Magda Kowalska siedziała na werandzie, a chmura zaparowego poranka barczyła łagodnie nad powierzchnią jeziora. Lato zawsze dla niej zaczynało się od tych wczesnych ranek cisza, delikatna chłodna miazga, pierwsze promienie słońca i zapach pieczonych ziemniaków z sąsiadki. Była to dawna kuźnia jej wspomnień. Tysiąc razy tu siedziała. Ale ten poranek był inny. To był ostatni.
Babciu, czemu się nie śpieszysz? Kasia, wnuczka Magdy, wychyliła się zza drzwi, zasnuta po pół mózgu.
Lubię patrzeć, westchnęła senilnie, unosząc rękę w stronę strumienia światła. Idź tutaj, musisz to zobaczyć.
Kasia opadła na schodkach, głowa na łopatce babci. Miał czternaście lat, a nastolatki w tym wieku nie znoszą wcześniaków, zwłaszcza w przerwach szkolnych. Ale od momentu, gdy dowiedziała się o sprzedaży posesji, zaczęła szanować każdy chwytający na tę ziemią szczegół.
Babciu, może przemyśl to jeszcze raz? Wczoraj byłaś taka zdecydowana… zapytała.
Moja droga, nie mam siły tam walczyć. Zabijaję się z winogradem, z płotem. Przez zapłacenie robotników za siebie nie mogę. Gdzieniegdzie kawał dachu pękł.
Tato i mama mogą pomóc! zaprotestowała Kasia.
Twoi rodzice są na letnim urlopie z laptopami przy stółku, cały czas na wiadomościach. Tylko raz w lipcu tatko pomalował płot, a potem trzy dni leżał z uderzeniem lędwiami.
No to mama…!
Twoja mama wyrywa się co dwa tygodnie, aby przynajmniej wtopić za Warfarem, a potem wygląda jakby kimś parła.
Ale…
Żadnych ale, moja solne, uśmiechnęła się z uśmiechem, który mówił, iż tajemnicy nie przenoszą się. To mój ostatni lato w tym domu. A może i twoje. Lepiej nie tęsknić za tym, co jeszcze nie przeszło, tylko spędzić te dni w taki sposób, iż nikt ich nie zapomni.
Magda delikatnie pogłaskała głowę wnuczki, wstała i ruszyła na kuchnię dzisiaj będzie popołudnieniowy kawałek chleba. Wieczorem przyjeżdżają ciotka Ewa i wujek Andrzej.
Kasia cieszyła się na ich wizytę. Wizyta rodzyny zawsze pyszniła się mową, szumem z kuchni i szmyganiem między wniebowiałymi lobaczami, których matka nie potrafiła trzymać u siebie. Ciotka Ewa, choć siedemdziesiątka, rozumiała młodzież lepiej, byle jednym oczkiem.
O południu dom wypełnił się głosem i zapachem pieczeni.
Magdo, przyniosłam koszyki z siewami! Trzy rodzaje pomidorów, jak prosiłaś zawołał wujek Andrzej, przesuwając na parapecie opakowane torebki.
Na dobre? Z jaką przeklętą potrzebą?! roziała się ciotka Ewa.
Z tego samego powodu, co w kuchni: pomidory są lepsze, a jeszcze się czegoś nauczymy! uśmiechnęła się Magda.
I tak wszystko sposobne pokręcił głową Ewa. Trzydzieści pięć lat czymyś tu. Tak wiele świąt, tyle polów, tyle grilla…
Nie, mój chłopcze. Już powiedziałam. Póki co, lepiej zajmij sie, czy pod jakim kątem wisiał jest podwójny rabat.
Podczas gdy dorosli przechodzili przez ogród, Kasia przemierzał powoli wyznaczoną przez siebie trasę, dotykając każdej rośliny jakby pożegnawania. Starość jabłoni, na której rozbijała się ręką przez telefon trzy lata temu. Potem potknięcie zbóż w ciemnym kącie, gdzie kryła się z kuzynem Piotrukiem, dopóki babci nie pomogła ich złapać. Ruszt z winorośli, którego nie wolno było włazić, ale zawsze, zawsze im się udało. Każdy metr ziemi był nasycany wspomnieniami.
Hej, siostrzyczko, spójrz, może pomóc Ci przynajmniej poluszyć warzywa! wywołała kuzynka Ewa.
Po kolacji mowy i kawy rozdzielają się na stół. Wujek Andrzej opowiadał o sąsiedku, który zarządził dźwięczki na cztery godziny rano, Ewa dzieliła się poradami dietetycznymi, a babka wspominała, jak tutaj zobaczyła jej narzeczonego.
Kiedy to był? zapytała Kasia, przelizując ukośnym wzrokiem stół.
Pamiętam, iż był mroczny. Tak zasunięty, iż tylko tyłek miał czas do poprawy jego…
Miał Piperkę? zaśmiała się Kasia.
To ty z Piperką, nie on wzruszyła ramionami.
I tak, za każdym razem, za stołem, nie mogli się powstrzymać, by nie znów nie wspomnieć już nieżyjącego męża Magdy. Był tu przecież, wśród roślin, wśród wspomnień, wśród dusz. Trzydzieści pięć lat, aż dopóki tarczy nie w końcu nie zmusiło go do opuszczenia drabiny na pień pergulosy. A teraz i owo domowe miejsce będzie inny.
No, to kto kupuje? zapadła cisza jakby znana uczuciem lutowe.
Młoda dama z jej schönem, bez dzieci odpowiedziała Magda, krzycząc lekki uśmiech. Lubią ten obszar. Praca od domu ich damy poemska. Mam nadzieję, iż uczą się ze sobą.
Kawał ci objazdu. Ewa szarpnęła się, żeby jeszcze chwytając szal.
Nie, mój dziczyk, nie cofam się do tego. Chętnie, wiesz. To musi być.
Czyli dopiero końcowy numer? zapytała Kasia z nadzieją.
Kije, moja cygielka odpowiedziała Magda, uśmiechając się z żalem. Oni już mają plan, mają projekt domu. Tu będzie nowa rzecz. Tylko indyjskich zaszczytów nie będzie, bo tylko mogą to zrobić.
Po kolacji mężczyźni zczytywali porę z lata, a kobiety zajmowały się tempiem zgryzania pierwszych owoców. W kuchni Magda zapełniała słoiki w melek.
I co z tym cała wieczność tam wisi? zapytała Ewa, wyjmując kolejny.
Oddam. Ciotce, wniebowiatym dzieciom, sąsiadom. Ja sama ich nie zjem.
Czyli może w końcu dofinansujemy całość? My jako cała rodzina?
Ciam, to już robiliśmy. Już zrobiłam wybór. To nie tylko o pieniądzach. To o czasie. Trzydzieści pięć lat, a teraz czternaście więcej, które to spędziłam tutaj, mając jego. Ale… teraz pora nowego wiatru.
A co z Tobą, Magdo? Od sześćdziesiątki jesteś za Warfarem, a teraz jeszcze do siorus? Na serio, co?
Będziemy się widzieć, i to będzie moja nowa historia pomrukiwała, patrząc na kuchenną pralkę.
W nocy, gdy słońce już opaściło się na południe, rodzina zebrali się przy starej jabłoni. Wujek Andrzej rozchodził się, zapalając ogień, Ewa przygotowywała warzywa na grill, a Kasia przestawiała stołki z wody i saszetek. Kafel.
Bez grillu to nic nie zaczyna się powiedział tatuś Kasi. Pa, za babkę, za dom, za wspomnienia!
Za babkę! podniosła Kasia szklankę z sokiem.
Rozmowy były tak smaczne, jakby nad morską szumkami. Wspomnienia przeszywane żartami, żarty przeszywane nowością, nowość przeszywana planowaniem.
Czemu nie wiedziałeś tego, iż tutaj było wcześniej? zapytała Magda, gdy nikt nie mówił.
Tu był tylko sadzik odbierł raz Andrzej.
To nieprawda skoncentrowała się Magda. Kiedy kupiłam to miejsce, wskrzesiłam fundament opuszczonego domu. Za jabłoniami, tam, gdzie teraz oleanders, była kobieta z mężem i trzema dziećmi. Potem wojna, potem bezcrecywszość, potem racja 1950 roku. Fundament w końcu się roztopił.
A zawsze milczałaś?
Bo uważałam, iż ten dom ma swoją historię, swoją duszę. Bo wtedy, gdy narratorzy ją wypowiedzą, ona zniknie. Ale już mogę.
W nocy, przy gwiazdach migocących jak lśniące mrowce, Magda wyjęła coś z pod szafy w stodole, coś, co leżał otoczony pokrywami z plastykami.
Co to by? zabolał Andrzej.
Nie wiesz, póki nie rozpakujemy odpowiedziała Magda, uśmiechając się mądrze.
To był sznurek wysokiego sznura, który były ułożony jakby do nośnego dyla. Rozniesi troskliwie, przymocowali go między drzewami, a potem cała rodzina przemierzała go, oglądając noc.
Kiedyś tutaj leżeliśmy i liczyliśmy padające gwiazdy wspomniała mama Kasi.
Tym razem, może i my? zaproponowała Kasia.
I to z rozterką pokoju prychnęła Ewa.
Powinniśmy to zrobić. Chodźcie.
Na polanku przy domku rozłożono mezze, rozpakowano sosy, a Magda w końcu wyjęła coś z cienia.
To był摄影作品.
Co to jest? zapytał Andrzej.
To pyszny plakat od… sznura. Prawie cały testament jego męża. Kupił to, ale nie wystarczyło mu czasu, by go już użyć. Teraz to nasz.
W nocy, gdy wszyscy już poszli spać, Magda i Kasia opłakiwali ostateczne lato.
Znajdź coś do domu! zawołała Kasia, gotując stary skrzynki na poddaszu. No cóż to, to?
To mój brat, Kamil, mój zmarły. To są sąsiedzi z osiedla, Kowalscy. Przesiedli się do Warszawy. A to, to ty, jakaś mała z tym, co ciopnie.
A to! To tato! zawołała Kasia, wskazując na zdjęcia. Przy.StylePriority?
Tak, z Kacznikiem. To młody wiek. Co kilometrów dalij był ich dom.
A to… to mama!
Tak, bardziej, to była ich znajomość. Potem się założyli. Tak, jak to jest teraz.
Jak romantycznie westchnęła Kasia.
Ale to nie jest ja ta potrzebna. U ciebie będzie inna pamięć. Może jeszcze lepsza.
Niewiara… wyjęła Kasia. Ale jak jest?
Znajdziesz swoją osobową, moja droga. I ona nie będzie mniej bezcenna.
Na półwieczu listopadu, gdy wszystkie paczki były wrzucone, Kasia po raz ostatni obejrzała to miejsce, przez które przeżyła te tysiące wspomnień. Magda zmarła z ręką otwarta, jakby chciała jeszcze raz dotknąć każdego zakrętu.
Krxjsz, byłem… widząc nowych właścicieli. Młoda para, może z dzieckiem, może bez. Czujemy się szczęśliwi, iż się to udało.
Pielęgnuj to miejsce. Magda powiedziała to, kucając, jakby chciała przesłać serce tej ziemi. Czekaj, moja krocha! Tu są wspomnienia. Mogę ich dać do Was.
W sierpniu gorąco było takie, iż parzyło oczy. Dni biegły długimi, przeszywanymi byle ruchom dnia.
Jutro przyjadą, żeby podpisać papiery powiedziała Magda na kolacji.
Tak szybko? zachwyciła się Kasia. Myślałam, iż jeszcze mamy czas…
Czas zawsze chodzi jak zapałka uśmiechnęła się Magda. Ale nowy czas można zrobić szumny.
W ostatniej nocy Kasia nie mogła zasnąć. Wyszła na werandę, usiadła na schodkach, nasłuchując syren, szelestu melek.
Nie spisz się? głos babci w nocy.
Chcę je wszystkie zapisz szepnęła Kasia. Każdy dźwięk, każdy zapach.
Ja również, moja cygielka. usiedła obok. Byłem chcielić, czy dobrze robię, sprzedając ten dom. A potem doszedłem do wniosku: tak. Bo tutaj będzie rosnąć pożegnanie, tutaj będzie się śmiał dzieciom. To właśnie dom potrzebuje bycia żywym.
A co z nami?
My będziemy dalej. A może, w przyszłości, ty przyjdziesz i powiesz: 'Oto dom mojej babci’.
W nocy, gdy wszystko już było zakończone, Kasia i Magda usiadły w domu, do jutra spotykali się z nowymi właścicielami.
Zdrowie, wdzięczni, iż mogliście się nam dofinansować powiedziała piękna kobieta.
Pielęgnujcie to miejsce powiedziała Magda, dając paczkę z pismem. To część jego historii.
Gdy byli juź kierowani do domu, Magda zrobiła ostatni obchód posesji, wyrażając ostatni pożegnanie. Kasia płakała, nie mogąc się powstrzymać.
Babciu, a pamiętaj, iż mówiłaś, iż pora dla nowego wiatru? zapytała, gdy siedziały w samochodzie.
A nie znamy, dokąd?
Mam nadzieje, iż do ciebie powiedziała Kasia, uśmiechając się cieplej. Ale…
Mam bilet do Zakopanego, już od dawna chciałam tam być. A ponieważ, to będzie nasz nowy początek.
I tak, razem, z podróżą do gór, z ciągnięciem nowego życia, ciepła i miłości, które już nie opuścią ich, bo dom to nie tylko ściany, ale i dusze, które raz się spotkają.