Plan na miłość zaintrygował mnie już na etapie zwiastunów. Aranżowane małżeństwa wydają się reliktem przeszłości, czy da się przełamać te skojarzenie na ekranie? Zestawienia kultur w komediach często wypadają niczego sobie, w obsadzie pojawiła się Lily James… Wybrałam się do kina i nie jestem pewna, z czym mnie ten film zostawił.
Wszystko rozchodzi się o znalezienie idealnej drugiej połówki. Zoe (Lily James) korzysta z aplikacji randkowych, ale ciągle trafia na palantów. W konsekwencji z nikim nie jest na dłużej i skupia się na karierze reżyserki filmów dokumentalnych. Ma też przyjaciela z dzieciństwa, który całe życie spędził w domu obok. Kaz (Shazad Latif) jest lekarzem, Pakistańczykiem i decyduje się na wspierane małżeństwo. Zleca rodzicom znalezienie mu partnerki z tego samego kręgu kulturowego i tego samego wyznania. Zgadza się też, żeby Zoe nakręciła dokument o jego poszukiwaniach.
Dzięki postaci Zoe poznajemy pakistańską kulturę i inne spojrzenie na aranżowane małżeństwa. W naszym kręgu kulturowym aranżowane – czy też wspierane – małżeństwo wydaje się czymś zaskakującym, staromodnym i kontrowersyjnym. Dzięki rodzinie Kaza poznajemy kilka zaaranżowanych par z różnych pokoleń, które opowiadają o życiu z osobą wybraną przez rodziców. Świetnie ukazane jest, iż zawsze mamy wobec potencjalnego partnera konkretne oczekiwania. Różnica polega na tym, iż przy wspieranym małżeństwie najpierw wyobrażamy sobie partnera idealnego, a później szukamy kogoś najbardziej zbliżonego do tej wizji. Czy jednak różni się to znacząco od randkowania w każdej kulturze?
Dużo humoru opiera się na tych kulturowych różnicach. Wyraźnie zaznaczone jest, iż choć Zoe i Kaz to sąsiedzi, to dzieli ich ogromna przestrzeń religijna, kulturowa i mentalna. Obserwujemy, jak bohaterowie ścierają się i niektóre tematy porzucają, bo nie mają w nich wspólnej przestrzeni. Szczególnie Zoe wnosi w świat pakistańskiej rodziny sporo krytyki, podważając koncepcję wspieranego małżeństwa i inne konflikty rodzinne. Mamy na przykład wątek wykluczenia z rodziny siostry, która wyszła za mąż za nie-muzułmanina. Dowiadujemy się, iż jest to coś nie do pomyślenia, absolutnie nie do zaakceptowania w islamie. Cała rodzina cierpi z powodu rozstania, ale jednocześnie są zranieni, iż siostra wybrała miłość znając konsekwencję. Zoe zna całą sytuację i choć absolutnie nie jest to jej sprawa, zaczyna w niej mącić. Wątek niby kończy się pozytywnie, ale uderzył mnie brak poszanowania prywatności, religii i spraw rodzinnych.
Plan na miłość ma sporo właśnie takich problemów. Ślizga się po tematach związanych z islamem, otwiera dyskusję, po czym przeskakuje do kolejnego zagadnienia, nie dając widzom żadnych wniosków. I tak otrzymujemy prześlizgnięcie się przez terroryzm, uprzedzenia na tle religijnym i etnicznym, prawa kobiet, różnice pokoleniowe i imigrację. Każda z tych rzeczy mieści się w dwóch linijkach dialogu, po czym znika bez śladu, żeby pokazać pakistański bazar. o ile ten film miał zwiększać świadomość kulturową widzów, to robi to na pół gwizdka. Ostatecznie bowiem wspierane małżeństwo się rozpada i wracamy do stereotypu staromodnej koncepcji.
Choć film prowadził nas w inną stronę, to wpadamy też w stereotyp komedii romantycznej. Bohaterowie muszą być razem, bo świat się skończy. Zoe i Kaz schodzą się na koniec filmu – nie mam pojęcia dlaczego. Wiele razy w historii widzimy, iż ich różnice na tle religijnym i kulturowym są poważną przeszkodą. Zoe na moment traci choćby zaufanie Kaza, po mieszaniu w jego życiu rodzinnym. Choćby chciał, nie może za bardzo wziąć z nią ślubu, bo jest innego wyznania. Ich związek jest nielogiczny do bólu. Dużo się co prawda w filmie mówi o chemii i iż miłość nie wybiera, ale…chemia między nimi to jedna scena. Kaz nakłada Zoe naszyjnik i dotyka jej delikatnie palcami. Bo przecież romans opiera się na kilku utartych schematach, a naszyjnik znajduje się na podium…
Mimo wszystko, humor wynikający ze ścierania się kultur jest wspaniały. Postać matki Zoe, grana przez Emmę Thompson, jest idealnym przykładem. Bliska przyjaciółka pakistańskiej rodziny, celebruje obcą sobie kulturę i generuje humorystyczny chaos. Poszukiwanie partnerki dla Kaza też zabawnie się rozwija, szczególnie kiedy wymagania wyliczają rodzice. Gra aktorska ma swoje wzloty i upadki, ale wszystkie postacie są ciepłe i otwarte. Przyjemnie to się udziela i przyznaję, iż też się pośmiałam.
Plan na miłość wywołuje uśmiech i sympatię wobec bohaterów. Niewątpliwie można się na nim dobrze bawić i spędzić dwie godziny na rozrywce. Zawsze będzie to komedia romantyczna z nieco innym tłem wydarzeń, niż dwoje wpadających na siebie ludzi. Ciężko jednak odciąć się od kulturowej reprezentacji. Co ten film miał zrobić? Nie wiem. Z jednej strony celebruje pakistańską kulturę, z drugiej bagatelizuje niektóre aspekty islamu. Może ta niezręczność ma być jak pierwsza randka – tak czy inaczej warto spróbować, obejrzeć film i sprawdzić, jak odnajdujemy się na styku kultur.
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z Cinema City.