Po dziewiętnastu latach małżeństwa i wychowywania dwójki dzieci, mój mąż zostawił mnie dla młodej koleżanki
Mam 42 lata, a dwa tygodnie temu moja codzienność legła w gruzach: mój mąż, z którym spędziłam 19 lat i wychowaliśmy razem dwójkę dzieci, oznajmił, iż chce rozwodu. Otworzył się przede mną, przyznając, iż od dwóch lat jest w związku z 28-letnią koleżanką, która teraz spodziewa się jego dziecka.
Od tamtej pory nieustannie płaczę, dręcząc się pytaniem: jak mogłam być tak ślepa, by nie zauważyć jego zdrady? Ufałam Markowi, kiedy mówił, iż zostaje dłużej w pracy z powodu nowych projektów i częstych delegacji po kraju. Czekałam na niego, dbając o nasz dom, przygotowując jego ulubione potrawy, prasując koszule na zapas na tydzień. choćby przez chwilę nie pomyślałam, iż ta troska nie jest przeznaczona tylko dla mnie i dzieci.
Niepokoiło mnie, iż Marek coraz mniej czasu spędzał z dziećmi, oddalając się od rodzinnych tradycji. Jego wkład finansowy w domowy budżet malał, a problemy codzienne pozostawały bez jego udziału. Tłumaczyłam sobie to jego zapracowaniem i zmęczeniem. Kiedy oświadczył, iż w tym roku nie pojedzie z nami na wakacje, pogodziłam się z tym i wyjechałam z dziećmi do rodziców na wieś. Po powrocie zauważyłam, iż Marek się zmienił: stał się zamknięty, unikał bliskości, a pewnego dnia poczułam na jego ubraniach obce perfumy i dostrzegłam ślady szminki na kołnierzyku koszuli.
Kiedy zażądałam wyjaśnień, przyznał się do zdrady i oznajmił, iż chce odejść. Moje próby przypomnienia mu o dzieciach i wspólnie spędzonych latach nie zmieniły jego decyzji. Udaliśmy się do prawnika, aby rozpocząć procedurę rozwodową. Nie chciałam go puścić, nie wyobrażałam sobie życia bez niego, ale rozumiałam, iż trzymanie go na siłę nie ma sensu.
Obecnie zostałam sama, z rozbitym sercem i lękiem przed przyszłością. Zdaję sobie sprawę, iż przede mną długa droga do uzdrowienia, ale mam nadzieję, iż znajdę w sobie siłę, by żyć dalej dla siebie i naszych dzieci.