„Pierwsza synowa była złotem, żałuję, iż ich rozdzieliłam” – powiedziała naszym znajomym moja była teściowa. Z myślą o synu chciałam pojechać do nich – są już w podeszłym wieku, teść ma 80 lat, a teściowa zbliża się do tej granicy. Jest mi ich naprawdę szkoda, w sercu już dawno im wybaczyłam, ale mój syn nie chce ich widzieć.

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Rozwiodłam się 18 lat temu, a do rozwodu doprowadziła właśnie moja teściowa. Syna wychowałam sama. Moi byli teściowie nigdy mnie nie zaakceptowali – sądzili, iż pochodzę z bogatej rodziny i iż moi rodzice będą ich wspierać finansowo. Gdy zorientowali się, iż tak nie jest, natychmiast stracili do mnie sympatię.

Swojego męża naprawdę kochałam, ale mimo to jego matka robiła wszystko, by nas rozdzielić. Razem z teściem knuli przeciwko mnie, wymyślali podstępy – nie byłam dla nich „tą adekwatną”. Ani moje starania w kuchni, ani porządek w domu, ani ich zadbany syn, ani choćby narodziny wnuka nie powstrzymały ich przed wyrzuceniem nas z życia i domu.

I tak zostałam – młoda dziewczyna z malutkim dzieckiem, samotna matka bez jakiejkolwiek pomocy. Wróciłam do mieszkania mojej mamy, ale ona była zajęta głównie sobą. Po rozwodzie moi byli teściowie zażądali, żebym już nigdy nie kontaktowała się z ich rodziną, nie dzwoniła, o nic nie prosiła, a wnuka nie chcieli znać.

Błagałam ich, tłumaczyłam: „Nasze rozwody to jedno – nie lubicie mnie, nie chcecie mnie widzieć, rozumiem. Ale pozwólcie synowi wiedzieć, iż ma babcię i dziadka.” Sama dorastałam bez ojca, więc to była dla mnie bolesna i delikatna sprawa.

Mój były mąż bardzo gwałtownie znalazł sobie następczynię – młodą, piękną dziewczynę z bogatej rodziny. Nic dziwnego, iż ja – skromna dziewczyna bez posagu i wyższego wykształcenia – nie mogłam się z nią równać.

Zostałam więc z synkiem i krok po kroku budowałam nasze życie. Lata przeleciały jak jeden dzień. Teraz mam 44 lata, mój syn 22. Dobrze sobie radzimy. Swojego życia uczuciowego już nie poukładałam – ani nie miałam chęci, ani czasu.

I nagle, przez wspólnych znajomych, dowiedziałam się, iż moja była teściowa po latach żałuje i mówi: „Pierwsza synowa była złotem, żałuję, iż ich rozdzieliłam.” Poczułam impuls, by pojechać tam z synem, z drobnymi upominkami. Oni już starzy, może to byłaby dla nich radość? W sercu już dawno im wybaczyłam. Synowi nigdy nie mówiłam złego słowa o dziadkach – zawsze powtarzałam: „Synku, trzeba wybaczać. Każdy człowiek ma swoją historię, swoją naturę – oni też tacy są.”

Zaproponowałam mu, byśmy pojechali, może choćby tylko on sam – przecież dla ludzi w podeszłym wieku to wielkie szczęście zobaczyć wnuka, kopię ich pierworodnego. Wiem, iż mój były mąż ma teraz kolejne dzieci, ale czy to ważne?

Syn jednak odparł: „Nie chcę. Nigdy mnie nie potrzebowali i są mi obcy.”

A ja coraz częściej myślę: lata mijają, nikt nie robi kroku w stronę pojednania. Ojciec mojego syna, dziś pięćdziesięciolatek, nie wykazuje żadnej inicjatywy. Dziadkowie też – od blisko 20 lat nie szukali z nami kontaktu.

Co robić? Czy próbować ich zbliżyć, czy może zostawić wszystko tak, jak jest? Czy naprawdę tak już zostanie, iż bliscy sobie ludzie umrą, nie pojednawszy się?

Idź do oryginalnego materiału