyłam, iż się zmieni. Aż pewnego razu, po kolejnej „zgodzie”, podjęłam decyzję – pomyślałam, iż może dziecko coś zmieni. Naiwnie wierzyłam. Nic się nie zmieniło. Wtedy mama powiedziała „dość” i na ostatnich miesiącach ciąży zabrała mnie do swojej rodziny w innym mieście.
Bardzo się wtedy bałam, bo wciąż go kochałam, wciąż w niego wierzyłam. Na początku było bardzo trudno, ale gdy urodziła się moja córeczka – coś się we mnie zmieniło. Zaczęłam żyć dla niej. Dziś, gdy wspominam te dwa lata małżeństwa, nie mogę pojąć, jak mogłam w tym tkwić. Zostały tylko pytania: dlaczego nie odeszłam wcześniej? Dlaczego tyle milczałam?
Nie bój się zostać sama. Gorsze jest życie z kimś, kto cię nie szanuje i nie potrafi docenić twojej wartości.