Paweł wracał do domu z pracy w oczekiwaniu na smaczną kolację. Przecież dziś teściowa przysłała wiejskie specjały. – Anno, jestem w domu! – zawołał mąż. Paweł od razu skierował się do kuchni. – No, nie rozumiem – powiedział, rozglądając się po stole. – A gdzie słonina? Gdzie ogórki od teściowej? Pomidory we własnym soku? Cały dzień o nich marzyłem. – Nic nie ma – odpowiedziała żona

przytulnosc.pl 4 godzin temu

Paweł wracał z pracy z myślą o smacznej kolacji. Przecież dziś wraz z żoną Anną mieli dostać wiejskie specjały od teściowej Marii, przekazane przez znajomych. Przez cały dzień, myśląc o słoninie z czosnkiem i firmowych kiszonych ogórkach, Pawłowi ciekła ślinka. A co tu dopiero mówić o świeżych, wiejskich warzywach.

– Anno, jestem w domu! – zawołał mąż, wchodząc do mieszkania.

Paweł od razu skierował się do kuchni, gdzie czekał na niego gorący posiłek w postaci smażonych ziemniaków z grzybami.

– Tylko nie rozumiem – powiedział Paweł, rozglądając się po stole. – A gdzie słonina? A gdzie ogórki od teściowej? Pomidory we własnym soku? Dziś cały dzień o nich marzyłem.

– Nie ma niczego.

– Jak to nie ma? – zdziwił się mąż. – To co, przetwory nie dotarły? Sąsiedzi wszystko sobie zabrali? – zażartował Paweł.

Przez szczęśliwy zbieg okoliczności krewni sąsiadów Pawła mieszkali w tej samej wsi, co mama Anny. I tak powstała taka sąsiedzka samopomoc. jeżeli Anna z Pawłem gościli u teściowej na wsi, zawsze przywozili specjały dla sąsiadów, i odwrotnie.

– Jak to nie? – wzruszyła ramionami Anna. – Sąsiedzi przywieźli i przekazali.

– To czemu nic nie położyłaś na stół? Żal ci było? – Paweł otworzył lodówkę, ale była pusta. – Anno, nie rozumiem, gdzie podziałaś smakołyki od teściowej?

– Twoja mama i siostra przyszły i wszystko zabrały – odpowiedziała spokojnie żona.

– Jak to wszystko zabrały? – zdziwił się Paweł. – Dobra, opowiedz wszystko po kolei – mąż usiadł na krześle.

– Kiedy sąsiedzi przynieśli te przetwory, niedługo potem przyszły pani Marta i Irena. Najpierw wszystko było w porządku. Usiadłyśmy przy herbacie. Potem do mnie zadzwoniono, wyszłam z kuchni. Gdy wróciłam, twoje krewniaczki stały już w korytarzu i zbierały się do wyjścia. W rękach miały pełne torby produktów.

– Jak pełne torby produktów? – zdumiał się Paweł. Nie rozumiał, jak to możliwe.

– A no tak – uśmiechnęła się Anna. – Irena powiedziała, iż podzieliły przetwory po równo i już muszą iść.

– jeżeli podzieliły po równo, to gdzie jest to, co zostało dla nas? – dopytywał mąż.

– Zostały tylko owoce i grzyby.

– Aha, rozumiem.

Paweł wyszedł z kuchni. Anna słyszała, jak przez telefon kłóci się z matką.

– … Mamo, zrozum, nie jest mi ich szkoda… i co z tego, iż u Ireny mąż nie pracuje i bardziej potrzebują… może dość utrzymywania tego lenia? Bo wy z Ireną pracujecie, a on siedzi w domu, obie go utrzymujecie.

Po dziesięciu minutach mąż wrócił do kuchni. Był czerwony ze złości.

– Wyobraź sobie, mama z Ireną podzieliły te przetwory według zasady, komu bardziej potrzebne. Skoro u Ireny mąż nie pracuje, to one uznały, iż bardziej potrzebują mięsa i przetworów. A my pracujemy, to nam wystarczą owoce i grzyby.

– Pawle, może faktycznie im bardziej potrzebne? Irena z panią Martą zmęczyły się ciągłym brakiem pieniędzy.

– Niech tego lenia zagonią do roboty, a nie spełniają jego zachcianek. Raz chce mięsa, raz łososia. A one od razu lecą do sklepu i kupują mu wszystko. Tak go rozpieściły. Koniec. Już żadnej złotówki ode mnie nie dostaną.

Anna zrozumiała, iż mąż ma rację. Jego krewni wcale nie zachowali się dobrze, zabierając wszystko, co najlepsze, bo zmęczyli się utrzymywaniem zdrowego, ale leniwego człowieka i spełnianiem wszystkich jego życzeń. Gdyby chociaż raz mu odmówili, może mąż Ireny poszukałby pracy.

Idź do oryginalnego materiału