Pies, który wciąż śpi przy drzwiach szpitala, gdzie umarł jego pan, nie rozumiejąc, dlaczego ten już nie wraca.
Wojtek dotarł do szpitala o szóstej rano, jak zawsze. Jego łapy znały każdą szczelinę w chodniku, każdą nierówność prowadzącą do szklanych drzwi białego budynku. Zajął swoje zwykłe miejsce: przy zielonej, żelaznej ławce, skąd widział zarówno główne wejście, jak i oddział ratunkowy.
W ostatnich tygodniach stracił na wadze. Jego złocista sierść, dawniej lśniąca, teraz była matowa i zmierzwiona. Ale jego brązowe oczy wciąż były czujne, przesuwając się po każdej twarzy wchodzącej i wychodzącej ze szpitala. Szukał jedynej, która się liczyła.
Pan Jan był dla niego wszystkim przez osiem lat. Starszy stolarz znalazł go jako szczeniaka, porzuconego w kartonie pod deszczem. No już, mały olbrzymie, powiedział, owijając go w swoją roboczą kurtkę. Wyglądasz jak Wojtek. I tak już zostało.
Razem chodzili każdego ranka do parku, dzielili się obiadem w stolarni, oglądali telewizję wieczorami. Jan mówił do niego, jak do człowieka, opowiadał o swoich troskach i radościach. Wiesz co, Wojtek? Dzisiaj wyszło mi idealnie to krzesło. Jesteśmy już prawdziwą drużyną, co?
Trzy tygodnie temu Jan zaczął mocno kaszleć. Pewnego ranka, podczas śniadania, osunął się na podłogę. Wojtek szczekał rozpaczliwie, aż sąsiedzi wezwali karetkę. Biegł za białą noszami aż do drzwi szpitala, ale te zamknęły się przed nim.
Pies nie może wejść, powiedział ktoś w białym uniformie. Wojtek nie rozumiał słów, ale zrozumiał gest. Został i czekał.
Pierwsze dni minęły na odpędzaniu się od ludzi, którzy próbowali go zabrać. Starsza pani z różową smyczą: Chodź, maleńki, zaopiekuję się tobą. Młody chłopak z jedzeniem: Nie możesz tu zostać, przyjacielu. choćby przyjechali z schroniska, ale Wojtek chował się za każdym razem, gdy widział biały samochód z klatkami.
On umiał czekać. Jan zawsze wracał.
Personel szpitala przyzwyczaił się do jego obecności. Doktor Nowak, wychodząca zawsze o piątej po południu, postawiła mu miskę ze świeżą wodą. Krzysztof, ochroniarz, zostawiał mu kawałek kanapki. Jesteś wiernym psem, mówił, drapiąc go za uchem. Szkoda, iż ludzie nie są tacy jak ty.
Tego ranka było inaczej. Wojtek wyczuł to, zanim zobaczył. Znajomy zapach zmieszany z obcymi. Jego ogon lekko się poruszył, uszy stanęły dęba. Gdy drzwi otworzyły się automatycznie, tam był Jan.
Ale coś się zmieniło. Mężczyzna szedł wolniej, z laską, a przez nos miał przeźroczyste rurki. Wyglądał na chudszego, słabszego. Ale to był on.
Wojtek nie pobiegł, jak zrobiłby to dawniej. Podszedł powoli, jakby rozumiał, iż jego człowiek jest teraz delikatniejszy. Usiadł przed nim i uniósł głowę. Jan pochylił się z trudem i pogłaskał go drżącymi dłońmi.
Wybacz mi, Wojtek. Wybacz, iż tak długo.
Wojtek delikatnie polizał jego dłoń. Nie liczył się czas. Nie liczyły się puste dni. Jego człowiek wrócił.
Doktor Nowak podeszła do nich z uśmiechem.
Panie Janie, ten pies nie ruszył się stąd od trzech tygodni. Ani w deszcz, ani w mróz. Pielęgniarki go karmiły, ale on nigdy nie przestał czekać.
Jan spojrzał na Wojtka z wilgotnymi oczami.
Bo on nie wiem, jak się poddawać, doktor. Nigdy nie wiedział.
Gdy szli powoli do domu, Wojtek trzymając się blisko, ale nie ciągnąc smyczy, ludzie patrzyli na nich z czułością. Pies, który czekał. Człowiek, który wrócił.
Tej nocy Wojtek wtulił się przy łóżku Jana, teraz medycznym materacu w salonie. Jego człowiek już nie był taki jak dawniej, może nigdy nie wróci do pełni sił. Ale byli razem.
Jan pogłaskał go lekko po grzbiecie.
Dzięki, iż przypominasz mi, iż miłość nie zna niemożliwego, Wojtek. Że czekanie nie jest stratą czasu, gdy czekasz na kogoś wartego tego.
Wojtek zamknął oczy, czując po raz pierwszy od tygodni spokój bycia we adekwatnym miejscu. Nauczył się, iż prawdziwa miłość nie mierzy czasu, tylko pewność. A on zawsze był pewny, iż Jan wróci.
Bo właśnie tak robi rodzina wraca. Zawsze wraca.







![Fani Kevina mylą się w tym jednym pytaniu. Pamiętasz, ile miał rodzeństwa? [QUIZ]](https://m.mamadu.pl/c8568a55fdf32f0274f3b50bf5fb00b3,1920,1080,0,0.webp)




