Po miesiącu miodowym – gorzka prawda i nowy początek
Weronika i Bartosz właśnie wrócili z miesiąca miodowego, który spędzili w słonecznej Chorwacji. Ona rozsiadła się wygodnie na kanapie i zawołała w stronę łazienki:
– Jaki film oglądamy?
– Nie wiem, zdecyduj sama! – dobiegła odpowiedź męża.
Weronika włączyła jego laptop i mimochodem spojrzała na nieporozkładane walizki w przedpokoju. „Jutro się tym zajmę”, mruknęła pod nosem, odwróciła wzrok – i wtedy rozległ się sygnał powiadomienia. Na ekranie pojawiła się wiadomość. Kliknęła na ikonkę – i aż ją zamurowało.
„Tęsknię, kochanie”, pisała jakaś nieznana Marzena.
„Nie smuć się, już niedługo wracam”, odpowiadał jej Bartosz.
Data wiadomości – siódmy sierpnia. Dzień przed ich powrotem do domu. Weronika otworzyła czat i, wstrzymując oddech, zaczęła czytać: „Marzena, ten wieczór był magiczny…”, „Przyjdziesz dziś?”, „Tak, kotku, strasznie za tobą tęskniłem…”
Gwałtownie zamknęła laptop. Kilka sekund później z łazienki wyszedł Bartosz:
– No i co, znalazłaś film? Może komedię?
– O, tak… komedia właśnie się zaczyna – rzuciła lodowato Weronika. – Kim jest Marzena?
On zdrętwiał.
– Jaka Marzena? Nie znam żadnej Marzeny!
– Naprawdę? No to popatrz! – i rzuciła laptopem na jego kolana. – Dopiero co wróciliśmy z podróży, a ty już zdążyłeś się zabawić z kochanką?!
– Czekaj… To nic nie znaczy. Na imprezie firmowej się napiłem, to ona się do mnie przyczepiła… To pomyłka! Kocham cię!
– Pomyłka? Pomyłką było wyjść za ciebie za mąż! – Weronika wyskoczyła z mieszkania i zatrzasnęła drzwi.
W taksówce patrzyła w milczeniu przez okno, po policzkach płynęły łzy. „Czy to naprawdę mi się przytrafia…?”
Przed domem rodziców powitała ją matka:
– Córeczko, co się stało?
– Rozwodzę się. Nie będę żyć ze zdrajcą!
– Cicho, kochanie… wejdź, pogadamy, uspokój się…
Minął tydzień. Matka namawiała, żeby została u nich:
– Po co ci wynajmowane mieszkanie? Mieszkaj z nami, ile chcesz.
– Mamo, mam trzydzieści lat. Potrzebuję własnej przestrzeni.
Dwa dni szukała mieszkania. Wczoraj złożyła pozew o rozwód. Bartosz jeszcze próbował coś tłumaczyć, dzwonił, przysyłał kwiaty – bez odzewu.
Miesiąc później Weronika mieszkała już w nowym mieszkaniu. Ostatnie dwa tygodnie – ani jednej łzy. Wsiąkła w pracę, żeby nie myśleć. Ale weekendy były ciężkie: samotność dopadała ją ze zdwojoną siłą.
Pewnego wieczoru siedziała przed telewizorem, bezmyślnie przeskakując kanały. Lody, dżem i kompletna apatia. Potem – niespodziewana decyzja.
– Ile można siedzieć w czterech ścianach? – powiedziała sobie Weronika i wyszła na ulicę.
W parku było ciepło i cicho. Światło latarni, cienie drzew, zakochani… Ale niedługo zaczęło się ściemniać. Weronika ruszyła z powrotem, ale zorientowała się – zgubiła drogę.
Z tyłu usłyszała kroki. Przyspieszyła.
– Przepraszam, pani… – dobiegł głos.
Rzuciła się do ucieczki, ale potknęła się. Wtedy czyjeś ręce podniosły ją z ziemi.
– Wszystko w porządku? Niech się pani nie boi, nie chciałem przestraszyć. Jestem Krzysiek.
Odsunął się o kilka kroków, pokazał puste kieszenie i dodał:
– Mieszkam niedaleko. Widziałem, jak pani krąży po alejkach…
Weronika wciąż była spięta, ale jego głos, życzliwe spojrzenie i szczery uśmiech trochę stopiły lód w jej sercu.
– Po prostu nie mogę znaleźć wyjścia – odpowiedziała zakłopotana.
– Mogę panią odprowadzić?
Spacer minął niepostrzeżenie. Krzysiek żartował, opowiadał historie, ona się śmiała… Pod bramą zwolnili kroku.
– Do widzenia, Weronika.
– Do widzenia, Krzysiek… – z nutką smutku.
– Poczekam, aż pani wejdzie, żeby znów się nie zgubiła – zażartował.
Następnego dnia Weronika, wciąż pod wrażeniem, poszła po kawę. I nagle… w drzwiach sąsiedniego mieszkania pojawił się Krzysiek z dwoma kubkami w rękach.
– Obudziła się śpiochu? Czekam od rana! Chodźmy napić się kawy?
– Ty? Co ty tu robisz?
– Mieszkam. Jesteśmy sąsiadami od dwóch tygodni. Widziałem cię parę razy, ale jakoś nie było okazji zagadać.
Zmieszała się. On się uśmiechnął:
– No to wpadniesz na kawę?
– Nie jestem pewna…
– A jeżeli mam ciastka?
– W takim razie… może.
Zadzwonił telefon:
– Tak, mamo, nie, nie zmieniłam zdania. Zostaję tutaj. Podoba mi się tu…
I Weronika po raz pierwszy od dawna poczuła ciepło. Tym razem – naprawdę.