Pije, pije, butelek pełno, a jedzenia ani kawałka.

twojacena.pl 3 tygodni temu

Wszyscy piją, piją, butelek pełno, a jedzenia ani odrobiny.
W domu było gości. Gości u nich bywało niemal zawsze.
Wszyscy piją, piją, butelek pełno, a chleba choćby kromki nie znajdziesz Na stole same pety i puszka po konserwach Leon raz jeszcze przejrzał blat, ale niczego do jedzenia nie znalazł.
Dobrze, mamo, idę powiedział chłopiec i zaczął powoli wciągać podarte buty.
Wciąż miał nadzieję, iż matka go zatrzyma i powie:
Gdzie ty lecisz, synku, głodny, a na dworze zimno. Zostań w domu. Zaraz ugotuję ci kaszę, wykopię gości i pozamiataj podłogę.
Zawsze czekał na czułe słowo, ale matka nie lubiła ich mówić. Jej słowa były jak ciernie, od których chciał się skulić i schować.
Tym razem postanowił odejść na dobre. Leon miał sześć lat, ale czuł się wystarczająco dorosły. Najpierw musiał zdobyć pieniądze i kupić bułkę, może choćby dwie Jego brzuch burczał i domagał się jedzenia.
Nie wiedział, jak zdobyć pieniądze, ale idąc koło kiosków, zauważył wystający ze śniegu pusty butel. Przypomniał sobie, iż butelki można zwracać, a wtedy będzie miał trochę grosza. Wsadził butelkę do kieszeni, potem znalazł zgniecioną reklamówkę przy przystanku. Przez pół dnia zbierał butelki.
Było ich już sporo, wesoło dzwoniły w reklamówce. Leon wyobrażał sobie, jak kupi mięciutką, pachnącą bułkę z makiem albo rodzynkami, a może choćby z marmoladą, ale pomyślał, iż taka może kosztować więcej, więc postanowił poszukać dalej.
Zbłądził na dworzec. Na peronie, gdzie mężczyźni pili piwo w oczekiwaniu na pociągi, postawił ciężką reklamówkę przy kiosku, a sam pobiegł po kolejny butel. Gdy wrócił, jakiś brudny, zły człowiek zabrał jego zbiór. Leon poprosił, by mu oddał, ale tamten spojrzał na niego tak groźnie, iż chłopiec musiał się odwrócić i odejść.
Marzenie o bułce rozwiało się jak miraż.
Zbieranie butelek to niełatwa sprawa pomyślał Leon i znów błąkał się po zaśnieżonych ulicach.
Śnieg był mokry i lepki. Buty chłopca przemokły, a stopy marzły. Zapadł zmierzch. Nie pamiętał, jak trafił do klatki schodowej, gdzie przestąpił się do kaloryfera i zapadł w ciepły sen.
Obudził się, myśląc, iż wciąż śni było ciepło, cicho i przytulnie, a w powietrzu unosił się pyszny zapach!
Do pokoju weszła kobieta. Była piękna i patrzyła na niego łagodnie.
No i co, chłopczyku spytała ogrłoś się? Wyspałeś? Chodź na śniadanie. Szłam w nocy, a ty spałeś w klatce jak piesek. Wzięłam cię i przyniosłam do domu.
To teraz tutaj jest mój dom? zapytał Leon, nie wierząc w swoje szczęście.
jeżeli nie masz domu, to będzie odparła kobieta.
Potem wszystko potoczyło się jak w bajce. Nieznajoma pani karmiła go, opiekowała się nim, kupowała nowe ubrania. Stopniowo Leon opowiedział jej o swoim życiu z matką.
Dobra pani miała imię, które wydało mu się magiczne Lidia. W rzeczywistości było zwyczajne, ale Leon, który nie wiele jeszcze przeżył, usłyszał je po raz pierwszy. Uznał, iż tylko dobra wróżka może mieć tak piękne imię.
A chcesz, żebym była twoją mamą? spytała pewnego dnia, przytulając go mocno, jak robią to prawdziwe, kochające matki.
Oczywiście chciał, ale
Szczęśliwe życie skończyło się nagle. Po tygodniu przyszła jego matka.
Była prawie trzeźwa i krzyczała na kobietę, która go przygarnęła:
Nikt mi nie odebrał praw rodzicielskich, więc mam prawo do syna!
Gdy wyprowadzała Leona, z nieba posypały się płatki śniegu, a dom, w którym została dobra pani, wydał mu się białą wieżą pokrytą czarodziejskim puchem.
Później życie stało się bardzo ciężkie. Matka piła. Leon uciekał z domu. Nocował na dworcach, zbierał butelki, kupował chleb. Nikogo nie poznawał, nikogo nie prosił o pomoc.
Z czasem odebrano jej prawa rodzicielskie, a chłopca umieszczono w domu dziecka.
Najsmutniejsze było to, iż nie mógł przypomnieć sobie, gdzie stał ten dom, przypominający białą wieżę, w której mieszkała dobra kobieta o czarodziejskim imieniu.
Minęły trzy lata.
Leon żył w domu dziecka. Był zamknięty w sobie i małomówny. Najchętniej oddalał się i rysował. Zawsze to samo biały dom i spadające z nieba płatki śniegu.
Pewnego dnia do placówki przyjechała dziennikarka. Wychowawczyni oprowadzała ją po salach i przedstawiała dzieci. Podeszli do Leona.
Leon to dobry, interesujący chłopiec, ale ma trudności z adaptacją w grupie. Mimo iż jest z nami od trzech lat, przez cały czas nie nawiązuje bliskich relacji. Pracujemy nad tym, by znalazł rodzinę tłumaczyła dziennikarce.
Poznajmy się, nazywam się Lidia powiedziała dziennikarka.
Chłopiec ożył nagle i zaczął mówić! Mówił, ku zaskoczeniu wszystkich! Zamknięty w sobie chłopiec z zapałem opowiadał jej o innej dobrej pani Lidii. Wydawało się, iż z każdym słowem jego dusza się ociepla. Oczy mu błysnęły, policzki się zaróżowiły. Wychowawczyni patrzyła na tę przemianę ze zdumieniem.
Imię Lidia stało się złotym kluczem do jego serca.
Dziennikarka nie mogła powstrzymać łez, słuchając jego historii. Obiecała napisać o nim w lokalnej gazecie może tamta dobra pani przeczyta i zrozumie, iż Leon na nią czeka.
Dotrzymała słowa. I stał się cud.
Tamta kobieta nie prenumerowała gazet, ale miała urodziny, a koledzy z pracy podarowali jej kwiaty, a iż na dworze była zima, kwiaty owinięto w gazetę.
W domu, rozwijając kwiaty, zauważyła nagłówek małego artykułu: *Dobra kobieta o imieniu Lidia, chłopiec Leon cię szuka. Odezwij się!*
Przeczytała tekst i zrozumiała, iż to ten sam chłopiec, którego kiedyś zabrała z klatki schodowej i chciała adoptować.
Leon rozpoznał ją natychmiast. Rzucił się w jej ramiona. Płakali obo

Idź do oryginalnego materiału