Otwórz szeroko drzwi

newskey24.com 19 godzin temu

Drzwi uchylone

Gdy Kornelia wróciła ze sklepu, drzwi do mieszkania były lekko otwarte. Nie na oścież – tylko niedomknięte, z wyraźnie wyważoną szczeliną między futryną a skrzydłem. Jakby ktoś wszedł, spojrzał wokół, zawahał się na moment – i wyszedł, nie zdecydowawszy się zostać. Albo, przeciwnie, wciąż tu był.

Postawiła torby z zakupami na podłodze i zastygła. Serce tłukło się cicho, ale szybko. Żadnego szmeru, żadnych kroków. Tylko cisza i lekki przeciąg, który poruszał róg dywanu w przedpokoju. I jeszcze – ledwo wyczuwalny zapach czegoś obcego, nietypowego dla jej domu. Tytoń? A może po prostu ulica? Wciągnęła powietrze, ale znów było zwyczajne.

Od trzech lat mieszkała sama. Po tym, jak Kacper odszedł – najpierw do wynajmowanego mieszkania, potem do innego miasta, potem do cudzego życia. Napisał do niej dwa razy. Pierwszy raz – żeby zabrać sweter, drugi – żeby powiedzieć, iż się żeni. Nie odpowiedziała. Nie z gniewu. Po prostu nie wiedziała, co mówić, gdy nikt już nie pyta. W środku dawno wszystko się zatarło – została równa, trochę smutna powierzchnia, jak zasypane śniegiem okno: niby są ślady, ale nie wiadzo, czyje.

Powoli weszła, rozejrzała się po korytarzu. Wszystko na swoim miejscu. Kurtka na wieszaku. Parasol w kącie. Listy na półce. Ani śladu nieładu, ani zmiętego dywanika, ani przesuniętego buta. Wszystko – jak zawsze, i wszystko – nie tak. Zamknęła drzwi, przekręciła klucz i włączyła alarm. Migotanie zielonej lampki trochę ją uspokoiło. Chociaż gdyby ktoś chciał – dawno by zniknął. A jednak – został osad, jak ciche echo za plecami.

W kuchni wszystko było tak, jak zostawiła rano. Kuchenka wyłączona. Kubek w zlewie. Książka na parapecie, otwarta w połowie. Na brzegu strony – zagięcie. Pamiętała, iż położyła zakładkę. Ale może się pomyliła. A może ktoś czytał. Albo tylko przekartkował. W powietrzu jednak coś się zmieniło. Jakby je delikatnie przesunięto. Jakby ktoś przeszedł przez pokój i wyparował, zostawiając ledwie wyczuwalną pustkę. Nie niepokój – raczej odcisk obcej obecności.

Wróciła do przedpokoju i dopiero wtedy zauważyła: na komodzie leżało stare zdjęcie. Nie w ramce – po prostu odbitka. Trochę wypłowiała, z zagiętym rożkiem. Kornelia pochyliła się. To było zdjęcie, które dawno schowała do szuflady. Ona i Kacper. Z dziesięć lat temu. Obejmuje ją od tyłu, a ona się śmieje. Ktoś z przyjaciół zrobił to na pikniku. Wtedy wszystko wydawało się trwałe, prawie na zawsze. Teraz – wycięte z innego czasu. Ktoś je tu zostawił nieprzypadkowo.

Zdjęcie leżało równo. Nie mogło spaść samo. Ktoś je wyjął. Popatrzył. Zostawił. I wyszedł. Czy na pewno? Kornelia rozejrzała się, nasłuchiwała, jakby w ścianach została echPo chwili wzięła zdjęcie do ręki, a wtedy na jego odwrocie dostrzegła napisane jego charakterystycznym, koślawym pismem: „Zawsze byłem tu blisko”.

Idź do oryginalnego materiału