Po prostu nie myśl o tym

newskey24.com 15 godzin temu

Na dworze było zimno i wietrznie. Kinga biegła ze szkoły, żeby nie zmarznąć. Z ust unosiła się para, osadzając się na szaliku, rzęsach i wystających spod czapki włosach srebrnym szronem. Zaraz wróci do domu, wypije gorądą herbatę z cytryną, wtuli się w kanapę pod kocem…

Myśl o ciepłym domu sprawiła, iż nogi same poniosły ją szybciej. Wreszcie klatka. Kinga szarpnęła drzwi i omal nie wpadła na ciocię Grażynę – niską, korpulentną sąsiadkę. Nie lubiła jej, uważała za wścibską. Ciocia Grażyna zawsze przyglądała się Kingi, mrużąc małe czarne oczka.

– Uważaj, wiercipięto! O mało mnie nie przewróciłaś – burknęła ciocia Grażyna, wpatrując się w dziewczynę.

– Przepraszam – powiedziała Kinga, czując się winna.

Kobieta zajmowała cały przejście i nie zamierzała się ruszyć.

– Nie mogę pojąć, do kogo ty podobna. Ojciec ma brązowe oczy, matka niebieskie, a ty… I włosy inne. Oni wysocy, a ty malutka jak palec.

– No i co? – spytała Kinga. – Dzieci muszą być kopią rodziców?
Nie chciała być niegrzeczna, ale nie wiedziała, jak obejść tę sąsiadkę. Nie mogła jej przecież odsunąć. Rozejrzała się, licząc, iż ktoś podejdzie do klatki, ale nikt nie nadchodził. Coś w spojrzeniu cioci Grażyny niepokoiło Kingę. Chciała uciec od tych oceniających oczu.

– Nie muszą – westchnęła sąsiadka. – Ale ja w tym bloku mieszkam od początku, wprowadziłam się razem z rodzicami twojej matki. Patrzyłam, jak twoja mama rośnie. Potem wyszła za mąż, a dwa lata później przyniosła cię ze szpitala.

Kinga niecierpliwie słuchała, tupiąc nogą, nie rozumiejąc, do czego zmierza sąsiadka.

– Przyniosła ze szpitala, ale nigdy nie widziałam jej w ciąży. Zastanów się, dlaczego nie jesteś podobna do rodziców – ciocia Grażyna wreszcie odsunęła się, wpuszczając Kingę do klatki.

Kinga weszła dwa stopnie wyżej i drgnęła, gdy za nią zatrzasnęły się drzwi. Nagle olśniło ją. Zamarła na schodach. Twarz płonęła, a dłonie stały się lodowate. *„Nie, ona tylko chce być złośliwa. Mieszka sama, bez męża, bez dzieci, więc roznosi plotki. To nic nie znaczy”* – pomyślała, ale słowa sąsiadki nie dawały jej spokoju.

Powoli weszła na trzecie piętro starej płyty, weszła do mieszkania, rozebrała się, wzięła album rodzinny, usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać zdjęcia. Oto Kinga w beciku z koronkowym rogiem, oto stawia pierwsze kroki, oto pierwsza kokarda na rzadkich jasnych włoskach. Oto pierwszoklasistka z ogromnym bukietem, za którym ledwo ją widać… A obok mama i tata, uśmiechnięci, patrzący na nią z miłością.

Usłyszała przekręcany klucz w zamku i gwałtownie otarła łzy.

– Kinga, czemu siedzisz po ciemku? – Tata wszedł do pokoju, włączając światło.
Żyrandol rozbłysnął jasnym światłem, od którego Kinga zmrużyła oczy.

– Co się stało? Płakałaś? – Tata usiadł obok niej na kanapie. – Przeglądałaś album? Daj go tutaj. – Wziął album i zaczął kartkować.

– Tato, jestem wasza? – cicho zapytała Kinga.

– Kinga, skąd ci to przyszło do głowy? – Tata podniósł na nią wzrok.
Dziewczyna dostrzegła w jego oczach strach, zmieszanie, i sama się przestraszyła. Zrzuciła koc, zerwała się z kanapy.

– Tato, powiedz! Mam prawo wiedzieć! – krzyknęła drżącym głosem, nie odrywając od niego wzroku.
Czekała, iż rozwieją się jej wątpliwości, iż powie, iż to nieprawda… Ale on odwrócił wzrok, spuścił głowę.

– Wszystko jasne. – Kinga wybiegła do przedpokoju, wcisnęła czapkę na głowę, wsunęła nogi w buty, zerwała z wieszaka kurtkę.

– Kinga, zaczekaj! Gdzie idziesz? Wszystko ci wyjaśnię…
Ale Kinga już wypadła z mieszkania, zatrzaskując drzwi z taką siłą, iż z sufitu posypała się farba.

Biegła po schodach, naciągając kurtkę i połykając łzy.

*„Bał się spojrzeć mi w oczy. Więc to prawda. Nie jestem ich. Obca… A czyja?”*

Wypadła na ulicę, wzdrygnęła się od zimna. Mróz palił twarz mokrą od łez. Szalik został na wieszaku. Żadnych rękawiczek, żadnych pieniędzy… Kinga gwałtownie odeszła. Po dwóch blokach wbiegła na sąsiednie podwórko, usiadła na zasypanej śniegiem ławce i wybuchnęła płaczem, chowając twarz w dłoniach.

– Czemu płaczesz? Co się stało?
Kinga odjęła ręce od twarzy i zobaczyła Darka z dziesiątej „A”.

– Chodź ze mną, opowiesz mi wszystko – rozkazał.

– Nigdzie… nie pójdę – szlochała Kinga.

– Chodź, głupia, przemarzniesz i zachorujesz. I tak nie odpuszczę. Umrzesz, a ja będę musiał tłumaczyć się twoim rodzicom, iż cię nie uratowałem. Chodź – powtórzył, chwycił ją za ręce i postawił na nogi. – Nie bój się, rodzice poszli do teatru. Napijemy się herbaty, opowiesz, co się stało. Może pomogę.

Kinga poszła za Darkiem. Weszła do zwykłego mieszkania, choć nowocześniejszego i większego niż u jej rodziców. Darek kazał jej włożyć puszyste kapcie jego mamy, narzucił na ramiona swój gruby sweter. Gdy czajnik się grzał, ustawiał na stole kubki, cukiernicę, robił tosty.

– Kinga ci na imię? – spytał, nalewając gorącą herbatę.

– Tak – odparła Kinga, nie podnosząc głowy.

– No i co się stało? Czemu uciekłaś z domu?

Kinga nie chciała opowiadać mało znanemu chłopakowi. Chodził do równoległej klasy, był sportowcem, i tyle o nim wiedziała. Po co miałaby mu się zwierzać? Ale trzymanie bólu w sobie było nie do zniesienia. Więc opowiedziała, czego dziś niespodziewanie dowiedziała się od sąsiadki.

– I tyle? I przez to uciekłaś? – niedowierzająco spytał Darek.

– Tobie łatKinga wróciła do domu, gdzie rodzice czekali z otwartymi ramionami, gotowi przytulić ją tak mocno, jakby cały świat mógł się przez to naprawić.

Idź do oryginalnego materiału