Oto życie: Straciliśmy 20 cennych lat, ale nasz czas nadszedł!

twojacena.pl 4 dni temu

Takie jest życie: Straciliśmy 20 cennych lat, ale nasza chwila nadeszła!

Nazywam się Daria Sokołowska i żyję w Kaśnie, gdzie województwo warmińsko-mazurskie kryje swoje urokliwe uliczki wśród brzozowych gajów. Nigdy nie mogłam stać się jego ulubioną – los nie dawał nam szansy, by zbliżyć się jako para. A on, mój Aleksander, skakał w wir miłości raz po raz, oddając się kobietom, które łamały mu serce. Dwadzieścia lat krążyliśmy wokół siebie, ale dopiero teraz, u schyłku naszej młodości, życie zlitowało się nad nami.

Wszystko zaczęło się w dziesiątej klasie, kiedy Aleksander pojawił się w naszej klasie. Nowy, nieśmiały, z otwartym sercem, od razu przyciągnął moją uwagę. Po siedmiu miesiącach zakochał się w Elizie, naszej klasowej koleżance — rezolutnej, przebiegłej z figlarnym uśmiechem. Udawała, iż odwzajemnia jego uczucia, bawiła się nim jak marionetką. choćby przedstawiła go rodzicom — ci byli zachwyceni „dobrym chłopcem”. A za jego plecami Eliza romansowała z najpopularniejszym chłopcem w szkole, Damianem. Aleksander zamykał oczy na prawdę, dopóki nie przyłapał ich razem na imprezie w domu Elizy. Ale choćby po tym nie odszedł — pozostał jej cieniem, jej przykrywką. Rodzice Elizy uważali Damiana za chuligana i zakazywali jej się z nim spotykać, a Aleksander był ich „idealnym zięciem”. Dzielił ją z innym i znosił to. Ja, jego przyjaciółka, wysłuchiwałam jego usprawiedliwień, jego łez, jego bólu. Tak to trwało przez lata.

Później była Natalia — miła, wesoła, ale niegotowa na poważne życie. Aleksander marzył o rodzinie, o dzieciach, i kiedy powiedziała „tak” na jego propozycję, uwierzył, iż to na zawsze. Ale w dniu ślubu uciekła — nie założyła sukni, nie przekroczyła progu urzędu, po prostu zniknęła. Aleksander pogrążył się w otchłani rozpaczy. Byłam obok — już jako koleżanka z pracy, prawa ręka. Widziałam, jak tłumił ból w pracy, jak przysięgał, iż nigdy więcej się nie zakocha. Ale wtedy pojawiła się Olga — dusza towarzystwa, zabawna, lekka. Wszyscy ją uwielbiali i zdawało się, iż kochała wszystkich. Aleksander kochał ją bez granic. A potem dowiedział się: czeka dziecko z innym. Na porodzie pojawił się biologiczny ojciec, ale nie uznał dziecka. Aleksander dał mu swoje nazwisko, wychowywał go jak własnego. Olga zdradzała raz po raz, a on wszystko znosił – dla dziecka, dla miłości, która w nim płonęła. Dopóki nie zadziwiła go: zaprosiła go, by był chrzestnym na jej ślubie z nowym mężczyzną. Aleksander zgodził się — wciąż opiekował się jej synem, usprawiedliwiając jej lekkomyślność.

Następną była Marta — wymagająca, jak kapryśna księżniczka. Kazała mu prowadzać ją do restauracji, podawać śniadania do łóżka, organizować luksusowe wakacje. Przez trzy lata nadstawiał karku dla niej, aż zrobiła awanturę w samolocie z powodu godziny opóźnienia lotu. Prosto w powietrzu rzuciła go, krzycząc, iż nie jest jej godny. A potem była Julia — zazdrośnica do szaleństwa. Aleksander – wierny, oddany – nigdy nie dawał powodów. Ale ona znienawidziła mnie, jego przyjaciółkę. Pracowaliśmy razem, byliśmy nierozłączni jak brat i siostra. Julia zażądała, by odszedł z pracy – przeze mnie. Mówiła, iż w domu zbyt często o mnie mówi. Tak, spędzaliśmy dni razem, ale między nami nie było nic oprócz przyjaźni. Kochałam go skrycie, a on tego nie widział. Miałam chłopaka, Michała, który wiedział, iż moje serce jest zajęte innym. Pogodził się z tym, żył ze mną, jakby czekając na cud. A Aleksander wpadał w nowe romanse, wierząc w ich szczerość. Tak się rozdzieliliśmy na dziesięć lat.

Dziesięć lat później spotkaliśmy się w kawiarni na kaszyńskim rynku. Czas się zatrzymał. Rozmawialiśmy godzinami, śmialiśmy się, wspominaliśmy. Nie wyszłam za mąż, on – też nie. Przez te lata przeżył jeszcze trzy puste związki, a ja rozstałam się z Michałem – on znalazł tę, która dała mu całą siebie. Ja czekałam na Aleksandra. „Nie znajdę prawdziwej miłości, z którą przeżyję życie. Widocznie nie jestem godzien,” — powiedział, patrząc w pustą filiżankę. I wtedy nie wytrzymałam — chwyciłam jego dłoń i pocałowałam. Odsunął się: „Co ty robisz? Nie rób tego z litości!” Litość? Żałowałam tylko siebie — za lata milczenia. „Aleks, nie widzisz? Kocham cię od szkoły!” — wypaliłam, drżąc. Zamarł. Przyznał, iż też mnie kochał, ale uważał tylko za przyjaciółkę, bał się zapytać, bał się zniszczyć to, co było. Straciliśmy dwadzieścia lat przez tę ślepotę.

Teraz jesteśmy razem już 22 lata. Ostatnio nasza córka, Eliza, wyznała: jest zakochana. Jej chłopak — dobry, szczery, widzę, jak ją adoruje. Co jej powiedziałam? „Nie czekaj dwadzieścia lat, jak my. Żyj swoją miłością teraz.” Z Aleksandrem przegapiliśmy tyle czasu, ale nasz moment nadszedł. I dziękuję losowi za każdy dzień u jego boku — za jego dobroć, za jego serce, które tak długo mnie szukało w obcych ramionach. Życie bywa okrutne, ale czasem daje drugą szansę. Chwyciliśmy ją — i nie wypuszczamy nigdy.

Idź do oryginalnego materiału