**Po miodowym miesiącu — gorzka prawda i nowy początek**
Weronika i Krzysztof właśnie wrócili z miodowego miesiąca spędzonego w słonecznej Chorwacji. Ona wygodnie rozsiadła się na kanapie i zawołała w stronę łazienki:
— Jaki film dziś oglądamy?
— Sam wybierz! — odezwał się mąż.
Weronika włączyła jego laptopa i machinalnie spojrzała na nieporozpakowane walizki w przedpokoju. *„Jutro się tym zajmę”*, mruknęła, odwracając wzrok — aż nagle rozległ się sygnał powiadomienia. Na ekranie pojawiła się wiadomość. Kliknęła ikonę… i zamarła.
*„Tęsknię, kochanie”*, pisała nieznana Monika.
*„Nie smuć się, niedługo wracam”*, odpowiedział jej Krzysztof.
Data wiadomości — siódmy sierpnia. Dzień przed ich powrotem do domu. Weronika otworzyła czat i, wstrzymując oddech, zaczęła czytać: *„Moniko, tamta noc była magiczna…”*, *„Przyjdziesz dziś?”*, *„Tak, kochanie, tak bardzo za tobą tęskniłem…”*
Gwałtownie zamknęła laptop. Kilka sekund później z łazienki wyszedł Krzysztof:
— No i co, znalazłaś film? Może komedię?
— O tak… komedia właśnie się zaczyna — rzuciła lodowato Weronika. — Kim jest Monika?
Zastygł.
— Jaka Monika? Nie znam żadnej Moniki!
— Naprawdę? To proszę, popatrz! — i rzuciła laptopem na jego kolana. — Ledwo wróciliśmy z wyjazdu, a ty już zdążyłeś się umówić z kochanką?!
— Zaczekaj… To nic nie znaczy. Na imprezie firmowej trochę wypiłem, sama się do mnie przyczepiła… To był błąd! Kocham cię!
— Błąd? Błędem było wyjść za ciebie! — Weronika wybiegła z mieszkania, zatrzaskując drzwi.
W taksówce patrzyła w okno, po policzkach spływały łzy. *„Czy to naprawdę mi się przytrafia?”*
Pod domem rodziców przywitała ją matka:
— Córeczko, co się stało?
— Rozwodzę się. Nie będę żyć ze zdrajcą!
— Uspokój się, skarbie… wejdź, porozmawiamy…
Minął tydzień. Matka namawiała ją, by została:
— Po co ci wynajmować mieszkanie? Mieszkaj z nami, jak długo chcesz.
— Mamo, mam trzydzieści lat. Potrzebuję własnej przestrzeni.
Dwa dni szukała lokum. Wczoraj złożyła pozew o rozwód. Krzysztof jeszcze próbował coś tłumaczyć, dzwonił, przysyłał kwiaty — bez odpowiedzi.
Miesiąc później Weronika mieszkała już w nowym mieszkaniu. Ostatnie dwa tygodnie — ani jednej łzy. Zagłębiła się w pracę, by nie myśleć. Ale weekendy były ciężkie: samotność przytłaczała ze zdwojoną siłą.
Pewnego wieczoru siedziała przed telewizorem, bezmyślnie przeskakując kanały. Lody, dżem i całkowita apatia. W końcu podjęła niespodziewaną decyzję.
— Ile można siedzieć w czterech ścianach? — powiedziała do siebie i wyszła na ulicę.
W parku było ciepło i spokojnie. Światło latarni, cienie drzew, zakochani… Ale niedługo zrobiło się ciemno. Weronika zawróciła, ale zorientowała się, iż zgubiła drogę.
Z tyłu usłyszała kroki. Przyspieszyła.
— Proszę pani, przepraszam… — dobiegł głos.
Rzuciła się do ucieczki, ale potknęła się. Wtedy czyjeś ręce pomogły jej wstać.
— Wszystko w porządku? Nie chciałem pani przestraszyć. Jestem Tomek.
Odsunął się o kilka kroków, pokazał puste kieszenie i dodał:
— Mieszkam niedaleko. Widziałem, jak pani krąży po alejkach…
Weronika wciąż była spięta, ale jego głos, życzliwe spojrzenie i szczery uśmiech stopiły trochę lód w jej sercu.
— Po prostu nie umiem znaleźć wyjścia — odparła zakłopotana.
— Mogę panią odprowadzić?
Spacer minął niepostrzeżenie. Tomek żartował, opowiadał historie, ona się śmiała… Pod bramą zwolnili kroku.
— Do widzenia, Weroniko.
— Do widzenia, Tomku… — z nutką smutku.
— Poczekam, aż pani wejdzie. W razie gdyby znów się pani zgubiła — zażartował.
Następnego dnia Weronika, wciąż pod wrażeniem, wyszła po kawę. Nagle… w drzwiach sąsiedniego mieszkania pojawił się Tomek z dwoma kubkami w rękach.
— Obudziłaś się, śpioszku? Czekam od rana! Idziemy na kawę?
— Ty? Co ty tu robisz?
— Mieszkam. Jesteśmy sąsiadami od dwóch tygodni. Widziałem cię kilka razy, ale nie mogłem zagadać.
Zmarszczyła brwi. On się uśmiechnął:
— No to wchodzisz na kawę?
— Nie jestem pewna…
— A jeżeli mam ciastka?
— W takim razie… może.
Zadzwonił telefon:
— Tak, mamo, nie, nie zmieniłam zdania. Zostaję tutaj. Podoba mi się tu…
I Weronika po raz pierwszy od dawna poczuła ciepło. Tym razem — prawdziwe.