Peruwiańska Giza cz. 1: Mały Nil 2

adamaswtrasie.blogspot.com 6 miesięcy temu
Przyznam się, iż długo myślałem nad tytułem tego dwuczęściowego wpisu – przez głowę przelatywało sporo pomysłów, w tym "Mały Nil 2" i "Święte miasto", wykorzystane w sumie w podtytułach – ale zwyciężyło "Peruwiańska Giza". Chodzi zaś oczywiście o wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO stanowisko archeologiczne Caral, najstarszy póki co znany ośrodek cywilizacyjny w Ameryce Południowej (rozważaną nazwą wpisu był też "Peruwiański Sumer"). Nie da się ukryć, iż trzy caralańskie/caralskie świątynie wyglądają na tle sąsiedniej góry niczym owe gizańskie małe piramidy stojące przed Grobowcem Chefrena czy tam Cheopsa (bo nie Mykerinosa, prawda?).
Prawie jak w Gizie
Póki co – bo kiedy odwiedziłem stanowisko archeologiczne Kotosh w Andach, ze słynną Świątynią Skrzyżowanych Dłoni miejscowi twierdzili, iż pod ową Templo de los Manos Cruzados znajdują się wcześniejsze budowle, od tych w Caral mające być starsze. Na tą chwilę prace wykopaliskowe trwają.

Swiątynia Skrzyżowanych Dłoni w Kotosh
Ale na dzień dzisiejszy Caral jest najstarsze. Jak stare? Szacuje się, iż to monumentalne założenie, położone na niewielkim płaskowyżu nad rzeką Supe powstało mniej więcej w tym samym czasie co słynne piramidy w Gizie – stąd i tytuł wpisu. Cóż, w Egipcie była to kolejna IV dynastia, a monumentalne budowle wznoszono nad Nilem już dużo, dużo wcześniej. Zresztą nie tylko tam. Nasze grobowce megalityczne, słynne kopce kujawskie, żalki, są przecież od egipskich ostrosłupów starsze (pomijam teorie głoszące, że wzniesione zostały owe piramidy naście tysięcy lat temu; tak jak przy Tiwanaku, ktoś chlapnął i zostało; no, chyba, iż nie). O maltańskich świątyniach, jeszcze starszych, już kiedyś pisałem, a o wciąż jeszcze nieodwiedzonym przeze mnie Gobekli Tepe wielokrotnie wspominałem. Znaczy się – jest tu kilka tysięcy lat różnicy.

Megalityczna świątynia na Malcie
Ta różnica czasowa może (acz nie musi) pod znakiem zapytania stawiać teorie dyfuzjonistów (ludzie wierzący, iż na Ziemi cywilizacja powstała tylko w jednym miejscu, następnie została rozniesiona przez po globie, niekoniecznie przez Starożytnych Kosmitów) – choć wbrew naszemu wyobrażeniu o prymitywizmie dawnych ludów mogły się one globalnie kontaktować, ale na niewielką skalę, raczej nie mającą wpływu na formowanie się cywilizacji.
Owszem, lista analogii pomiędzy kulturami w odległych zakątkach Ziemi jest długa, ale ta właśnie wspominana różnica czasowa zdaje się mówić, iż są one efektem analogicznej budowy Człowieka na całym Świecie. Ręce, nogi, mózg, przeciwległy kciuk – wcale nie trzeba Starożytnych Astronautów, żeby piramidy czy trzcinowe łodzie pojawiły się w różnych miejscach niezależnie.

Lista piramid z Muzeum Thora Heyerdala na Teneryfie
Tym bardziej, iż konstrukcja i technika wznoszenia piramid w Gizie i Caral jest znacząco odmienna, mimo – zapewne przypadkowego – podobnego czasu powstania. Ale o tym w drugiej części wpisu, kiedy już dostanę się na płaskowyż do Świętego Miasta Caral.

Piramida z Caral
Na razie jestem dopiero w Barranca, niewielkim miasteczku (jakieś 60 tysięcy mieszkańców) położonym pośród pól trzciny cukrowej. Peru jest sporym producentem tego surowca, użytkowanego tu głównie w celach spożywczych (w Brazylii dla przykładu gros produkcji idzie na alkohol dodawany do paliwa; powietrze – znaczy smog – w brazylijskich miastach lekko pachnie rumem). O trzcinie cukrowej warto zresztą by było zrobić osobny wpis. Caral leży stąd całkiem niedaleko, w sąsiedniej dolinie, nad rzeką Supe – jednej z tych Nilątek, nad którymi rozpoczyna się południowoamerykańska rewolucja neolityczna. Możliwe, iż – skoro to tu wybuchła cywilizacja – najważniejszą.
Do Caral z Barranki (także zaopatrzonej w antyczne ruiny, choć nie tak wiekowe) najłatwiej dostać się collectivos i zbiorczymi taksówkami (różnica niewielka, ale jest: marszrutki są mniej więcej rejsowe; oba te środki lokomocji najczęściej odjeżdżają dopiero gdy się zapełnią) przez Puerto Supe i Supe. W miasteczku nazwanym od rzeki (jak i moja rodzinna Warta miano swe bierze; póki co nie znaleźliśmy jeszcze dowodów, że europejska cywilizacja powstała w naszej dolinie, gdy tylko znajdziemy zagubiony w czasie szwedzkiego Potopu zamek na pewno się za to weźmiemy) adekwatnie kończy się dobra droga, i w górę rzeki jedzie się trasą, jakiej nie powstydziliby się włodarze Łodzi.

Droga w Dolinie Supe
Wracając ze stanowiska archeologicznego – uznawanego przez rząd Peru za jedno z najważniejszych w kraju, nie bez kozery wykuta w kamieniu spirala z Caral znajduje się na każdym materiale promocyjnym państwa oraz na pieczątkach stawianych w paszportach na granicy – miałem okazję przespacerować się po tej trasie. Z Supe dowieziono mnie pod same ruiny, ale z powrotem przedarłem się przez rzekę, w porze suchej niemal doszczętnie wyschniętej i nim złapałem collectivo czy taryfę (jeżdżą, ale jak wspominałem, najczęściej startują pełne, więc się nie zatrzymują) przedrobiłem kilka kilometrów.

Rzeka Supe w porze suchej
Oprócz pełnego otoczaków wyschniętego koryta rzeki spotkałem także indiańskich hodowców koni, ruiny mające być hotelami i centrum informacyjnym dla turystów – co okazało się niewypałem – kilka pól i plantacji oraz, na brzegach doliny, sporo piramid.

Końskie swawole
Okazuje się bowiem, iż poza Świętym Miastem Caral w dolinie powstało jeszcze – na tą chwilę mamy taką informację – dwadzieścia siedem miast. Znaczy się, cywilizacja wybuchła tu na pełnej córze Koryntu, właściwie z niczego, tak jak w Egipcie czy Sumerze. Oczywiście, były tu i wcześniejsze (i późniejsze, także) ślady działalności człowieka, które powoli ewoluowały, kumulowały wynalazki, ale podobnie jak w Starym Świecie tu też wygląda to na nagłą eksplozję. Wbrew twierdzeniom Teoretyków Starożytnej Astronautyki taką jednak nie było.

Ruiny z daleka
Swoją drogą wczesne cywilizacje Ameryki Południowej są u nas niezbyt znane (dlatego z taką chęcią piszę o nich na blogu), także dlatego, że badacze mają tu tylko materiał archeologiczny, zero zaś innych, pisanych czy ustnych, przekazów. Taka na przykład polska edycja Wikipedii podaje, iż w Dolinie Supe tych miast było zaledwie kilkanaście. Tak się dzieje, gdy zamiast zajmować się uzupełnianiem danych przez wikipedystów organizacja bardzo się zideologizowała. Fanatyzm zamiast wiedzy, i mocno traci się na wiarygodności i rzetelności. Szkoda trochę.
Ale dość tych jeremiad. W Peru jest pora sucha, ja stoję na płaskowyżu wznoszącym się nad wyschniętą teraz rzeką Supe i właśnie wkraczam na teren Świętego Miasta Caral – jako pierwszy turysta tego dnia. Nie tylko dlatego, iż miejsce nie jest tłumnie oblegane – tutaj pojawiają się i Gringos, i miejscowi (ale przez cały czas nie są to – i dobrze – tłumy jak w Machu Picchu choćby). Jest zwyczajnie wczesne przedpołudnie (czyli trochę później niż późny ranek). Słońce stoi jednak, jak to w tropikach, już bardzo wysoko, i w związku z brakiem chmur, niemiłosiernie grzeje. Płaskowyż jest pustynią, jedyna zieloność w okolicy leży poniżej, w rzecznej dolinie.
Panorama Caral
Idź do oryginalnego materiału