Pierwsza próba często na opak

newsempire24.com 8 godzin temu

Pierwszy placek zawsze niespodzianką

Kasia była sympatyczną dziewczyną, która właśnie skończyła dwadzieścia siedem lat. Jej życie przypominało tekst piosenki: „Wybieramy, wybierają nas, jak to często bywa nie tak…” Lubiło ją wielu chłopaków, ale większość chciała od razu „wszystkiego” – czyli skrótowo mówiąc, odłożenia butów pod łóżkiem. Po co zwlekać? Czasy takie – kto nie skorzysta, ten traci.

Dorastała w babskim królestwie – wychowywały ją babcia i mama, kobiety z klasą i zasadami. Imię dostała po praprababci, która kształciła się w szkole dla panien z dobrych domów, w tamtej, przedwojennej Polsce. Dziadek odszedł wcześnie, a mama rozstała się z mężem, gdy Kasia miała dwanaście lat. Od dziecka pochłaniała książki, w których romantyczni bohaterowie rzucali się w ogień dla ukochanych, walczyli z wiatrakami i płakali pod płotem z tęsknoty. Marzyła o takiej miłości – patetycznej, z kwiatami pod oknem i całusami w świetle księżyca. Była nowoczesna, wiedziała, jak to wszystko działa, ale serce ciągnęło ją w stronę płomiennych deklaracji.

Tymczasem współcześni faceci mieli tyle romantyzmu, co tramwaj na złomowisku. Kwiatek (jeden, żeby nie przesadzić) na pierwszej randce, a potem od razu do meritum. Żadnych spacerów, żadnych westchnień. „Po co tracić czas na gadanie, skoro można od razu do łóżka?” – taki był ich motyw przewodni.

I wielu dziewczynom to odpowiadało – też chciały „wszystkiego od razu”. Ale nie Kasia. Zakochiwała się po uszy, czuła motyle w brzuchu, a potem patrzyła, jak wybranek jej serca wpada w ramiona innej. „Faceci muszą się wyszumieć, zanim się ustatkują” – tłumaczyły koleżanki, które dawno już wyszły za mąż, urodziły, rozwiódły się, znowu wyszły i znów urodziły. Spotykając Kasię, pytały z westchnieniem: „No i co, kiedy twój książę z bajki?”. Tylko gdzieś się zawieruszył ten jedyny, który miał czekać pod kasztanem jak w romantycznej powieści. A jeżeli w ogóle nie istniał?

Czas płynął, a wokół Kasi zostawali sami rozwodnicy i emeryci. Zmęczona czekaniem, rzuciła się w ramiona przystojnego faceta z mieszkaniem i samochodem. Czyż to nie kandydat na męża?

Niestety, Bartek nie kwapił się do ołtarza. Okazało się, iż już jest żonaty. Nie, nie ukrywał tego specjalnie – po prostu „stracił głowę z miłości”. A Kasia nie pytała. „Nie żyjemy już z żoną, tylko formalnie jesteśmy małżeństwem” – tłumaczył. „Już jutro zajmę się rozwodem!”.

Kasia uwierzyła, choćby nie sprawdziła, czy ma dzieci. A miał.

Czekała cierpliwie, aż ukochany ureguluje sprawy. Doczekała się – ale okazało się, iż oddał żonie mieszkanie i samochód, żeby tylko podpisała papiery. Został z długami, kredytem i alimentami.

Czy o takim życiu marzyła? Mogła rzucić go jak zgniłe jabłko, ale nie tak ją wychowano. Babcia i mama wpajały jej, iż „prawdziwa miłość to wierność w biedzie i niedoli”. Więc została, choć patrzyła, jak długi rosną jak grzyby po deszczu.

Bartek w końcu oświadczył się, zaciągnął kolejną pożyczkę, i urządzili huczne wesele. Mieszkali na wynajmowanym – Kasia wstydliwie pomijała ten temat. Była szczęśliwa: „Przetrwamy wszystko!”. Aż tu niespodzianka – zaszła w ciążę.

„Coś wymyślę” – mówił Bartek, przychodząc coraz później. Pieniądze znikały jak sól w zupie. „Zapłać za czynsz” – prosiła. „Nie mam, oddałem dług. Pożycz od mamy”.

Babcia i mama zebrały ostatnie grosze. „Odejdź od niego” – radziły. Ale Kasia tkwiła w związku jak mucha w pajęczynie. W końcu zaczęła udzielać korepetycji z angielskiego. Nie żeby program szkolny był zły, ale nauczyciele musieli gonić materiał, a nie uczyć.

Po porodzie wróciła do pracy. Koleżanki podarowały wózek, ubranka, i przypadkiem dowiedziała się, iż Bartek spędza wieczory u sąsiadki z góry.

Kiedy się przyznał, od razu poszedł w zaparte: „To plotki! Zazdroszczą nam!”.

„Czego? Że sypiamy w pokoju z widokiem na śmietnik?” – zapytała.

W końcu zostawiła go, zabierając syna do babci. Bartek błagał: „Wróć, wszystko naprawię!”. Ale Kasia miała dość.

„Jesteś nieodpowiedzialny i niewierny. Koniec” – powiedziała i zamknęła drzwi.

Z czasem życie się ustabilizowało. Kasia poznała kogoś nowego – nie przestraszył się, iż ma dziecko. Tymczasem Bartek nagle przypomniał sobie o ojcostwie. „Oddaj mi syna!” – krzyczał. „Nie chcę, żeby wychowywał go obcy!”.

„Obcy? A ty kim byłeś przez te lata?” – odpaliła Kasia.

Teraz był już tylko sąd i alimenty, które Bartek próbował zminimalizować. „Znalazłem pracę za grosze!” – oznajmił, paradując w nowej kurtce.

Kasia wreszcie była szczęśliwa. A Bartek? Ciągle szukał „tej jedynej”, która uwierzy, iż nie ma przeszłości.

No cóż – pierwszy placek bywa niespodzianką. Ale życie zawsze układa się tak, jak powinno.

Idź do oryginalnego materiału