Pieśń zimowego parku: nowy rozdział życia

newsempire24.com 22 godzin temu

Dzisiaj był piękny zimowy dzień. Założyłam ciepłą kurtkę, otuliłam moją małą wnuczkę Zosię i wyszłyśmy na spacer do zaśnieżonego parku na obrzeżach Krakowa. W parku przechadzali się młodzi rodzice z wózkami, ich śmiechy i rozmowy mieszały się z szelestem śniegu pod butami. Zosia, przytulnie owinięta w kocyk, natychmiast zasnęła na świeżym powietrzu. Pogrążyłam się w wspomnieniach o mojej młodości, o tym, jak samotnie wychowywałam syna Marcina. Tak bardzo zatopiłam się w myślach, iż nie od razu usłyszałam dziecięcy płacz. Na początku wydawało mi się, iż to Zosia, ale nie – wnuczka spokojnie spała. Niedaleko stał mężczyzna z wózkiem, rozglądając się bezradnie. Gdy mnie zobaczył, zawołał:

– Pani, pomóżcie! Co mam zrobić?

Zamarłam, zaskoczona jego słowami.

***

Kiedy Ewa i Marcin wzięli ślub, od razu postawiłam warunek:
– Teraz jesteście sami za siebie odpowiedzialni. Synu, wychowałam cię, wykształciłam. Chcę teraz żyć dla siebie, mam tylko czterdzieści sześć lat. Wy też musicie się do siebie przyzwyczaić. Więc z wnukami się nie śpieszcie!

– No i powiedziała twoja mama, aż przykro – zmarszczyła się Ewa.
– Nie przejmuj się, ona jest dobra, tylko wychowywała mnie sama – uśmiechnął się Marcin. – Niedawno żartowała z koleżanką, iż znów czują się jak młode, szukają mężów. Chodzą na tańce w weekendy, jeżdżą na wycieczki. Kiedy ona miałaby zajmować się wnukami?
– I jakie sukcesy? – zapytała sceptycznie Ewa.
– Na razie żadne. Na tańcach był jeden mężczyzna na dziesięć kobiet, wybrał inną i przestali chodzić. Na wycieczkach same panie! Ale się nie martw, mama tak tylko mówi. Gdzie by poszła, z wnukami pomoże – przytulił żonę Marcin.

Mieszkali u mnie na razie. Nie protestowałam, ale rzadko byłam w domu. Od rana do wieczora w pracy, potem teatr, spotkania z przyjaciółkami. W weekendy też mnie nie było. Młodzi radzili sobie sami.

Ewa martwiła się, iż naprawdę się zezłoszczę, gdy dowiem się o jej ciąży. Ale tylko się uśmiechnęłam:
– gwałtownie poszło, no cóż, skoro zdecydowaliście, to tak ma być!
Gdy okazało się, iż będzie dziewczynka, choćby się ucieszyłam:
– Zawsze chciałam córkę, ale nie wyszło. Teraz będzie wnuczka!

Choć z początku nie angażowałam się w opiekę nad Zosią, jakbym bała się, iż mnie obarczą obowiązkami. Z pracy nie spieszyłam się, w weekendy czułam się wolna.
– Dobrze, iż moi rodzice czasem przyjeżdżają, spacerują z Zosią – powiedziała kiedyś smutno Ewa, nie zdążywszy przygotować obiadu. Zosia cały dzień marudziła – ząbkowała.

Marcin, od dziecka przyzwyczajony przeze mnie do domowych obowiązków, od razu zaczął pomagać żonie i ją pocieszać:
– No przecież sami chcieliśmy dziecko!
– Ona jest babcią! Dobrze, iż chociaż kupiła wózek, czasem bawi się z Zosią. Ale moja koleżanka Magda ma mamę, która zaraz po pracy biegnie po córkę. A twoja ani razu nie zaproponowała! – obraziła się Ewa.
– Jesteśmy młodzi, damy radę. Mama jest zmęczona po pracy. I twoja Magda niepotrzebnie obciąża swoją mamę – zaśmiał się Marcin. – Mama nas ostrzegała!

Ale w następny weekend poprosili mnie, żebym poszła z Zosią do parku, a oni pójdą do kina. Teściowa, która nie miała planów, zgodziła się.

Ubrałam ciepłą kurtkę, otuliłam dziewczynkę – na dworze był pierwszy śnieg, ale słońce świeciło, zapowiadając piękną pogodę. Park był zaraz za ulicą, niedługo szliśmy alejkami, chrupiąc śniegiem. Młodzi rodzice uśmiechali się do siebie, a Zosia, ukołysana świeżym powietrzem, zasnęła.

Szłam, zatopiona we wspomnieniach. Wychowywałam Marcina sama. Rodzice mieszkali na wsi i nie pomagali, krytykując mnie za nieudane małżeństwo. Mąż odszedł po roku. A ja, dumna, ciągnęłam wszystko sama. Były mąż rzadko przysyłał alimenty, ale wszystko, co miałam, szło na syna. Dla siebie – najtańsze jedzenie, byle nie głodować. Gdy Marcin podrósł, było lżej. Pracowałam blisko domu, syn po szkole przychodził do biura, jadł, odrabiał lekcje. Tak żyliśmy. Do dziś lubię dobrze zjeść – echo tamtych głodnych lat.

Nagle wyrwał mnie z myśli dziecięcy płacz. Drgnęłam, myśląc, iż to Zosia, ale wnuczka spała spokojnie. Niedaleko mężczyzna rozpaczliwie kołysał wózek, z którego dochodził krzyk. Spojrzał na mnie i błagalnie powiedział:
– Pani, pomóżcie! Pierwszy raz spaceruję z wnukiem, nie wiem, co robić!

Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Byłam pochle– Cóż, każdy musi kiedyś zaczynać – odparłam z uśmiechem, poprawiając kocyk w wózku jego wnuka.

Idź do oryginalnego materiału