Po miodowym miesiącu — gorzka prawda i nowy początek
Weronika i Jakub dopiero co wrócili z miodowego miesiąca spędzonego w słonecznej Chorwacji. Ona wygodnie rozsiadła się na kanapie i zawołała w stronę łazienki:
— Jaki film oglądamy?
— Sam wybierz! — dobiegła odpowiedź męża.
Weronika włączyła jego laptop i machinalnie spojrzała na nieporozpakowane walizy w przedpokoju. „Jutro się tym zajmę”, mruknęła pod nosem, odwróciła wzrok — i wtedy rozległ się dźwięk powiadomienia. Na ekranie pojawiła się wiadomość. Kliknęła ikonkę — i aż ją zatrzęsło.
„Tęsknię, kochanie”, pisała nieznajoma Kasia.
„Nie smuć się, niedługo wracam”, odpowiadał jej Jakub.
Data wiadomości — ósmy sierpnia. Dzień przed ich powrotem do domu. Weronika otworzyła czat i, wstrzymując oddech, zaczęła czytać: „Kasia, ten wieczór był magiczny…”, „Przyjedziesz dziś?”, „Tak, słoneczko, tak za tobą tęskniłem…”
Gwałtownie zamknęła laptop. Po chwili z łazienki wyszedł Jakub:
— No co, znalazłaś film? Może komedię?
— Och, tak… komedia właśnie się zaczyna, — rzuciła lodowato Weronika. — Kim jest Kasia?
On zdrętwiał.
— Jaka Kasia? Nie znam żadnej Kasi!
— Naprawdę? No to proszę bardzo! — i wrzuciła laptop na jego kolana. — Ledwo wróciliśmy z podróży, a ty już zdążyłeś się uwinąć z kochanką?!
— Czekaj… to nic nie znaczy. Na firmowym imprezie się napiłem, to ona się do mnie przyczepiła… To pomyłka! Kocham cię!
— Pomyłka? Pomyłką było wyjść za ciebie za mąż! — Weronika wypadła z mieszkania i zatrzasnęła za sobą drzwi.
W taksówce milcząco wpatrywała się w okno, po policzkach płynęły łzy. „Czy to naprawdę dzieje się ze mną?..”
Pod rodzinnym domem powitała ją matka:
— Córeczko, co się stało?
— Rozwodzę się. Nie będę żyć ze zdrajcą!
— Cicho, kochanie… wejdź, pogadamy, uspokój się…
Płynął tydzień. Matka namawiała, by została z nimi:
— Po co ci wynajmowane mieszkanie? Mieszkaj z nami, ile chcesz.
— Mamo, mam trzydziestkę. Potrzebuję własnej przestrzeni.
Dwa dni szukała lokum. Wczoraj złożyła pozew o rozwód. Jakub jeszcze próbował coś tłumaczyć, dzwonił, wysyłał kwiaty — bez odzewu.
Miesiąc później Weronika już mieszkała w nowym mieszkaniu. Ostatnie dwa tygodnie — ani jednej łzy. Zatopiła się w pracy, by nie myśleć. Ale weekendy były ciężkie: samotność wracała ze zdwojoną siłą.
Pewnego wieczoru siedziała przed telewizorem, bezmyślnie przeskakując kanały. Lody, dżem i kompletna apatia. A potem — nagła decyzja.
— Ile można siedzieć w czterech ścianach? — powiedziała sobie Weronika i wyszła na ulicę.
W parku było ciepło i cicho. Światło latarni, cienie drzew, zakochani przechodnie… Ale niedługo zrobiło się ciemno. Weronika ruszyła z powrotem, aż zdała sobie sprawę — zgubiła się.
Z tyłu usłyszała kroki. Przyspieszyła.
— Proszę pani… — dobiegł głos.
Rzuciła się do ucieczki, ale potknęła się. W tej samej chwili czyjeś ręce podniosły ją z ziemi.
— Wszystko w porządku? Niech się pani nie boi, nie chciałem przestraszyć. Jestem Tomek.
Odsunął się o kilka kroków, pokazał puste kieszenie i dodał:
— Mieszkam niedaleko. Widziałem, jak pani krąży po alejkach…
Weronika wciąż była spięta, ale jego głos, miłe spojrzenie i wesoły uśmiech stopiły trochę lód w jej sercu.
— Po prostu nie mogę znaleźć wyjścia, — odparła zażenowana.
— Pozwoli pani, iż panią odprowadzę?
Spacer minął niepostrzeżenie. Tomek żartował, opowiadał historie, ona się śmiała… Pod bramą zwolnili kroku.
— Do widzenia, Weroniko.
— Do widzenia, Tomku… — z nutką smutku.
— Poczekam, aż pani wejdzie. W końcu znów może się pani zgubić, — zażartował.
Następnego dnia Weronika, wciąż pod wrażeniem, poszła po kawę. I wtedy… w drzwiach sąsiedniego mieszkania pojawił się Tomek z dwoma kubkami w rękach.
— Obudziła się śpiochu? Czekam od rana! Chodźmy napić się kawy?
— Ty? Co ty tu robisz?
— Mieszkam. Jesteśmy sąsiadami od dwóch tygodni. Widziałem cię parę razy, ale jakoś nie wychodziło zagadać.
Zakłopotała się. Uśmiechnął się:
— No to wchodzisz na kawę?
— Nie jestem pewna…
— A jeżeli mam ciastka?
— W takim razie… może.
Zadzwonił telefon:
— Tak, mamo, nie, nie zmieniłam zdania. Zostaję tu. Podoba mi się…
I Weronika po raz pierwszy od dawna poczuła ciepło. Tym razem — naprawdę.