Pies nas w nocy nasikał. O świcie teściowa wtargnęła do naszej sypialni z krzykami:

polregion.pl 2 godzin temu

Wczoraj przenocowała u nas teściowa, pani Janina Nowak. Od rana wpadła do naszej sypialni z krzykiem: Wstawaj, Kinga, zobacz, co się dzieje w twojej kuchni! Zerwałam się z łóżka, jeszcze w pidżamie, serce waliło jak szalone. Biegnę korytarzem, narzucając po drodze stary szlafrok, węszę może coś się pali? A może gaz został otwarty? W głowie już cały horror: cegły w ogniu, garnek wybucha, jakaś katastrofa. Wchodzę do kuchni, a tam karaluchy. Cała armia rudych potworków biega po stole, po talerzach, po resztkach kolacji, których nie miałam siły posprzątać wieczorem. Teściowa stoi, ręce w biodra, i wierci we mnie wzrokiem, jakbym specjalnie hodowała te robale, żeby ją zszokować.

Kinga, u was zawsze tak? zaczyna, a głos jej drży ze złości, Jak tak można żyć? Masz dzieci, męża, a w kuchni karaluchy jak w jakiejś szopie! Stoję jak rażona piorunem i nie wiem, co powiedzieć. No tak, nie posprzątałam po wczorajszym, bo po pracy ledwo nogi za sobą ciągnęłam. Dzieci płakały, mąż, Marek, coś mamrotał o piłce nożnej, a ja marzyłam tylko o tym, żeby zwalić się do łóżka. Kto by pomyślał, iż akurat tej nocy te nieproszone karaluchy postanowią urządzić sobie bal? I najważniejsze skąd się w ogóle wzięły? Przecież nie mieszkamy w jakiejś zapuszczonej ruderze, mamy mieszkanie, wszystko czyste. No, prawie czyste.

Pani Janina oczywiście nie odpuszcza. Za moich czasów, mówi, nic takiego by się nie wydarzyło! Ja po kolacji wszystko sprzątałam, wycierałam, ani jednej okruszyny nie zostawiałam. A ty co? Dzisiejsza młodzież leniwa, tylko w telefonach siedzieć potrafi! Kiwam głową, połykam westchnienie, bo co tu można powiedzieć? Ona przecież nie tylko teściowa to generał w spódnicy, dla niej porządek w kuchni to kwestia honoru. A ja, najwyraźniej, ją zawiodłam. Zaczynam gorączkowo sprzątać: łapię ścierkę, zmywam karaluchy, przecieram stół, talerze, wszystko, co wpadnie mi w ręce. Teściowa stoi nad głową, komentuje: Tu nie przetarłaś! A co to za plama? Czy ty nigdy nie myjesz blatów? Ledwo się powstrzymuję, żeby nie wybuchnąć. Myślę: No, pani Janino, wy też nie święta, wam też pewnie czasem okruszki zostawały! Ale milczę, bo wiem z nią się nie wygrywa dyskusji.

Podczas gdy ja walczę z karaluchami, Marek, mój mąż, wreszcie wylazł z łóżka. Wchodzi do kuchni, widzi ten cyrk, a zamiast pomóc, tylko się uśmiecha: O, Kinga, może otworzyłaś zoo? Rzucam mu takiego spojrzenia, iż od razu się ucisza i idzie zaparzyć herbatę. A teściowa tylko kręci głową: Widzisz, i twój mąż niepoważny. Gdybym ja się tak o syna nie troszczyła, toby się u ciebie całkiem rozpuścił! No dobrze, myślę, teraz jeszcze zacznie wykład o wychowaniu mężczyzn. I rzeczywiście siada przy stole, już błyszczącym od czystości, i zaczyna: Za moich czasów mężczyzn trzymało się krótko. A wy, młodzi, dajecie im wolność, i co macie? Karaluchy w kuchni, a oni się śmieją!

Słucham, a w głowie tylko jedna myśl: jak przetrwać do wieczora, żeby pani Janina wróciła do siebie? Nie żebym jej nie lubiła, to dobra kobieta, ale te jej ataki To przecież nie tylko karaluchy, dla niej to dowód, iż jestem złą gospodynią, złą żoną, a może i złą matką. No więc szoruję, wycieram, myję, a ona wciąż coś znajdzie widelec nie tam leży, nóż źle umyty. A ja przecież nie jestem z żelaza! Mam dwoje dzieci, pracę, cały czas jak wiewiórka w kole, a tu jeszcze karaluchy postanowiły zrobić imprezę. I najważniejsze skąd się wzięły? Może od sąsiadów? W bloku stare rury, piwnica wilgotna, pewnie się tam lęgną.

W końcu skończyłam sprzątanie, kuchnia lśni jak w reklamie środka czyszczącego. Teściowa wydaje się trochę uspokoić, ale i tak rzuca: Trzeba dbać, Kinga. To przecież twój dom, twoja rodzina. jeżeli nie ty, to kto? Kiwam głową, uśmiecham się przez łzy, a w środku krzyczę: Daj mi już spokój! Marek, widząc mój stan, wreszcie się wtrąca, zabiera mamę na spacer, żebym mogła odsapnąć. A ja siadam przy stole, patrzę na tę idealnie czystą kuchnię i myślę: czy naprawdę jestem tak złą gospodynią? Może pani Janina ma rację, może robię coś nie tak? Ale wtedy przypominam sobie, iż rodzina to nie idealna kuchnia, a miłość to nie tylko błyszczące talerze

Idź do oryginalnego materiału