Ostatnie lato na wsi

twojacena.pl 4 godzin temu

Miał być ostatni lato na piasku. Tuman jak cienka szara narzuta spokojnie cieniował spokojną powierzchnię rzeki. Iwona Kowalska siedziała na werandzie stądka i patrzyła na zachodzące słońce. Lato dla niej zaczynało się od tego momentu cisza, chłód, pierwsze promienie i zapach pieczonego pieczarkowego pieczywa ze sąsiadki. Ile takich zachodów spotkało ją w życiu? Nie policzy. Ale ten był wyjątkowy. Ostatni.

Babcia, czemu nie śpisz? Ania, wnuczka Iwony, rozwijać się na progu domu, posiekana, zapaliła istnieć.

Admira, zgodziła się kobieta, siadaj tu, szukaj jaką piękność.

Ania zapadła się obok stopni i położyła głowę na ramię babci. Miała czternaście lat, a chłopcy w takim wieku nie lubią wstawać przed świtem, zwłaszcza wczasie. Ale od momentu, gdy się dowiedziała o sprzedaży piasku, zaczęła cenić każdy drobiazg związany z tym miejscem.

Babcia, a może jednak się zdecydujesz skorygować? za sofistą raz zapytała Ania.

Moja droga, byłbym z tego wzruszona, ale wiadomo, iż nie mogę utrzymać piasku. Moje ręce już nie te, plecy nie ten, a środków na robotników brakuje. Zakosztowanie się odrostka, dom wymaga remontu.

Ale my możemy z tatusiem pomagać, z mamą zaczęła dziewczynka.

O, wasi rodzice i tak cały lato na pracy. choćby urlop spędzają z telefonami w ręku, trzymając się kontakcie z firmą.

Nieprawda! wzburzona zaprzeczyła Ania. W zeszłym roku tata malował ogrodzenie!

Malował, przyznała Iwona Kowalska. A potem trzy dni leczył plecy i obiecał już więcej nabrać młotka. A babci tylko i wyłącznie udaje się wywościć na dwa weekendy, sadzać warzywa, a do wieczoru z trudem rozpoznaje ręce.

Ale

Żadnych ale, delikatnie przerwała wnuczce babcia. Już się zdecydowałam. To moje ostatnie lato na piasku. Pijmy, żeby twoje także było wyjątkowe. Dajmy, nie będziemy się smucić z góry, lepiej spędzić te dni tak, by zapamiętać je na zawsze.

Iwona Kowalska miękko pogładziła wnuczkę po głowie i wstała.

Idę rozdotkować ząbkowanego ciecznicy. Dzisiaj wiele rzeczy do nas przyjedzie wujek Marek z ciocią Jolą.

Ania ożywiła. Przyjazd krewnych zawsze oznaczał dużo historii, pyszny obiad i szansę porozmawiać z ciocią Jolą, która, mimo pięćdziesięciu lat, rozumiała młodzież lepiej niż niektórzy rówieśnicy dziewczyny.

Do południa stąd wypełnił się głosami.

Jolka, przewozić someka! Trzy gatunki pomidorów, jak poprosiłaś, ogłosił głośno wujek Marek, nosząc do domu mocnie upakowane skrzynki.

Kbíłdzi somka, kmieś spełny piasek? posłyszał się warkliwy głos Joli.

Przecież takie pomidory do jesieni będą! Udajemy się zjeść! uśmiechnęła się Iwona Kowalska, objęta gościami.

All dozaj myśli, iż sprzedajesz, pokręcił głową Józef. Trzydziesci lat tutaj jeździmy. Tyle świąt bażyli, tyle szaszłyków pieczonych

Już ci mówię, nie zaczynaj, zatrzymała go Julia. Już sto razy to omawialiśmy. Lepiej powiedz, dokąd szuflady stawiać?

Podczas, gdy dorośli zajmowali się somekiem, Ania chodziła po dziedzińcu, dotykając każdy krzak, każde drzewo, jakby się od nich odprawiała. Stare jabłonie, z której przepadła trzy lata temu i złamała rękę. Krzaki czarnego porzeczka, gdzie ona i bratanek Karolkowy kryli się od babci, zjedzając porzeczki aż do bólu w brzuchu. Osuwające się parner, gdzie zabraniano im wchodzić, a oni zawsze się inkluowali. Każdy narożek, każdy centymetr ziemi był przesycony wspomnieniami.

E, zniewolona, okrzyknęła Myła, idź pomagać ziemniaki myć!

Za obiadem, jak zawsze, rozmawiali o wszystkim. Wujek Marek opowiadał o sąsiadzie z mieszkania, który zaczął remontować o trzy godziny przed świtem w nocy, Julia dzieliła się sekretami nowej diety, a babcia wspominała, jak ona z dziadkiem zobaczyli pierwszy raz ten teren.

Kiedyś tu panował dżungla, opowiadała Iwona Kowalska, krojąc ogórki do sałatu. Józef mój, niech będzie mu rajek, od razu powiedział: Iolka, to nasz piasek. Tu będzie dom, tu sad, a tam, u rzeki, taktykę wzniesiemy na poranne herbaty.

A taktykę wprawdzie tak i nie wzniesiono, zauważyła Józef, rozlewając herbatę.

Nie udało się, westchnęła Iwona Kowalska. Wszystko wydawało się, iż czasu wóba, iż jeszcze uda się. A potem go nie było, zawołała. A teraz i piasku już szykuje się nie być.

Wszyscy milczeli. Tylko słychać było, jak pochylają się pszczelki za oknami i stękają stare zegary na ścianie.

No, to kto kientnicy? pierwsza przerwała ciszę Julia.

Jówa rodzina z małym dzieckiem, odpowiedziała Iwona Kowalska, ożywiona. Miła się podoba. Chcą tu mieszkać stale, miejską apartament zdrażają, same na naturę. Mąż programista, może pracować w domu.

I kiedy rozgrywka?

Na końcu sierpnia. Przyjeżdżali, sprawdzali, wpłatę zostawieli.

Może się wycofają, z nadzieją szepnęła Ania.

Nie wycofają, z żałości ciągnąć się babci. Już plany robią, i projekt do budynku pokazujesz. Tutaj nowe życie zacznie się.

Po obiedzie mężczyźni udali się naprawiać werandę, która poszybiona była przez zimę. A kobiety pozostały na kuchni, wykazując pierwsze owoców na zimę.

I dokąd to wszystko? zapytała Julia, zakłując kolejną butelkę z kompotem.

Rozdaję, krótko odpowiedziała Iwona Kowalska. Ciębie, dzieci, sąsiadów. Mi jedna tyle nie zje.

Słuchaj, a może, prawda nie warto sprzedawać? My byśmy się podzielili cały rodziną na remont…

Julia, przerwała jej Iwona Kowalska, omawialiśmy to. Moją decyzję podjęłam. To nie tylko z powodu środków i moich sił. Czas pomyśleć o przeszłości. Trzydzieści lat my z Józefem tu byliśmy szczęśliwi, potem ja jeszcze piętnaście lat jeżdżę tu, by czuć jego obecność. Ale wiesz trzeba dalej iść.

A dokąd ty sobie dalej masz zamiar idzić na siódmym dziesiętku? skeptycznie przeczytała Julia.

A zobaczysz, zagadkowo uśmiechnęła się Iwona Kowalska.

W nocy, gdy słońce już klęczało, cała rodzina zebrali się u starego gрушki. Wujek Marek rozgrzał grill, ciocia Julia sznurkowała mięso na szaszłyki, a Ania z przyjazdowymi rodzicami rozmieszczali krzesła wokół improvisowanego stołu dużego pnia, który już dawno służył tej roli.

Piasek bez szaszłyków to nie piasek, wygłosił ojciec Ani, otwierając butelkę wina.

Proponuję toast, podniósł kieliszek wujek Marek, kiedy wszyscy usiedli wokół stołu. Za naszą Iwonę Kowalska, która stworzyła to miejsce, włożyła w nie duszę i zrobiło je bliskie dla wszystkich z nas!

Za babcię! podniosła szklaneczkę z soku Ania.

Rozmowa płynęła powoli, jak rzeka niedaleko. Wspomnienia zmieniły się w żarty, żarty na nowiny, nowiny na plany na przyszłość.

A wy wiecie, iż tu było przed nami? niespodziewanie zapytała Iwona Kowalska.

Nic tu nie było, machnął ręką Józef, tylko zarośla.

Nie, pokręciła głową Iwona Kowalska. Kiedy kupiliśmy ten teren, znalazłam w zaroślach starożytny fundament. Tam, za jabłonkami, wskazała ręką w stronę dalekiego rogu dziedzińca. Pytałam się starszych mieszkańców, i jedna babka, miała wówczas za dziewięćdziesiąt, opowiedziała, iż przed wojną tu mieszkała rodzina leśnika. Byli trzy dzieci i duży dom. A potem zaczęła się wojna, mężczyzna poszedł na froncie i nie wrócił. Żona z dziećmi jeszcze pewnie przez jakąсь czas tu mieszkała, a potem wyjechała do krewnych. Dom powoli się rozpadł, został tylko fundament, który potem zaroślnął.

I mnie żadnego o tym nie powiedziałaś? zdziwił się Józef.

Wydawało mi się, iż to miejsce powinno mieć swoją historię, swoją duszę. I bałam się, iż jeżeli opowiem, to ta historia stanie się tylko słowami, a nie tajemnicą. Ale teraz teraz istnieje opowiedzieć. Teraz zacznie się nowa historia.

W rozmowie nie zauważyli, jak się zmieniło na ciemno. Gwiazdy wydęły się na niebie, jakby ktoś rozsypywał srebrny porcelan.

Pamiętacie, jak leżeliśmy tu z wamą na kocach i rozpoznawali padające gwiazdy? marzyła matka Ani.

A niechmy leżeć teraz? zaproponowała Ania.

Co ty, rosa już wypadła, zaśmiała się ciocia Julia.

A mam pomysł, wstała Iwona Kowalska. Idźcie do domu, pokażcie coś.

W starożytnej szafce pod warstwą kurzu ona wygrzebała wielki pakunek.

To co? z ciekawością zapytał Józef.

Za chwilę zobaczycie.

Na polanie przed domem Iwona Kowalska rozpakowała pakunek. To okazał się duży prążkowany hamak.

Józef kupił, ale zawiesić nie zdążyliśmy, wyjaśniła. Leżał wszystkie te lata. A teraz na czas doskonale użyć.

Mężczyźni przykuwili hamak między dwiema brzozami, i niedługo cała rodzina po kolei majali się w nim, patrząc na gwiaździste niebo.

Wiem, o czym chcę prosić, kiedy zobaczę padającą gwiazdę, szepnęła Ania, gdy nastąpiła jej kolej.

O czym? spytała leżąca niedaleko na kocie babci.

Aby nowi właściciele mieli na to miejsce tak samo, jak my.

Iwona Kowalska cisnąć się ręce wnuczki.

Na kolejny dzień, kiedy goście rozjechali się, babcia z wnuczką zostali w dwójce. Decydowali się, iż Ania spędzi wraz z babcią cały lato, pomagając zbierać i pakować rzeczy.

Wyobrażasz, iż znalezłam stare fotoalbumy! zawołała dziewczynka, grzebiąc na piwnicy.

Przynieś tutaj, zajrzymy razem, odpowiedziała Iwona Kowalska, która gotowała na kuchni kolację.

Usadowić się na starożytnej kanapie, przeglądały żółtele paradę stron, rozglądając zdjęcia.

To kto? żądliwo zapytała Ania, wskazując niosący twarze.

To wujek Wacław, brat twojego dziadka. A to nasz sąsiedzi, Kowalscy, oni dawno już przenieśli się do miasta.

Przeglądając album, doszły do zdjęć, gdzie Aninego rodzice byli jeszcze maluszkami.

O!, to tata! zaśmiała się dziewczynka, wskazując chudy chłopka z rozwiniętymi uszami.

Tak, twój tata. Miał tutaj może dziesięć lat.

A to to mama! wskazała Ania na córkę z półkami, stojącą obok chłopka. Oni już wtedy się wspinać?

Oczywiście. Ich piaskowe sąsiedztwo było obok siebie. Wzrastali, razem uczyli się. A potem pożeniły się.

Jak romantycznie, westchnęła Ania. Jak u mnie nigdy nie będzie takich wspomnień o piasku. O tym, jak rosla, jak spotkała свою miłość…

U ciebie będą inne wspomnienia, miękko rzekła babka. Może, choćby lepsze niż te.

Wątpię, zaburknęła Ania.

Iwona Kowalska westchnęła i zamknęła album.

Wiesz, co zrozumiałam przez moją długą życiową? Dom to nie ściany, nie część ziemi. Dom to ludzie, to wspomnienia, to miłość. I wszystko to niesiemy w sobie, dokąd byśmy nie pojechali.

A dokąd my pojedziemy? z ironią zapytała Ania.

Ja do nowego mieszkania przy twoich rodzicach. A ty… ty będziesz przyjeżdżać do mnie na weekendy, i będziemy robić twoje ulubione pierniki z jabłkami, chodzić do parku i opowiadać sobie historie. I, być może, kiedyś u ciebie będzie własny piasek.

Dziewczynka milczała, ale mocno objęła babkę.

Lato płynęło swoim tokiem. Każdy dzień był pełen małych rzeczy: chwastować plotski, wylewać kwiaty, zbierać owoce, rozkuwać stare rzeczy. Ale teraz każde działanie nabrało szczególnego znaczenia.

Babcia, patrisz, co someka! Ania wbiegła z dalekiego rogu dziedzińca, trzymając w rękach jakiś przedmiot.

Co to? wbiła się Iwona Kowalska.

Nie wiem, wykopanie przy tego samego fundamentu, o którym mówiłaś.

Iwona Kowalska wzięła w ręce znalezisko to była stara metalowa skrzyneczka, pokryta rdzą.

Ciekawe, co w środku? z zaciętymi oczyma zapytała Ania.

Trudno otworzyć pokrywkę, a wewnątrz znajdowało się kilka żółtele kartek i złożony w czworaka arkusz papieru.

Szanowna Anna, zaczęła czytać Iwona Kowalska. jeżeli znalazłaś to list, oznacza to, iż ja nie wróciłem z fronu. Wiedz, iż pragnąłem cię od serca i myślałem o tobie każdej chwili. Dbaj o dzieci i opowiedz im o mnie…

Głos Iwony Kowalskiej zadrżał, i nie mogła kontynuować.

To list od tego samego lesnika? wyszła zgadka Ania.

Podejrzewam, iż tak, przytaknęła babka, przekazując list wnuczce. Tylko on,看来, nie zdążył go wysłać. Pozostawił tutaj, w skrytku.

I jego żona nigdy nie wiedziała, iż on pisał jej… potrząsnęła Ania.

Kto wie, zamyśliła się Iwona Kowalska. Może, iż pisał jej wiele listów. A może, iż ona czuła jego miłość i bez słów.

Co robimy z listem?

Myślę, iż należy go oddać nowym właścicielom. Niech to zrobi się część historii domu.

W sierpniu czynność stała nieprzystępna. Dni płynęły powoli, jakby sama istota natury nie chciała się rozstawać z mieszkaniami starego piaskowego domu.

Zajutrze przyjadą покупатели, podpisać dokumenty, oznajmiła Iwona Kowalska na kolacji.

Tak szybko? rozczuliła się Ania. A ja myślałam, iż mamy jeszcze czas…

Czas zawsze kończy się nieoczekiwane, moja droga, uśmiechnęła się babka. ale nowy czas także może być piękny.

W ostatnią noc na piasku Ania nie mogła skośnie. Wyszedł na werandę i usadowiła sie na stopniach, nasłuchując dźwięków nocy. Gdziekolwiek w oddali wrzeszczała sowa, szumiały liście, piskali tajganci.

Nie możesz sny? odezwał się głos babki.

Chcę zapamiętać wszystko, szczero przyznała Ania. Każdy dźwięk, każdy zapach.

Ja też, Iwona Kowalska usadowiła się obok wnuczki. Wiesz, długo myślałam, czy dobrze postępuje, sprzedając piasek. I doszłam do wniosku, iż tak. Bo tu będzie mieszkała rodzina, tu będą rosnąć dzieci, tu będą wybuchać głosy i śmiech. A to właśnie to potrzebuje dom bycia żywym.

Czym my? cicho zapytała Ania.

A my będziemy żyć dalej. I, kto wie, mogą, kiedyś ty przywołasz tu swoje dzieci i powiesz: Spojrz, tu kiedyś była piasek mojej babki.

Następnego dnia przyszli nowi właściciele młoda para z małym synem.

Cześć, jesteśmy tak zdziwieni, iż zgodzicie się sprzedawać nam ten teren, uśmiechnęła się młoda kobieta, daje ręce Iwone Kowalskiej.

Odbudujcie go, rzekła stara kobieta. Tutaj każdy narożnik chroni wspomnienia.

Będziemy z pewnością dbać o sad, obiecał młody mężczyzna. I, jeżeli chcesz, zawsze możesz tu przjechać w gości.

Dziękuję, kiwnęła Iwona Kowalska. A to dla was, podała skrzyneczkę z listem. Część historii tego miejsca.

Gdy wszystkie dokumenty zostały podpisane, a rzeczy upакowane, Iwona Kowalska w ostatni raz obeszła dziedziniec, rozstając się z każdym drzewem, każdym krzakiem. Ania chodziła za nią, nie ukrywając łez.

Babcia, a pamiętasz, ty mówiłaś, iż idziesz dalej? spytała dziewczynka, kiedy już pryszły wsiedzieć w samochodzie. Dokąd ty zamierzasz iść?

Iwona Kowalska zagadkowo uśmiechnęła się.

Mam bilet na pociąg do Zakopanego. Już dawno zawsze chciałam tam bywać.

Babcia, ale ci… Ania zawahała się.

Siedemdziesiąt osiem, zaśmiała się Iwona Kowalska. I co z tego? Najwyższy czas na podróże. I wiesz, co? Ty pojadziesz ze mną.

Ja?! rozszerzyły się oczy Ani.

Tak. Już zgodziłam się z twoimi rodzicami. Zamiast tej piasku, u nas będzie nowe przygodę. Ostatnie lato na piasku to tylko początek nowej drogi.

Samochód ruszył, zabierając ich dalej od piasku, gdzie przemijowało wiele lat. Ale w sercach Iwony Kowalskiej i Ani płonęła nie tylko tęsknota za rozstaniem, ale i euforia nadchodzących odkryć. Powiedziane, dom to nie ściany, a ludzie. I choć długo byli razem, zawsze będą domem, gdzie by byli.

Idź do oryginalnego materiału