Po latach samotności: odnaleźliśmy się i teraz jesteśmy prawdziwie szczęśliwi!

twojacena.pl 2 godzin temu

Po tylu latach samotności w końcu się odnaleźliśmy i jesteśmy naprawdę szczęśliwi!

Nazywam się Danuta, mam 54 lata. Jeszcze niedawno byłam pewna, iż moje życie uczuciowe definitywnie się skończyło. Po trudnym i upokarzającym rozwodzie spędziłam ponad dziesięć lat sama, wychowując córkę, pracując bez wytchnienia, zajmując się domem i powtarzając sobie w myślach: Kobietom w moim wieku nie wypada marzyć o miłości.

Przywykłam do ciszy w mieszkaniu, do filiżanki herbaty przed telewizorem, do tego, iż nikt nie zadzwoni późnym wieczorem, bo po prostu tęskni. Aż pewnego zwykłego dnia, siedząc w kuchni z kubkiem kawy, otworzyłam portal randkowy. Tak, żeby się rozerwać. Znalazłam tam krótki, szczery wpis od mężczyzny smutny, pełny żalu. Pisał, jak ciężko budzić się samemu, jak strasznie jest, gdy nikt na ciebie nie czeka, i jak bardzo pragnie jeszcze raz poczuć dreszcz prawdziwego spotkania.

To mnie poruszyło. Czułam, jakbym czytała własne myśli spisane czyjąś ręką. Bez wahania napisałam do niego kilka słów ciepłych, serdecznych, pełnych otuchy. Myślałam, iż potrzebuje tylko kilku zdań, które oderwą go od rozpaczy. Nie spodziewałam się tak szybkiej odpowiedzi. Nazywał się Tomasz. Okazał się niesamowitym rozmówcą inteligentnym, wrażliwym, o subtelnym poczuciu humoru i głębokiej duszy. Codziennie wymienialiśmy wiadomości, a potem zaczęliśmy rozmawiać przez telefon. Jego głos stał się moją kotwicą w codziennym chaosie.

Mieszkaliśmy w różnych końcach kraju: on w Zakopanem, ja w Gdańsku. Ale odległość przestała mieć znaczenie. Pomiędzy nami rosła nić zaufania, troski i bliskości. Kiedy zaproponował spotkanie, nie wahałam się ani chwili.

Pojechałam do niego do malowniczego miasteczka uzdrowiskowego, gdzie zaprosił mnie na weekend. Gdy pociąg wolno wtaczał się na peron, stałam tam, czując, jak serce wali mi jak oszalałe. Wyszedł z wagonu i od razu go poznałam. Jego oczy szukały moich. Podeszliśmy do siebie i przytuliliśmy się, jakbyśmy znali się od zawsze. W tej chwili zniknęły lata samotności, zniknął strach i ból. Pozostało tylko jedno uczucie: jestem w domu.

Spacerowaliśmy nad Wisłą, trzymając się za ręce, śmiejąc się z drobiazgów, dzieląc wspomnieniami i planami. Patrzył na mnie w sposób, w jaki nikt nie patrzył od lat. Czułam, jak w środku zapala się światło ciepłe, dobre, prawdziwe. Znów stałam się kobietą, nie tylko matką, nie tylko pracownicą biura, nie tylko sąsiadką z klatki schodowej. Znów byłam kochana.

Po tym spotkaniu widywaliśmy się coraz częściej. On przyjeżdżał do mnie, ja do niego. Wykradaliśmy czasowi chociaż kilka dni, by być razem. I coraz częściej łapałam się na myśli: chcę budzić się obok niego każdego ranka, chcę przygotowywać mu śniadanie, chcę witać go po pracy, słuchać, jak opowiada o swoim dniu. Zrozumiałam kocham go.

Nie miłością naiwnej dziewczyny, nie ślepym zauroczeniem, ale miłością dojrzałej kobiety, która wiele przeszła, która umie docenić ciszę, szacunek i wsparcie. A on stał się tym człowiekiem, dla którego znów chce się żyć, oddychać, czekać.

Teraz, gdy oglądam się wstecz, nie wierzę, iż mogłam żyć bez niego tak długo. Często myślę: co by było, gdybym nie napisała tej pierwszej wiadomości? Gdybym nie odważyła się wyjść z domu? Mogliśmy minąć się, nie poznać, zostać w swoich samotnościach. Ale na szczęście los dał nam szansę i nie zmarnowaliśmy jej.

Patrzę na niego i robi mi się ciepło na sercu. Jest obok. Jest mój. Teraz wiem na pewno: nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa. choćby po pięćdziesiątce. choćby gdy życie wydaje się już skończone. Bo miłość nie zna wieku. Przychodzi po cichu, we adekwatnym momencie. Trzeba tylko otworzyć przed nią serce.

Dziękuję ci, kochany Tomaszu, iż jesteś. Że uwierzyłeś w nas. Że przywróciłeś mnie do życia. Jesteś moim światłem, moim zbawieniem, moim szczęściem. I już się nie boję przyszłości. Bo wiem, iż tam będziesz ty.

Idź do oryginalnego materiału