Narzeczona zapomniała mówić „dziękuję”
― Świetlana, macie coś do jedzenia? ― rzuciła w biegu Anastazja. ― Umieram z głodu, okropność. I strasznie się śpieszę. Muszę dziś wszystko ogarnąć. Święto przecież, Ósmy Marca. Czekają już dziewczyny, idziemy razem do klubu.
― Tak, święto, masz rację. Nasz dzień. To dla ciebie, kochanie. Wszystkiego najlepszego ― Świetłana podała Anastazji eleganckie pudełeczko z bransoletką, o której tamta marzyła od lat.
Sama nie mogła sobie na nią pozwolić. Jej zarobki znikały w mgnieniu oka. To pilnie potrzebowała nowej kurtki, to przedłużenia włosów, to wyjścia z koleżankami. Nie można przecież rezygnować z małych przyjemności.
Świetlana doskonale znała pragnienie Anastazji. Chciała ją uszczęśliwić. Swoja, rodzina. Marzyła przecież o córce, obok dorosłego syna. Gdy Aleksander przyprowadził do domu Anastazję, jego dziewczynę ― marzenie się spełniło. Pokochała ją całym sercem, rozpieszczała…
Nie dlatego, iż Anastazja była wyjątkowa czy szczególnie dobra. Po prostu Świetlana taka była. Kochała syna, więc kochała wszystko, co z nim związane. Anastazja była z nim od trzech lat. Jako dobra przyszła teściowa, Świetlana przyjęła ją jak rodzoną.
Nie przewidziała jednego: ludzkiej chciwości. Szybkiego przyzwyczajenia się do dobrobytu. Gdy dostajesz za dużo, zaczynasz myśleć, iż to norma. Zapominasz o wdzięczności, aż w końcu uznajesz, iż należą ci się wszystkie luksusy na srebrnej tacy.
Tak stało się z Anastazją.
Od pierwszego dnia Świetlana chciała, by czuła się w ich domu jak u siebie. Razem z mężem Darkiem, ojcem Aleksandra, niedawno przeprowadzili się pod Warszawę, do pięknej willi. Pewnego wieczoru zaproponowała Anastazji nocleg…
Od tamtej pory Anastazja zamieszkała w pokoju Aleksandra, bez pytania. Jakby to było oczywiste.
Nikt nie protestował. Choć rodzicom czasem brakowało chwil samotności lub wspólnego czasu z synem.
Ale teraz już nie było takiej możliwości.
Anastazji było tu wygodniej niż w ciasnym mieszkaniu z matką i babcią. Remont w willi pierwsza klasa, lodówka zawsze pełna. Pyszne jedzenie, sprzątanie z głowy. Świetlana, jako gospodyni, robiła wszystko z radością.
Zabierali Anastazję wszędzie. choćby w odwiedziny do przyjaciółki Ireny w Krakowie.
Ta mieszkała w rezydencji z basenem. Zawsze gościnnie przyjmowała całą rodzinę. Wykwintne kolacje, miękkie łóżka, rozrywki. Oczywiście, Anastazja też korzystała. W końcu członek rodziny.
Irena ją pokochała. Anastazji tam się podobało. Nakarmią, napoją, zabawią. Nie życie, a bajka.
Przez trzy lata dwa razy jeździła z nimi nad morze za darmo, choć zarabiała nieźle. Zwiedziła wszystkie ośrodki pod miastem, nie płacąc grosza.
Nawet produktów nie kupowała, choćby ciastka do herbaty.
Z zewnątrz mogło się wydawać, iż Anastazja po prostu korzysta z gościnności hojnej rodziny.
Ale nie. Świetlana, Dariusz ani Aleksander nie podejrzewali jej o nic. Zawsze była radosna, bezpośrednia. Żadnych złych myśli nie przyszłoby Świetlanie do głowy, aż do tego marcowego dnia.
Wtedy przyjaciółki postanowiły świętować we dwójkę. Irena przyjechała do Warszawy. Wynajęły apartament w ekskluzywnym hotelu. W pakiecie: basen, SPA, masaż. Mogły też zaprosić gości, ale tylko do 23:00.
Piły szampana, śmiały się do łez, gadały o wszystkim.
Idylla przerwana przez… Oczywiście, Anastazję.
― Świetlana, cześć. Aleks mówił, iż jesteście w SPA? Mogę na chwilę wpaść?
Świetlana zaniemówiła. Dwie dojrzałe kobiety miały prawo pobyć same. Uciekły od domowych obowiązków, zostawiły mężów (Irena miała troje dzieci!). Po co im ktoś jeszcze?
Ale odmówić było niegrzecznie.
― No dobrze, przyjeżdżaj ― wydukała.
― Kogoś jeszcze spodziewamy? ― zdziwiła się Irena.
― Anastazja wpada na chwilę.
― Aha. Mam dla niej prezent, wręczę osobiście.
― Mój też jest ze mną. Chciałam dać w domu… trudno.
Po kwadransie Anastazja stała w progu.
― Łał, jak tu elegancko! SPA działa? Spadam, mało czasu.
Narzuciła szlafrok i pomknęła relaksować się w strefie wellness.
Przyjaciółki wymieniły się zdziwionymi spojrzeniami, ale wróciły do rozmowy. W tym czasie do apartamentu wniesiono kolację: ostrygi, małże, owoce, słodkości. Łosoś, kawior ― wszystko najwyższej klasy.
Gdy jadły, wróciła Anastazja.
― O, co tu mamy? Ale pycha! ― bezceremonialnie dołączyła do stołu.
Świetlana z Ireną znów się spięły, ale milczały.
Wtedy Świetlana wręczyła prezent.
― Super, właśnie taki chciałam! ― mruknęła Anastazja, przełykając małżę.
Irena też ją ucałowała w policzek.
W odpowiedzi cisza. Ani „dziękuję”, ani życzeń. Jakby to jej święto było ważniejsze.
― No dobra, lecę. Dziewczyny czekają, muszę jeszcze umyć włosy i przebrać się.
― Ciekawe, Aleks ci nie mówił, iż na ciebie czeka? ― spytała Świetlana.
― Mówił, ale ja już im obiecałam. Zarezerwowałyśmy stolik.
― On przygotował kolację. I prezent. Spodoba ci się.
Świetlana wcześniej umówiła się z synem. Kupiła bransoletkę, on, oszczędzając miesiącami, kolczyki. Anastazja choćby nie marzyła o takim zestawie. ale widząc jej chłodną reakcję, Świetlana się zasmuciła. Czy oczekiwała czegoś więcej, czy zapomniała o wdzięczności?
Prawdopodobnie to drugie. Rodzina Aleksandra tak ją rozpuściła, iż wszystko traktowała jak obowiązkowy serwis.
― Anastazja, poświęć mu trochę czasu. Czeka na ciebie ― nalegała Świetlana. ― Odwiezie cię potem do klubu.
― Nie ma sprawy. Rano wpadnę. Koledzy zaprosili nas jutro na quadach.
― A kolacja? A prezent?
― Niech zje sam, a prezent odbiorę jutro.
Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Nie życzyła im dobrze, nie dała choćby kwiatka. Pojechała się bawić. Nie tam, gdzie czekał ukochany, ale gdzie chciała. W tej chwili wiele stało się jasne.
W apartamencie zapadła cisza.
― Świetlana, nie chcę się wtrącać, ale…
― Wiem. Sama jestem winna. Za dużo jej dałam. choćby „dziękuję” zapomniała. Za to świetnie nauczyła się wykorzystywać.
Postanowiły nie psuć sobie wieczoru.
Aleksandra czekała nazajutrz poważna rozmowa z matką…