**Pierścień, który zmienił wszystko…**
Przywiózł swoją narzeczoną, Bogumiłę, do rodzinnego domu pod Poznaniem, do matki. „Ależ dom!” – zachwyciła się Bogumiła, widząc dwupiętrowy dworek z rzeźbionymi okiennicami. „Zwykły” – skromnie uśmiechnął się Marek. „Mama go uwielbia”. Na spotkanie wyszła kobieta z ciepłym uśmiechem. „To moja mama, Wanda. Mamo, to Bogusia” – przedstawił ją. „Wchodźcie, upiekłam pierogi, zjedzcie po podróży” – zaprosiła Wanda. Przy stole Bogumiła wzięła aromatycznego pieroga z kapustą i ugryzła. Nagle jej zęby natknęły się na coś twardego. „Co to jest?!” – wykrzyknęła, wyciągając z ciasta lśniący przedmiot, od którego zaparło jej dech w piersiach.
„Co ty tu robisz?” – Bogumiła, wróciwszy z pracy, zastała w swoim mieszkaniu byłego męża, Adama. Siedział w kuchni, spokojnie popijając herbatę, jakby nic się nie zmieniło. „Herbaty się napijesz? Jeszcze ciepła” – zaproponował, nie patrząc na nią. „Zapytałam: co ty tu robisz?” – powtórzyła, tłumiąc gniew. „Herbatę piję” – odparł obojętnie. „Po co przyszedłeś? I skąd masz klucz? Mówiłeś, iż go zgubiłeś!” – Bogumiła zaciśniętą pięść. „Znalazłem” – wzruszył ramionami. „Bogusia, chcę wrócić. Mogę?”
„Pohulałeś i chcesz wrócić?” – rzuciła sarkastycznie. „Poważnie?” – „Przepraszam” – cicho powiedział Adam. „Zrozumiałem, iż z tobą jest lepiej. Proszę.” – „Nie trzeba” – odcięła. „Herbatę dopijesz? Do widzenia.” – „Po co od razu? Nie mam gdzie iść. Mieszkanie przy rozwodzie dostałaś ty” – zaczął. „Masz rodziców” – przypomniała. „A za mieszkanie wszystko ci spłaciłam. Teraz jest moje.” Ich rozwód był trudny. Mieszkanie kupione na kredyt stało się kością niezgody. Adam chciał wszystko zabrać, tłumacząc, iż jego nowa kobieta urodziła, a oni z Bogumiłą dzieci nie mieli. Ale jej rodzice włożyli większość pieniędzy, więc w sądzie Adam zgodził się na odszkodowanie. Bogumiła wzięła pożyczkę, spłaciła dług, i teraz mieszkanie należało tylko do niej.
„Po co tobie tak duże mieszkanie na jedną osobę?” – spytał Adam, przebiegle mrużąc oczy. „Dlaczego na jedną?” – zdziwiła się Bogumiła. „Mama mówiła, iż mieszkasz sama. Może zaczniemy od nowa?” – uśmiechnął się, ale w jego oczach nie było szczerości, tylko wyrachowanie. „Nigdy” – odcięła. „Dopij herbatę i wynoś się.” – „Dlaczego tak ostro? Dobrze, pójdę. Ale jeszcze się zobaczymy.” Bogumiła zrozumiała, iż zapomniała odebrać klucz. Albo on zrobił duplikat. „Trzeba zmienić zamek” – pomyślała, czując, jak serce ściska się na wspomnienie jego zdrady. Miłość do niego dawno umarła, została tylko gorycz.
Następnego wieczoru zjawiła się była teściowa, Janina, która wcześniej nie wtrącała się w ich życie. „Bogusia, jak się masz. Wciąż ślicznotka” – zaczęła. „A mój Adam to dureń. Mówiłam mu: nie porzucaj takiej żony.” – „To przeszłość” – zimno odparła Bogumiła. „Czego chcecie?” – „Pogodzicie się? Wam było dobrze.” – „Nie. Ja mam swoje życie, on swoje. Niczego mu nie jestem winna.” – „Na starą znajomość, przyjmij go. Może się ułoży.” – „Nie ułoży.”
„On potrzebuje pomocy” – ciągnęła teściowa. „W długach po uszy, a ta jego… ograbiła go i rzuciła. Dziecko okazało się nie jego. Więc wrócił.” – „Śmieszne” – prychnęła Bogumiła. „Mam płacić za jego błędy? Niech sam się martwi.” – „Nie ma gdzie mieszkać.” – „A ty?” – „Ja mam małą emeryturę, nie utrzymam go.” – „Ja też nie będę. I do mieszkania nie wpuszczę. Do widzenia.” – „Pomyśl, on dobry chłopak, zrozumiał swój błąd.” – „Pomyślę” – burknęła Bogumiła, wiedząc, iż nie będzie. To koniec.
Nazajutrz przyszedł majster zmienić zamek. Gdy majstrował przy drzwiach, Adam znów się pojawił. „A ty co?” – bezczelnie spytał majstra. „A ty?” – odparł tamten. „Marek, chodź!” – zawołała Bogumiła z pokoju. Majster wszedł, a ona, zniżywszy głos, błagała: „Proszę, niech pan współpracuje. To mój były. Niech pan powie, iż jesteśmy zaręczeni. Doplacę.” – „Żaden problem, kochanie” – mrugnął Marek i wrócił do drzwi. „Nadal tu jesteś? Czego chcesz?” – „Przyszedłem do żony” – oświadczył Adam. „Byłej? Teraz to moja kobieta. niedługo ślub.” – „O tym nie mówiła.” – „Nie pytałeś. Spadaj, klucz możesz wyrzucić” – zaśmiał się Marek. Adam wyszedł, zatrzaskując drzwi.
„Dziękuję” – westchnęła Bogumiła. „Ile jestem winna?” – „Za gadanie z byłym? Filiżankę herbaty” – uśmiechnął się Marek. – „Może pieniędzy?” – „Herbata starczy. Nie piję nic mocniejszego. Mój ojciec też tak przychodził po rozwodzie, pieniądze od matki wyciągał, klucza nie oddawał. Dorabiałem, gazety nosiłem, na zamek zarobiłem. Od niego pomocy nie było.” – „Dziękuję, teraz na pewno nie wróci” – z ulgą powiedziała Bogumiła.
W sobotę rozległ się dzwonek do drzwi. „Boże, znowu on” – pomyślała Bogumiła, ale w progu stał Marek. „Dzień dobry! Zapraszam na spacer. Mamy z mamą dom za miastem, można tam pospacerować. Albo po mieście. Nie masz nic przeciwko?” – „Na wieś!” – ożywiła się. „Wieki nie byłam za miastem.” – „Czekam w aucie na dole.” Bogumiła wyszła i zdziwiła się: zamiast starego samochodu czekał lśniący SUV. „Ale auto!” – „A co, myślałaś, iż rdzawą maluchę?” – mrugnął Marek.
Wieś była pół godziny jazdy. „To nie dom, to pałac!” – zachwyciła się Bogumiła, widząc dworek. „Po babci, teraz mamy” – wyjaśnił Marek. „Nie ma grządek, tylko kwiaty„I wiesz co? Ten pierścień w pierogu to był najlepszy pomysł w moim życiu” – szepnęła Bogumiła, przytulając się do Marka.