Nie jestem zaskoczona ani postem, ani reakcją na niego. Jestem zasmucona, nie pierwszy raz, kondycją polskiego społeczeństwa.
Komu przeszkadza kreda na chodniku?
Właśnie, komu przeszkadza chmurka i słoneczko nabazgrane niezdarnie na chodniku dziecięcą rączką? Plansza do gry w klasy, kamyk pod stopą? Komu przeszkadza kreda, którą zmyje pierwszy letni deszcz?
Myślę, iż komuś bardzo przygnębionemu, to jedno.
Drugie, ten facet jest dla mnie symbolem naszych czasów, szczególnie w miastach. Sterylnych, betonowych placów, zamkniętych osiedli ze sterylnymi mieszkaniami, w duchu minimalizmu. Przede wszystkim jest dla mnie symbolem niechęci, jaka w nas narasta.
Do dzieci, do ludzi starszych, do niepełnosprawnych, do w pełni sprawnych. Różniących się od nas pochodzeniem, krajem urodzenia, typem urody, wyznaniem, upodobaniami seksualnymi. Tolerancja? Gdzie ona jest, drodzy państwo, wskażcie mi ją.
Ten mężczyzna jest znakiem tego, gdzie się zapędzamy. W kozi róg braku otwartości na innych lękiem przed tym, co niepoznane, nie nasze. W róg naszych zamkniętych mieszkań na zamkniętych osiedlach, w rogi naszych zamkniętych głów.
Każda okazja jest dobra do ataku
Facetowi oberwało się poniekąd słusznie, nie da się ukryć. A jednak to też zasmuca. Jak łatwo rzucamy się innym do gardeł, jak wygłodniałe wilki. Każdy pretekst do afery jest wystarczająco dobrym pretekstem.
Nie potrafimy złożyć poprawnie zdania, ale znamy całą paletę przekleństw, wiemy, jakiego użyć, by skutecznie znokautować przeciwnika po drugiej stronie ekranu.
Nasze dzieci malują tęczę na chodnikach, my oblewamy się gnojem pasywnej agresji pod płaszczykiem wielkomiejskich ludzi sukcesu.