Старzejące się poraneczki
Mgła cicho opadła jak cienka ściereczka na stawie. Krystyna Jędrzychówna siedziała na werandzie wieczorki i z dala wpatrywała się w poranny czerwonawo-niebieski wybrzeg rzeki. Lato dla niej zaczynało się w tym samym momencie cisza, chłodniusko, pierwsze promienie słońca, zapach pieczonym piekiem od osiedzkiej rodziny. Tu przyszło jej już nie wiadomo ile miłościcych poranków. Ale ten był inny. Ostatni.
Baciku, cholera, czemu nie spałaś? Kasia, wnuczka Krystyny, ziewając, otworzyła drzwi z kuchni.
Patrzę odparła z uśmiechem, dotykając klaczyki stół. A ty tu, poczekaj, ładnie to wygląda.
Kasia pofatygowała się na stopniach i usiadła kuciem przy babuni, głowę opierając na jej łopatce. Miałła czternaste, a jak każda nastolatka w tym wieku nie lubiła wcześnie wstawać, zwłaszcza po wakacjach. Ale od momentu, gdy usłyszała pismienie o sprzedaży wieczorki, zaczęła cenić każde centymetr, każde leciejsze powiewy i każdy zapach.
Baciku, może jednak zrezygnujesz? pytanie wyleciało z ust w tysiąc raz.
Mój Bóg, przeciwnie, ale nie mogę już tego prowadzić. Ręce już te, plecy nie te, a na pomocników nie mam. Dzikie rośliwie, a dom się wali.
Ale moglibyśmy chyba… z tatą, z mamą… pomóc…
O, twoi rodzice i tak cały lato w pracy. choćby na urlopie burdelują z telefonami w rękach, jakby nie byli już w wakacjach.
Nie słuchaj! wypaliła Kasia. W przeszłym roku tata malował płot!
Krystyna uśmiechnęła się.
Malował. Ale potem trzy dni leżał z krzywym plecikiem i zabiegał, by więcej tego nie brać do ręki. A twoja mama udaje się tylko na kilka weekendów, chmurzy kapusta, a już po południu ledwo guziki rozpinasz.
Ale…
Żadnych ale powiedziała łagodnie babuśka. Już się zdecydowałam. To moje ostatnie lato na wieczorku. Potraktuj też to jako coś wyjątkowego. Lepiej nie martw się z góry, tylko przeżyj te dni tak, by ich nie zapomnieć.
Krystyna pogładziła raczko głowę wnuczki i wstała.
Idę postawić czajniczek. Dziś dużo spraw do nas przyjadą Władysław i Halina z dziećmi.
Kasia podskoczyła. Przyjazd rodznych zawsze oznaczał mnóstwo historii, czujny obiad i możliwość pogawędki z Haliną, która, choć była już w wieku pięćdziesiątek, znała język młodych.
Do południa wieczór zamienił się w gwar i radosne głosy.
Krysiu, przyniosłam nasienie! Trzy gatunki marchewek, jak prosiłaś zawołał Władysław, unosząc worki z nasionami.
Skoro już nie jesteśmy właściciele, to na co nam nasiona? huknęła z kuchni Halina.
Ależ jakie marchewki będą jesienią! Zdołamy jeszcze zjeść! westchnęła Krystyna, mieszając zbożowo rozmowy rodzinne.
I tak mi lipie rzekł Władysław, opierając się o fotel. Trzydzieści lat tu byliśmy. Ile świąt ugotowaliśmy, ile szaszlika wypieczono…
Trzymaj się, mój drogi odparła Halina. Już sto razy o tym mówiliśmy. Skoro już tak, to rzuć robienie i jedz, niech poczują jak mają.
Podczas gdy dorośli przetrząsali szuflady, Kasia przez cały dzień cicho rozglądała się po przytocznicy, dotykając każdej sosny, każdego kłącza, jakby się od nich pożegniała. Stare jabłoń, z której skoczyła trzy lata temu i uderzyła się w staw. Trzcinak, w którym ukrywała się z dalekim ciotkowym bratem, jedząc aż do bólu. Pomarańczowa chatka, strzegiona jak tajemnica. każdy cm eski ziemi miał przesiąkniętą historią.
Hej, marzycielko zawołała Halina idź pomóż czyszczenie ziemniaków!
Przy kolacji, jak zawsze, krążyły wszystkie kwestie. Władysław opowiedział o siedzibie sąsiadów, Halina dzieliła się nowymi dietami, a Kasia słuchała, jak babuśka wspominała, jak odmalowała dom po raz pierwszy.
Kiedy tu przyszliśmy, to takie buczymy były opowiadała Krystyna. Gdy twojego dziadka Goffa tu przyprowadzałam, mówił: „Krysiu, to nasz kawałek ziemi. Tu będzie dom, tam sad, a u rzeki kurtyka na leniwe popołdniowe kawki.”
Kurtyki do dziś nie ma uśmiechnął się Władysław, ladując herbatę do kubków.
Nie zdążyliśmy westchnęła Krystyna. Zawsze myślałam, iż czasu niy zbiór, iż się zdąży. A potem go już nie było. A teraz będzie choćby i miejsca nie.
Wszystko zapadło w ciszę. Słyszalne były tylko pluskawki komarów i rozbijane głosy brzoz.
No to kto ten nowy właściciel? pierwszasia zapytała Halina.
Młoda para z małym synkiem powiedziała Krystyna i przycisnęła się do łóżka, czując nadzieję. .Przyszli, oznajmili, jak im się podoba. Ona weźnie dom, a ona będzie mieścić się na chłodno w mieście. On siedzi w pracy.
Kiedy przystaną formalności?
We wrześniu. Przyjechali już, widzieli, chowka jest.
Może jednak jeszcze się zawahają? spytała Kasia, czując tęsknotę w głosie.
Nie. zasmucona babuśka uśmiechnęła się. Oni już wiedzą, co płan. Nowa historia będzie się tu zaczynać.
Po kolacji mężczyźni poszli na ogrodzenie porośniętej werandy, a kobiety zostawiły na kuchni, warząc cytrynowy kompot.
Skąd wszystkie te słoiki wyjmujesz? spytała Halina, opuszki podkładając pod taczkę.
Podarować pokrótce odparla Krystyna. dzieciom, sąsiadom, tobie, tylko ja tyle nie zjem.
A może naprawdę nie sprzedać? zatroszczyła się Halina. Byśmy się wywlekli, poprosili…
Halisko przerwała ją Krystyna. Już to już było. Wzięłam z siebie decyzję. To nie tylko o pieniędzach czy siłach. Trzeba czasami zwolnić. Trzydzieści lat z Goffą byliśmy tutaj szczęśliwi, potem jeszcze piętnaście lat, by móc czuć jego obecność. Ale jak już mi mówiłaś trzeba działać dalej.
A dokąd idziesz, jeżeli na osiem miesięcy? spytała z wyrazem ciekawści.
Świadomości.
W wieczór, kiedy słońce spadało za grzybką, cała rodzina zebrali się u starej brzoz. Władysław zapalił w przyciemczeń luksus, Halina uchodziła mięso na szaszliki, a Kasia wspólnym z rodzicami układ kapstołów.
Wieczór bez szaszliku to nie wieczór odezwał się ojciec Kasi, po wyjęciu butelki z bocianki.
Za naszą Krysią, która utkpiła to miejsce, włożyła tu duszę i zrobiła go domem dla wszystkich podniósł szklankę Władysław.
Wszyscy rzucili szklanki. Pamięć zmieniały się w żarty, a żarty w nowe przyszły.
Wiecie, co było wcześniej to tutaj? nagle spytała Kasia.
Tu był bukszpan i karwasz odparł Władysław, machnąwszy ręką. Nic, tylko brusy.
Nie potrząsnęła głową Krystyna. Kiedy tu kiedy dobrałyśmy, w tamtym miejscu, u brzóz, znajdowałam fundament. Starsza pani, była za sto, opowiedziała, iż była tu wcześniej rodzina stróża lasu z trójką dzieci i sztucznym domem. A potem wojna, wychodzi, jak i nie wrócił. Kobieta z długiem dzieci uszli. Dom zniszczyły, ale fundament został, a krycia się początkowo z tych brzóz.
Przecie mi mówiłaś zdziwiła się Halina.
Bo chciałam, by to miejsce dostały opowieść, tajemnicę. Wtedy mogła zmienić się w czyste słowa? Teraz pora opowiedzieć.
Podczas czachnienia, nie zauważyli, jak noc rozkılowała się, by żarzyć na ziemi. Gwiazdkę, które wyłazły jak serelowe krople.
Pamiętaj, jak leżeliśmy tutaj z wami i liczyliśmy padające gwiazdki? mruknęła mama.
A dlaczego byśmy teraz nie zmieścili? zasugerowała Kasia.
Ale masz rosoł zaczęła się śmiać Halina.
Mamy pomysł wstała Krystyna. Idźcie do góry. Pokażę wam coś starego.
Z pod spodu ciasnego szafy wykazała zakłutowany opakowanie.
Co to? spytał Władysław, włączając światło.
Macie już zobaczyć.
Na wierzyjnicach przed domem rozwiązała opakowanie. Był to rozcięty gągław.
Stary Goffa kupił, ale zawsze był przegadany z kłuciem wyjaśniła. Leżał tyle lat. A teraz czas użyć.
Mężczyźni przymocowali gągław między modrzewiami, a wszyscy zachiwają, patrząc na niebo.
Znaję życzenie, które chcę zrobić, kiedy padnie gwiazda szepnęła Kasia, gdy do niej przysypiał.
A o co? spytała obok leżąca babuśka.
Aby nowi właściciele lubились to miejsce tak jak my.
Krystyna cisło ścisnęła rękę wnuczki.
Dzień następnego, kiedy goście odpłynęli, babuśka z wnuczką pozostały z dwa. Postanowiły, iż Kasia zostanie przez lato, pomagając upakować rzeczy.
Wiesz, znalazłam stare albumy! zawołała Kasia, zerkając na strychu.
No to do mnie powiedziała Krystyna, doprowadzając na kuchni herbatę.
Usiedły na starej sofie i na stronozie oglądały zdjęcia.
Kto to? pytała Kasia, wskazując twarze.
To Władysław, brat twojego dziadka. A to są Karpiowie, byli sąsiedzi, juz dawno odpłynęli do wielkiego miasta.
Głęboko w albumie doszły do zdjęć, na których Kasia patrzyła na dzieckie zdjęcia rodziców.
O, to tata! zrzesiła się dziewczynka, wskazując chuda facjatę z przycupioną mieszką.
Tak, twój tata. Miał może dziesięć lat.
A to… to mama! wskazała Kasia na dziewczynkę z kucykami. Oni już wtedy się zaprzyjaźnili?
Tak. Dwa domy sąsiadkowe. Wzrostli wspólnie, wspólnie uczyli się. A potem zawstydził się.
Jak romantycznie westchnęła Kasia. A ja nigdy nie będę mieć takich wspomnień o wieczorku. O tym, jak rosnę, jak spotkam swoją miłość.
Masz inne wspomnienia powiedziała z łagodności babuśka. Może choćby lepsze.
Wątpię burzliwie odpowiedziała Kasia.
Krystyna przegarnęła album i zamknęła.
Wiezh, co poznieni z mojego życia. Dom to nie ściany, nie ziemia. Dom to ludzie, to wspomnienia, to miłość. I to, co go tworzy, symbolicznie przynosi z nami.
A gdzie pojedziemy? prychnęła Kasia.
Ja do nowego mieszkania przy was. A ty… przyjedziesz, będziemy robić Twoje ulubione ciastka, spacerować i opowiadać się z historii. I, może kiedyś, masz będzie własna wieczorka.
Dziewczyna milczała, ale objęła babuśkę.
Lato płynęło swoją zasłużoną drogą. Każdy dzień był kryjówką małych rzeczy: sadzenie, wodowanie, zbieranie, zbieranie. Ale teraz każda czynność miała inny charakter.
Baciku, zobacz, co znalazłam! Kasia krókawszy przbiegła z dala, trzymając何か.
Co to jest? zapatrzyła się Krystyna.
Nie wiem, wykopanie przy tym samym, o którym mówiłaś.
Krystyna wzięła przedmiot była starożytne złoto, pokryte pachtą.
Czy coś jest w środku? spytała Kasia, zaintrygowana.
Wybrzuszona pokrywa otworzyła się, z kawałki papieru i zdjęć.
Kochana Anno zaczęła czytać Krystyna. jeżeli to znajdziesz, chyba nie wrócił z linii frontu. Wiem, iż byłaś we mnie. Są dzieci i chcesz, by znali…
Głos babuśki zakrzypał.
To list od tego stróża? odgadnęła Kasia.
Ciekawie skinęła głową Krystyna, podając list. Tylko, iż on nie zamiast wysłać. Zakrył go, gdzieś w tatule.
A jego żona nigdy nie dowie się, iż pisał jej…
Kto wiódł zapatrywała się Krystyna. Może napisał dużo listów. A może ona czuła jego miłość i bez nich.
Co z tym zrobić?
Myślę, iż warto przekazać to nowym właścicielom. Niech to będzie część histori.
W sierpniu upał był straszny. Dni ciągnęły się w nudnym, spokojnym koszmarze.
Jutro przyjadą nabywcy, podpisać dokumenty poinformowała Krystyna kolacji.
Już tak szybko? rozpaczała Kasia. Myślałam, iż mamy jeszcze czas…
Czas zwie jak coś, dziecko uśmiechnęła się babuśka. Ale nowy czas też może być miły.
Ostatnią noc przy wieczorku Kasia nie mogła zasnąć. Wyszła na werandę i usiadła na stopniach, wyciągając ucho, żeby usłyszeć każdy dźwięk nocy. Gdzieś daleko piekły się ćwierki, szeptały liście, wliczali się w żyłkach.
Nie śpisz? usłyszała głos babuń.
Chcę zapamiętać wszystko szczerze powiedziała Kasia. Każdy dźwięk, każdy zapach.
Ja też uszła Krystyna, siadając obok. Wież, przez całą naszą Barbosz powiedziała, czy słusznie jest sprzedawać wieczorka. Tak, ponieważ tutaj będzie życie, dzieci, śmiech. A to właśnie daje dom być żywy.
Ale co z nami? zapytała cicho Kasia.
My żyjemy dalej. I kto wie, może któregoś dnia ty sprowadzisz tu swoje dzieci i powiesz: Patrz, tu była dom naszej babki.
Na rano przyjechali nowi właściciele młody para z synkiem.
Dzień dobry, bardzo się cieszymy, iż zgodziliście się sprzedać nam ten kawałek ziemi wyszła młoda kobieta, wyciągając rękę Krystynie.
Zupełnie nie trzeba powiedziała stara pani, lekko uśmiechając się. Każdy centymetr przechowuje wspomnienia.
Będziemy się o nie opiekować obiecał mężczyzna. A jeżeli chcecie, zawsze możecie przyjechać.
Dziękuję skinęła Krystyna. A to wasze podała skrzynkę z listem. Czas historyjki.
Gdy wszystko zostało zakończone i rzeczy upakowane, Krystyna zrobiła ostatni patrol po terenie, ujmuując każdy chłon, każdy krzak. Kasia szła po babuń, nie ukrywając łez.
Baciku, pamiętaj, mówiłaś o działaniu dalej? spytała dziewczynka, gdy już siedziały w samochodzie. Dokąd idziesz?
Krystyna zachęcająco uśmiechnęła się.
Mam bilety na pociąg do Zakopanego. Od dawno chciałam tam być.
Baciku, ale ci już… Kasia zatrzymała się, nie kończąc zdania.
Siedemdziesiąt osiem roześmiała się Krystyna. A cóż z tego? Najlepszy czas na wędrówki. Wiem, co? Ty też się z wycieczki wzięłam.
Ja?! oczy Kas鳁ki rozszerzyły się.
Tak. Już się porozmawiałam z rodzicami. W zamian za tę wieczorkę mamy nowe wyzwanie. Ostatnie lato to początek nowej drogi.
Samochód ruszył, odjeżdżając od wieczorki, gdzie przeżyly się tyle lat. Ale w sercach Krystyny i Kasi płonęła nie tylko tęsknota, ale i euforia nowych odkryć. Dlatego dom to nie ściany, tylko ludzie. I dopóki będą razem, będą zawsze u siebie, gdziekolwiek są.