Przyszła młoda para, Justyna, na biegino wołała: – Ewa, macie coś do jedzenia? Jestem głodna jak wilk i jestem w straszliwym pośpiechu. Dziś przecież ósmy marca! Koleżanki na mnie czekają, wybieramy się do klubu.
– Święto, masz rację. Nasze święto. To dla ciebie, kochana. Wszystkiego najlepszego! – powiedziała Ewa, wręczając Justynie eleganckie pudełeczko z bransoletką, o której marzyła od lat.
Jednak Justyna nie mogła sobie jej sama kupić. Cała jej pensja znikała w mgnieniu oka: to nowa kurtka była pilnie potrzebna, to przedłużanie włosów, czy też wypad z koleżankami. Nie mogła przecież sobie odmawiać drobnych radości.
Ewa doskonale wiedziała, o czym marzy Justyna. I bardzo chciała jej sprawić przyjemność. Była dla niej jak córka. Świetnie, iż Jakub przyprowadził Justynę do domu – swoją dziewczynę i iż jej w końcu pokochała całym sercem i bardzo o nią dbała…
Ewa kochała tę delikatną dziewczynę nie dlatego, iż Justyna była wyjątkowa czy bardzo miła i dobra, ale dlatego, iż Ewa była właśnie taka. Kochała swojego syna, a co za tym idzie, wszystko, co się z nim wiązało. Justyna była z nim już trzy lata. Ewa, jako dobra przyszła teściowa, starała się traktować jak członka rodziny.
Jednak nie zauważyła jednego: iż ludzie mogą być interesowni. I gwałtownie przyzwyczajają się do dobrego. Kiedy często i wiele im się ofiarowuje, zaczynają myśleć, iż tak być właśnie powinno. Zapominają dziękować, a z czasem uznają, iż to normalne i oczywiste – dostawać wszystko na srebrnej tacy z niebieskim brzegiem.
Tak też było z Justyną. Od pierwszego dnia znajomości Ewa postanowiła, iż zrobi wszystko, by Justina czuła się w rodzinie dobrze, komfortowo i wygodnie. Ewa i jej mąż Damian, ojciec Jakuba, niedawno się przenieśli do pięknego domu za miastem. Kilka tygodni po poznaniu zaproponowali Justynie, by została u nich na noc…
Od tego dnia Justyna ciągle mieszkała u Jakuba w pokoju, już nie pytając o pozwolenie ani swojego chłopaka, ani jego rodziny. Jakby to było coś oczywistego.
Nikt nie miał nic przeciwko, ale czasem rodzice dorosłego syna chcieliby pobyć sami albo tylko z synem, we trójkę, jak rodzina.
Ale takiej możliwości już nie było. Justynie w tym domu było bardzo wygodnie, nie tak, jak w małym mieszkaniu jednopokojowym z matką i babcią. Trzeba przyznać, iż dom był świetnie wyremontowany, wszystko do wygodnego życia. Lodówka zawsze pełna różnego jedzenia. Smaczne i świeże posiłki zawsze gotowe. choćby nie trzeba sprzątać. Ewa, jako prawdziwa gospodyni, wszystko robiła sama i z przyjemnością.
I Justynę zawsze wszędzie zabierali. A choćby w gości do przyległego miasta.
Przyjaciółka Ewy, Irena, zawsze ugaszczała całą rodzinę. Pyszna kolacja, miękka, czysta pościel, wesołe rozrywki. Naturalnie wszystko to dotyczyło także Justyny. Była przecież członkiem rodziny.
W rodzinie Ireny wszyscy również ją polubili. Ona też czuła się u nich dobrze. Nakarmią, napoją, zabawią. Życie jak w bajce.
Przez te trzy lata, gdy Justyna była dla rodziny Jakuba jak członek rodziny, poleciała nad morze dwukrotnie za darmo, mimo iż pracowała na dobrej posadzie i dobrze zarabiała. Zobaczyła wszystkie ośrodki wczasowe w okolicy, też nie zapłaciwszy ani grosza, nie wspominając choćby o wspólnych wydatkach na wycieczkach.
Co więcej, niczego choćby nie kupiła, ani ciasteczek do herbaty.
Dla kogoś postronnego mogłoby się wydawać, iż Justynę traktowano wręcz rozpieszczająco, jak w dobrych, szczodrych i gościnnych rodzinach.
Ale nie. Ani Ewa, ani jej mąż, ani Jakub nigdy nie mieli złego zdania o Justynie. Zawsze była wesoła, bezpośrednia i otwarta. Żadne złe myśli nie przychodziły do głowy Ewie aż do tego feralnego dnia 8 marca.
Tego dnia dwie najlepsze przyjaciółki postanowiły świętować razem. Irena przyjechała do miasta, gdzie mieszkała Ewa. Wynajęły luksusowy pokój w drogim hotelu. Mieli dostęp do basenu, kompleksu SPA, a na dodatek masaż w prezencie. Mogli również zaprosić kilku gości, ale tylko do jedenastej wieczorem.
Przyjaciółki świetnie się bawiły. Piły szampana, wiele się śmiały, rozmawiały o wszystkim.
Idyllę przerwała… Ktoż by inny? Oczywiście, Justyna. Zaskakujące, ale jednak.
– Ewa, dzień dobry. Jakub mówił mi, iż jesteście dziś w SPA? Mogę do was na chwilę przyjechać?
Ewa początkowo choćby straciła głowę. Myślała, iż dwie dorosłe kobiety, najlepsze przyjaciółki, mają prawo czasem być tylko we dwoje. W końcu wyrwały się z kieratu domowych obowiązków, zostawiły mężów i dzieci (a Irena miała troje, niech będzie). Po co im ktoś jeszcze w takim dniu? Jest im dobrze tak. Wesoło, miło, cudownie.
Ale odmówić Justynie było jakoś nie na miejscu, jakoś niezręcznie.
– No dobrze, przyjedź – wydukała zaskoczona.
– Spodziewamy się kogoś jeszcze? – zdziwiła się Irena.
– Tak, Justynka na chwilę wpadnie do nas.
– Och, no dobrze. Przygotowałam dla niej prezent, myślałam, iż po prostu ci go dam, ale w takim razie wręczę osobiście.
– Mój też mam ze sobą. Miałam go wręczyć w domu… no cóż.
Po piętnastu minutach Justyna była już przy drzwiach pokoju.
– Ojej, ale tu pięknie! Jak cudownie. Czy SPA już działa? Chcę skorzystać, mam mało czasu.
Zaraz narzuciła biały szlafrok i poszła się odprężyć i zrelaksować.
Irena i Ewa spojrzały na siebie zaskoczone, ale wzruszyły ramionami i kontynuowały wcześniej przerwaną rozmowę. W międzyczasie przyniesiono do pokoju zamówioną kolację. Była wyśmienita. Przyniesiono i ostrygi, i małże, wyborne owoce i słodycze. Ryby, kawior, prawdziwie luksusowo. Tego dnia nie można było sobie niczego odmawiać.
Kiedy przyjaciółki rozkoszowały się wyśmienitą kolacją, Justyna wróciła.
– O, co my tu mamy? Jakie pyszności, mmm… – bezceremonialnie dołączyła do towarzystwa.
Ewa i Irena raz jeszcze poczuły się nieco spięte, ale nie dały po sobie znać.
Wtedy Ewa postanowiła rozluźnić trochę atmosferę i wręczyła Justynie prezent.
– O, super. Przecież właśnie takiego chciałam! – odparła niewyraźnie, wciąż jedząc kolejną ostrygę.
Irena również złożyła życzenia Justynie i przytuliła ją serdecznie.
Ale w odpowiedzi była cisza. Nie padło ani słowo dziękuję, ani też jakiekolwiek życzenia. Można było odnieść wrażenie, iż ósmy marca to tylko jej święto.
– No dobrze. Muszę już lecieć. Koleżanki już mnie czekają, muszę jeszcze zajechać do domu, włosy umyć i się przebrać.
– Jestem ciekawa, Justyna. Czy wiesz w ogóle, iż Jakub na ciebie czekał w domu? No cóż, byłaś dziś w pracy. Nie widzieliście się w ciągu dnia. A teraz? Czy on ci nie powiedział?
– Mówił, mówił. Ale już wspominałam, iż koleżanki mnie czekają. Zarezerwowały stolik w klubie. Chcę się dziś z nimi bawić.
– Przygotował dla ciebie kolację. I prezent. Spodoba ci się, zobaczysz.
– Mama umówiła się z synem co do prezentu z wyprzedzeniem. Kupiła bransoletkę, a Jakub, oszczędzając przez kilka miesięcy, dokupił do niej kolczyki. choćby o takim prezencie Justyna nie mogła marzyć. Ale widząc jej chłodną reakcję na prezent, Ewa poczuła się zasmucona. Zastanawiała się, czy Justyna oczekiwała czegoś innego, czy po prostu przestała być wdzięczna.
– Prawdopodobnie to drugie. Rodzina Jakuba rozpieściła ją tak mocno, iż wszystko, co dla niej robili, było dla niej oczywistością.
– Justyna, może znajdziesz też chwilę dla Jakuba? On też się pewnie przygotował i czekał na ciebie – Ewa jakby nie mogła się uspokoić.
– Możesz pojechać z nim do klubu, a on cię odbierze. To nic pilnego. Przyjadę do niego jutro. Znajomi zaprosili nas przecież na wycieczkę na quadach. Już od dawna chciałam pojechać.
– A kolacja? A prezent?
– Zje sam, a prezent jutro odbiorę. Fi.
Justyna zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Nie złożyła życzeń ani Ewie, ani Irenie z okazji święta, ani też nie przyniosła żadnych prezentów. Pojechała dalej się bawić. Nie tam, gdzie czekał na nią ukochany, ale tam, gdzie po prostu chciała się rozerwać tego wieczora. W tej chwili wiele rzeczy nabrało sensu.
W pokoju zapadła cisza.
– Ewa, nie chcę nic zasugerować, ale…
– Tak. Rozumiem. I wiem, iż w dużej mierze sama jestem sobie winna. Za dużo zrobiłam dla tej dziewczyny. Tak dużo, iż zapomniała, jak mówić: „dziękuję”. Ale doskonale nauczyła się korzystać z ludzi.
Przyjaciółki postanowiły nie zepsuć sobie wieczoru rozmowami i myślami o bezwstydnej Justynie.
Nazajutrz Jakuba czekała poważna rozmowa z mamą.