Babcia na pełen etat: Gdy miłość do wnuków staje się ciężarem
Zawsze marzyłam, iż emerytura będzie wreszcie moim czasem na czytanie, robótki manualne, spacery po parku i cieszenie się rzeczami, na które nigdy nie miałam chwili. Ale te marzenia rozwiały się wraz z dźwiękiem dzwonka do drzwi.
Była niedziela, tuż przed jesiennymi feriami. W drzwiach stała moja córka Kinga z dwoma synami Kacprem, lat 12, i Michałem, lat 4. Bez zapowiedzi, bez wyjaśnień.
Mamo, zajmij się chłopcami. Jedziemy z Jackiem na krótki wypoczynek. Jesteśmy wykończeni! powiedziała, pomagając im zdjąć kurtki.
Ale myślałam, iż teraz macie pracę! A urlop? zapytałam, zaskoczona.
Jacek wziął trzy dni wolnego. Mamo, nie mamy czasu! i już ich nie było.
Kilka minut później telewizor ryczał, a ubrania leżały porozrzucane po całym pokoju. Próbowałam zaprowadzić porządek bezskutecznie. Odmówili zjedzenia zupy, którą przygotowałam, bo ich mama obiecała im pizzę. Zadzwoniłam do Kingi, by powiedzieć, iż chłopcy żądają zamówienia jedzenia.
Zamówię im pizzę. I tak nigdy nie jedzą twoich zupek zawsze jest awantura! Zabierz ich gdzieś, rozerwij ich! Samo mówisz, iż w domu cię męczą! odparła zirytowana.
A za jakie pieniądze? Z mojej emerytury? spytałam oburzona.
To twoi wnukowie, nie obcy ludzie! Nie wierzę, iż tak mówisz! i rozłączyła się.
Przez cały tydzień gotowałam, sprzątałam, błagałam i znosiłam. Kocham moich wnuków szczerze. Ale nie mogę już być darmową babcią. Różnica pokoleń i brak szacunku ze strony moich dzieci sprawiają, iż to wszystko staje się nie do zniesienia.
Dałam wszystko, by moja córka mogła dorastać szczęśliwie. A teraz dostaję tylko wyrzuty. Czy my, starszyzna, nie mamy prawa do odrobiny spokoju? Dlaczego wszyscy myślą, iż nasze życie już nie ma wartości?
Cóż, nie zamierzam już milczeć.